W Wielki Piątek opłakiwaliśmy rany umęczonego Boga, w niedzielę radowaliśmy się triumfem Zbawiciela, aby w lany poniedziałek polać to, co należy. Ale czy w tych pobożnych zajęciach znaleźliśmy czas, żeby się zastanowić nad sensem odkupienia?
Odkupić, znaczy zapłacić, aby otrzymać utraconą wartość, która do nas należała. Jaka siła wymagała od Jezusa najstraszniejszej męki, aby zapłacił nią za ludzkie grzechy? Jeśli Ojciec, to był On mściwym i pełnym pychy tyranem. Takiego Boga trzeba się bać, ale nie sposób Go kochać. Skoro tylko męczeńska śmierć Syna mogła Go zaspokoić i skłonić do odpuszczenia przewin, to niczego dobrego nie można się spodziewać, gdy – po grzesznym życiu – staniemy przed tak srogim obliczem. A jeśli nie Ojciec – bo przecież jest On w Trójcy jednością z Synem – to jaka siła stojąca jeszcze wyżej ponad Bogiem takiej ofiary wymagała? Jeśli tak, to Bóg nie jest wszechmocny… Może to Heraklitowy Logos, objawiający się też w Ewangelii św. Jana jako Słowo, które staje się ciałem? Wielka niepojęta i nienazwana siła stojąca na straży równowagi Wszechświata; są też takie głosy, gdy mowa o odkupieniu.