A już na pewno, jeśli podwyżkę dostanie polityk. Bo wiadomo, polityk to nierób, leń, oszust i złodziej. I, co jak co, może i kryminał to mu się należy, ale podwyżka i dobre zarobki - na pewno nie.
I tak od lat każdy, kto śmie publicznie powiedzieć, że zarobki polskich władz, ministrów czy posłów są śmiesznie małe, natychmiast naraża się na kpiny, niepohamowaną nagonkę organizowaną przez tabloidy i przeciwników politycznych, a przede wszystkim może być pewien nienawiści elektoratu, który odwraca się od niego w takich chwilach w tempie błyskawicznym.
Co z tego, że każdy zdrowo myślący wie, iż osoby decydujące o naszym losie, powinny zarabiać na tyle duże pieniądze, żeby chciało się im o tym naszym losie myśleć i zarywać noce. A nie skupiać się na tym, by czas ministerialno-rządowy wykorzystać do poszerzenia kontaktów, głównie biznesowych, które po zakończeniu kadencji dadzą mu miękkie lądowanie i to za kasę, która pozwoli wreszcie godnie żyć. Co z tego, że każdy zdrowo myślący wie, iż zarobki w administracji rządowej są tak małe w porównaniu do sektora prywatnego, że fachowcy omijają takie posady szerokim łukiem. A nawet jeśli ktoś się zdecyduje na transfer w tę stronę, to pokazywany jest jako niezwykłe zjawisko, nieprawdopodobny wręcz propaństwowiec, albo ktoś, kto się już w życiu dorobił i teraz może popracować na rzecz państwa hobbystycznie. Co z tego, że każdy zdrowo myślący człowiek widzi w tym coś z patologii, iż minister polskiego rządu zostając zwykłym europosłem, natychmiast zarabia wielokrotnie więcej przy wielokrotnie mniejszej odpowiedzialności. Bo już o tym, że europoseł, który zostaje prezydentem kraju jest finansowo zdegradowany, lepiej w ogóle nie wspominać.