„Ręce precz od polskich komunistów” – z takim transparentem stanęli 2 marca przed polską ambasadą w Atenach działacze Komunistycznej Partii Grecji. Jest istotnym graczem greckiej polityki, posiadającym swoich deputowanych. W demonstracji wziął zresztą udział europoseł Lefteris Nikolaou-Alavanos. Postanowił zaprotestować przeciw represjom spotykającym Komunistyczną Partię Polski.
To niewielkie ugrupowanie powstało w 2002 roku w Dąbrowie Górniczej. Jego statutowym godłem jest znak sierpa i młota, a sztandarem – czerwony płat z hasłem „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Mimo że konstytucja zakazuje istnienia partii odwołujących się w programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, ugrupowanie działało bez większych przeszkód do czasu, gdy zainteresowało się nim PiS.
Przeczytaj też: Na Powązkach wciąż chowani są komuniści
W 2018 roku ówczesny wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zadeklarował, że partia zostanie zdelegalizowana. Sprawa trafiła do Prokuratury Krajowej, która w sierpniu ubiegłego roku informowała, że jest na etapie przygotowywania wniosku o stwierdzenie niezgodności celów i działalności partii z konstytucją.
Na pięć lat przed Jakim partią zainteresował się też Bartosz Kownacki z PiS, późniejszy wiceminister obrony. Złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie KPP, m.in. dlatego, że opublikowała w internecie raport Burdenki o Katyniu, który obciąża odpowiedzialnością za tę zbrodnię Niemców.