Nie słabnie polityczne zainteresowanie Konfederacją i trudno się temu dziwić. Sondaże pokazują bowiem, że to, kto będzie rządził Polską po wyborach, zależy w dużej mierze nie tyle od okopanych w swym 18-letnim już sporze hegemonów: PiS i PO, ile od mniejszych partii, kroczących i konkurujących między sobą w drugim sondażowym szeregu. I choć stronnictwo Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka obsadza się dziś dość chętnie w roli rozgrywającego po wyborach, to nic nie wydaje się jeszcze przesądzone.
Sezon i refleks
Wiele już słusznie powiedziano i napisano o tym, dlaczego Konfederacja, której notowania jeszcze rok temu ocierały się czasem o 5-proc. próg wyborczy, dziś zajmuje w sondażach mocne trzecie miejsce z poparciem w okolicach nawet 15 proc., a jesienią może stać się siłą przesądzającą o losach władzy.
Czytaj więcej
Żadne z opozycyjnych ugrupowań nie pali się do podpisania paktu z Czarzastym.
Niechęć niektórych wyborców do klasycznych partii politycznych jako takich, zmęczenie części z nich 18-letnim już duopolem PiS–PO, skręt obu tworzących go hegemonów w kierunku socjalnej licytacji czy wreszcie plebiscytowość przesłaniająca merytoryczny wymiar kampanii – wszystko to sprawia, że kontrowersyjna dotąd dla wielu Konfederacja, nie wiele się właściwie zmieniając, części wyborców objawia się jako racjonalne antidotum na ostentacyjność, sztampowość czy pewną jarmarczność polskiej polityki, a może nawet jako swoisty biegun jej racjonalności. Tak wyborcy deklarujący dziś poparcie dla Konfederacji odczytują zapewne jej ofertę wymiany klasy politycznej, powrotu do wolnorynkowych fundamentów gospodarki, bardziej racjonalnej polityki społecznej czy nieulegania presji poprawności politycznej. To pragnienie innej polityki jest u części wyborców tak silne, że gotowi są puścić mimo uszu niektóre skrajne – a czasem skandalizujące – publiczne dywagacje liderów czy nestorów Konfederacji.
Kluczowe zatem wydaje się to, że sondażowy sukces Konfederacji ostatnich miesięcy jest efektem nie tyle własnej wyszukanej oferty tej partii, ile raczej trafnego i zręcznego odczytania nastrojów i deficytów obecnego kampanijnego sezonu. W tym sensie partia wolnorynkowych narodowców przypomina dziś nie tyle mniej renomowanego biegacza, który na dwa miesiące przed zawodami zaskoczył wysoką formą, ile raczej żeglarza, który płynąc pod rebeliancką, a dla niektórych radykalnie prawicową, banderą, złapał w swój żagiel silny wiatr społecznych nastrojów ignorowany dotąd przez wielkie polityczne wielomasztowce.