– Połączyłem biznesowe aspiracje z miłością do piwa – tak początkach swojej firmy mówi Tomasz Brzostowski, który dwa lata temu założył browar rzemieślniczy Brodacz. Zanim jednak pasje obrócił w biznes przez kilka lat sam, w domowych warunkach warzył piwo.
Z pasji do chmielowego trunku
– Student politechniki musi kochać piwo – śmieje się Tomasz. Na Mazurach, z których pochodzi, nie było sklepów, których asortyment spełniałby jego potrzeby. Dopiero przeprowadzka do Trójmiasta otworzyła przed nim nowe horyzonty – mógł poznawać nowe smaki i studiować receptury nietypowych piw. W miarę picia apetyt rósł, a rynek wciąż nie spełniał jego oczekiwań. Zaczął więc robić piwo w domu – Warzyłem około 40 piw miesięcznie dla siebie i swoich najbliższych – opowiada Brzostowski.
Domowe hobby niebawem przestało mu wystarczać, a ambicje prowadzenia własnej firmy rosły. Brzostowski wszystko postawił na jedną kartę – dwa lata temu rzucił etat handlowca łożyskami tocznymi, zaciągnął pożyczkę dofinansowaną przez fundusz europejski i otworzył własną działalność – Nie znałem dobrze branży, nie znałem panujących w niej zasad. Wiedziałem tylko rosnący trend i modę na piwa rzemieślnicze – mówi Tomasz.
– Poszedłem na żywioł – wspomina. W razie nieudanej próby był gotów oddać pożyczone 50 tys. zł. – Nie była to zawrotna suma, ale odpowiednia ilość pieniędzy, która pozwalała mi założyć firmę bez dożywotniego kredytu. Z perspektywy czasu uważam, że powinienem zainwestować cztery razy więcej, dzięki temu już na starcie miałbym większe możliwości rozwoju – opowiada Brzostowski.
Dwa lata temu pomysł na założenie browaru rzemieślniczego, choć nie był już nowatorski, nadal pozostawał świeży. Raczkujący polski rynek niezależnego piwa jedynie zza granicy mógł czerpać wzorce. Jednak sam biznes w każdym kraju wygląda inaczej, a w Polsce ciągle się tworzy. Nic więc dziwnego, że wielu przedsiębiorców popełnia kosztowne błędy. Brodacz już w pierwszym roku swojego istnienia wypracował zyski. - Początki jednak nie były łatwe, dużo pieniędzy straciłem przez swoją niewiedzę: nietrafione zakupy czy błędy w zaopatrzeniu – wspomina Tomasz Brzostowski.