Lokalne media twierdzą, że były to największe antyrządowe protesty w historii Chabarowska, a nawet całego regionu. Nie pomogły nawet specjalnie rozstawione metalowe ogrodzenia na placu Lenina, które pojawiły się tam pod pretekstem dezynfekcji. Szybko padły pod naciskiem wielotysięcznego tłumu ludzi, którzy w sobotę przyszli pod budynek administracji Kraju Chabarowskiego, by domagać się uwolnienia gubernatora Siergieja Furgała.
Gdy tłum zaczął skandować: „Putina do dymisji", „Putin złodziej", „Wolność", było już wiadomo, że echo tych wydarzeń szybko doleci do Moskwy. MSW ostrzega, te protesty są nielegalne, a organizatorzy „mogą ponieść odpowiedzialność".
Problem polega na tym, że organizatorów nie wykryto, ludzie skrzyknęli się w mediach społecznościowych. Szacuje się, że w proteście uczestniczyło nawet 35 tys. mieszkańców nieco ponad 600-tysięcznego Chabarowska.
Nie po myśli Kremla
W niedzielę nad ranem do siedziby administracji kraju wkroczyło kilkudziesięciu funkcjonariuszy jednostki specjalnej MSW. Mieli chronić budynek przez kolejnymi protestami, manifestantów wspierali, trąbiąc, kierowcy samochodów.
Do protestów doszło też w sąsiednich Komsomolsku nad Amurem oraz Nikołajewsku. Wydarzenia te zaniepokoiły prokremlowskich analityków w Moskwie, którzy jeszcze niedawno zapewniali, że Władimir Putin ma tak mocne poparcie, że jego rządom nic nie zagraża. Zwłaszcza po przeforsowanym niedawno ogólnokrajowym plebiscycie, który gospodarzowi Kremla otworzył drzwi do kolejnych kadencji po 2024 roku.