– Większość pozwoleń wydanych w województwie pomorskim dotyczyła poszukiwań militariów i nie dotyczyła osób fizycznych, tylko różnych stowarzyszeń zrzeszających poszukiwaczy. Chodziło więc o eksplorację na szerszą skalę, np. Mierzei Wiślanej. Dlatego przed wydaniem pozwolenia stawiamy warunek, by nadzór nad poszukiwaniami sprawował archeolog. Nie przypominam sobie też, by ktoś w ostatnich latach zawiadomił nas o cennych znaleziskach, co oczywiście nic nie znaczy – twierdzi Marcin Tymiński.
Słabe prawo
Sami poszukiwacze narzekają na kiepskie prawo, które pozwala za zabytek uznać praktycznie wszystko, a gdy nie poinformuje się o zabytku konserwatora, można wpędzić się w kłopoty.
– Obecnie zabytkiem może być wszystko, od prehistorycznych narzędzi, po łyżkę aluminiową czy kapsel po piwie. Teoretycznie więc można zostać skazanym za sztućce z PRL, które odnalazło się w miejscu, w którym dawniej działał bar mleczny. Dlaczego? Zgodnie z ustawą o ochronie zabytków jest nim nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową – wyjaśnia Piotr Lewandowski, prawnik fundacji Thesaurus.
– To, czy dana rzecz jest zabytkiem, zależy od oceny urzędnika. Nie ma także ustalonej cezury czasowej. Zabytkiem może być więc rzecz wyprodukowana przed rokiem oraz niekoniecznie znajdująca się w rejestrze zabytków lub w spisie inwentarza muzeum. Jednocześnie ta sama ustawa surowo karze tych, którzy nie uzyskali odpowiedniej zgody na poszukiwania – podkreśla Piotr Lewandowski.
Jadą na Zachód
Kwitnie więc czarny rynek.
– Kiepskie polskie przepisy doprowadziły do tego, że kwitnie czarny rynek, m.in. militariów. Są one masowo wywożone do krajów Europy Zachodniej, ponieważ można na tym nieźle zarobić. Za małą płytkę z pojazdu pancernego otrzyma się 500 euro, a za zegar z deski rozdzielczej czołgu nawet kilka tysięcy euro, za cały czołg np. Tygrys czy Pantera 15–20 mln euro. Dlatego opłaca się kraść. W ten sposób Polska traci bezpowrotnie część swojej historii. Ale tym nasze władze w ogóle się nie przejmują – tłumaczy Piotr Lewandowski.