"Bronisław Komorowski chętnie opowiada o wielkich przodkach, a od święta wkłada na palec odziedziczony po dziadku sygnet z rodowym herbem Korczakiem" – doniósł w środku kampanii prezydenckiej "Fakt". Artykuł zilustrował zdjęciem kandydata paradującego z pierścieniem, zgodnie ze szlacheckim zwyczajem noszonym na serdecznym palcu lewej dłoni.
To był początek wysypu informacji o ziemiańskim pochodzeniu głównych rywali. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski mają wspólnego przodka – Andrzeja z Kurozwęk Męcińskiego herbu Poraj, który zrywał sejmy na początku XVII w. Okazało się też, że Komorowski jest dalekim kuzynem księżnej Matyldy, żony belgijskiego następcy tronu księcia Filipa.
Czytaj więcej
Jan Zbigniew Potocki, uważający się za legalną głowę państwa, usłyszał wyrok za swoje wypowiedzi m.in. o Żydach.
– Choć tytuły arystokratyczne zniesiono jeszcze w Polsce międzywojennej, politycy uznali, że w kampanii warto się czymś wyróżnić na tle tłuszczy – wyjaśnia dr Wojciech Jabłoński, ekspert od marketingu politycznego. – Przypadków epatowania tytułami będzie coraz więcej. Politycy chcą uchodzić za osoby genetycznie predysponowane do sprawowania władzy.
Niesiołowski i Krzyżacy
Zdaniem dr. Marka Jerzego Minakowskiego, który od kilku lat buduje bazę "Wielka genealogia Minakowskiego", najwięcej polityków powiązanych rodzinnie z arystokracją było w pierwszym okresie po upadku komunizmu. – Wystarczy wymienić Tadeusza Mazowieckiego, Andrzeja Wielowieyskiego, Hannę Suchocką, Andrzeja Stelmachowskiego i Małgorzatę Niezabitowską – wylicza.