Siergiej Skripal i jego córka Julia zostali otruci przed dwoma tygodniami w Salisbury, w Wielkiej Brytanii. Londyn poinformował, że do ataku na byłego szpiega (w 2006 roku został w Rosji skazany na 13 lat więzienia za szpiegowanie na rzecz Wielkiej Brytanii) użyto rosyjskiej broni chemicznej Nowiczok (środek paralityczno-drgawkowy). Po tym jak Moskwa nie odpowiedziała na ultimatum Londynu, który domagał się wyjaśnień na temat tego jak rosyjska broń chemiczna znalazła się na terytorium Wielkiej Brytanii, premier Theresa May poinformowała, że z Wielkiej Brytanii wydalonych zostanie 23 dyplomatów, a relacje brytyjsko-rosyjskie na wysokim szczeblu zostaną zawieszone.
"Jak wiele razy podkreślałem, żyjemy w czasach całkowitego upadku poszanowania prawa i obyczajów europejskich. Są one po prostu za trudne i niezrozumiałe dla dzisiejszego tyrana, czyli ludu. Np. zasada, że to podejrzanemu trzeba udowadniać winę, a nie on ma dowodzić niewinności" - pisze o sprawie na swoim profili na Facebooku Korwin-Mikke.
Zdaniem lidera Wolności sprawy Skripala nie można porównać z otruciem w 2006 roku Aleksandra Litwinienki, ponieważ w przypadku tego drugiego "tajne służby nie mogły dopuścić, by zdrajca żył sobie spokojnie i czerpał korzyści ze zdrady". "Służby by się wtedy rozpadły" - dodaje Korwin-Mikke.
"Tym razem sprawa jest zupełnie inna. P. Sergiusz Skripal był brytyjskim agentem – wymienionym na rosyjskiego agenta w Anglii. Sprawa został zamknięta. W tym przypadku kodeks moralny tajniaków nie ma zastosowania" - podkreśla lider Wolności podkreślając przy tym, że w wyniku ataku na Skripala otruta została też jego córka, Julia. "Tego zawodowcy z zasady nie robią" - dodaje.
Korwin-Mikke nie wyklucza, że "próby morderstwa dopuścił się jednak ktoś ze służb rosyjskich". Zaznacza jednak, że "do tej pory na podstawie nawet silnych podejrzeń nie wydawało się wyroków".