W 751-osobowym Parlamencie Europejskim zasiadło 73 europarlamentarzystów z Wielkiej Brytanii - w tym 29 eurodeputowanych Partii Brexitu Nigela Farage'a, która za podstawowy cel stawia sobie doprowadzenie do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Po przeciwnej stronie politycznego spektrum są eurodeputowani brytyjskich Liberalnych Demokratów, którzy pojawili się w Strasburgu w jasnożółtych koszulkach z hasłami takimi jak "Zatrzymać brexit".

Teoretycznie Parlament Europejski powinien liczyć 705 miejsc - i tak się stanie, jeśli Wielka Brytania ostatecznie wyjdzie z UE. W takim przypadku 27 brytyjskich mandatów zostanie rozdzielonych między kraje członkowskie (z Polski mandat obejmie wówczas Dominik Tarczyński), a 46 będzie przeznaczonych dla deputowanych z krajów, które dołączą do UE w przyszłości.

Przed budynkiem Parlamentu Europejskiego w dniu pierwszego jego posiedzenia po wyborach doszło do protestu katalońskich separatystów, którzy demonstrowali wobec decyzji o niedopuszczeniu do obrad trzech eurodeputowanych z Katalonii - Carlosa Puidgemonta, byłego szefa katalońskiego rządu, który przeprowadził nieuznane przez Madryt referendum ws. niepodległości Katalonii, a obecnie mieszka w Belgii, ponieważ w Hiszpanii grozi mu długoletnie więzienie za bunt; Antoniego Comína, byłego ministra w katalońskim rządzie i Oriola Junquerasa, który oczekuje na proces w hiszpańskim areszcie.

Ich miejsca w PE pozostaną puste w związku z tym, że ich "sytuacja zależy od hiszpańskich władz, nie od PE" - oświadczył rzecznik Parlamentu Europejskiego.

Tymczasem w Brukseli nadal trwają negocjacje przywódców szefów państw UE ws. obsady najważniejszych stanowisk w Unii (w tym stanowiska przewodniczącego PE).