Komorowski i inni, czyli politycy ze szlacheckim rodowodem

Politycy coraz chętniej szczycą się szlacheckim rodowodem. Nie zawsze jednak wychodzi im to na dobre

Aktualizacja: 28.02.2023 21:25 Publikacja: 25.08.2010 23:00

Jacek Bogucki (PiS) nie wstydzi się kontusza. Na zdjęciu w Sejmie z Bronisławem Komorowskim herbu Do

Jacek Bogucki (PiS) nie wstydzi się kontusza. Na zdjęciu w Sejmie z Bronisławem Komorowskim herbu Dołęga w lipcu 2009 r.

Foto: PAP, Tomasz Gzell Tomasz Gzell

"Bronisław Komorowski chętnie opowiada o wielkich przodkach, a od święta wkłada na palec odziedziczony po dziadku sygnet z rodowym herbem Korczakiem" – doniósł w środku kampanii prezydenckiej "Fakt". Artykuł zilustrował zdjęciem kandydata paradującego z pierścieniem, zgodnie ze szlacheckim zwyczajem noszonym na serdecznym palcu lewej dłoni.

To był początek wysypu informacji o ziemiańskim pochodzeniu głównych rywali. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski mają wspólnego przodka – Andrzeja z Kurozwęk Męcińskiego herbu Poraj, który zrywał sejmy na początku XVII w. Okazało się też, że Komorowski jest dalekim kuzynem księżnej Matyldy, żony belgijskiego następcy tronu księcia Filipa.

Czytaj więcej

Samozwańczy prezydent Polski skazany za nienawistne wypowiedzi

– Choć tytuły arystokratyczne zniesiono jeszcze w Polsce międzywojennej, politycy uznali, że w kampanii warto się czymś wyróżnić na tle tłuszczy – wyjaśnia dr Wojciech Jabłoński, ekspert od marketingu politycznego. – Przypadków epatowania tytułami będzie coraz więcej. Politycy chcą uchodzić za osoby genetycznie predysponowane do sprawowania władzy.

Niesiołowski i Krzyżacy

Zdaniem dr. Marka Jerzego Minakowskiego, który od kilku lat buduje bazę "Wielka genealogia Minakowskiego", najwięcej polityków powiązanych rodzinnie z arystokracją było w pierwszym okresie po upadku komunizmu. – Wystarczy wymienić Tadeusza Mazowieckiego, Andrzeja Wielowieyskiego, Hannę Suchocką, Andrzeja Stelmachowskiego i Małgorzatę Niezabitowską – wylicza.

Również w tej kadencji Sejmu nie brakuje jednak szlachetnie urodzonych posłów. – Mój przodek Piotr Korzbok mógł zapobiec bitwie pod Grunwaldem – chwali się wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski z PO. – Przed bitwą w imieniu króla Władysława Jagiełły negocjował warunki pokoju z Krzyżakami. Zakon miał zwrócić Polsce ziemię dobrzyńską, a Litwie Żmudź. Niestety przez pychę wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena doszło do rozlewu krwi.

Inny ze słynnych przodków polityka PO to ostatni wojewoda nowogrodzki hrabia Józef Niesiołowski. Dwukrotnie wspomniał o nim Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu". – Zdaniem poety mój przodek organizował niezrównane polowania – relacjonuje wicemarszałek. Z pamięci potrafi zacytować fragment epopei, gdzie jest mowa o hrabim: "Co by rzekł wojewoda Niesiołowski stary,/Który ma dotąd pierwsze na świecie ogary/I dwiestu strzelców trzyma obyczajem pańskim,/I ma sto wozów sieci w zamku worończańskim".

Czytaj więcej

Anastazja Potocka: Prawdziwa historia fałszywej hrabianki

Z parlamentarzystów ziemiańskim pochodzeniem mogą się też pochwalić np. poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski herbu Trąby, wicemarszałek Senatu z PiS Zbigniew Romaszewski herbu Jelita, a także poseł PiS Marek Suski, potomek majętnego niegdyś rodu Chebda de Grabie Suskich herbu Pomian. Ten ostatni do swoich korzeni ma wyjątkowy sentyment. W laptopie, z którym nie rozstaje się nawet na sali posiedzeń, przechowuje kopie rodowych kronik oraz fotografie pałacu w Warpęsach pod Grójcem, do którego rodzina przeniosła się w XIX w. Majątek przepadł w wojennej zawierusze, a Suskim pozostały wspomnienia.

– Jeden z moich przodków Szymon Suski był marszałkiem konfederacji barskiej ziemi łomżyńskiej. Przekazał buławę Kazimierzowi Pułaskiemu – chwali się poseł.

Arystokratką jest też europosłanka PO Róża Thun. Głośno zrobiło się o niej w 2007 r., gdy się okazało, że na listę wyborczą musi się wpisać pełnym nazwiskiem: Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein. Nazwisko ma po mężu, ale sama też ma arystokratyczne korzenie. Jej krewną była Emilia Plater.

Do Sejmu w kontuszu

– Mam wrażenie, że w pierwszych kadencjach Sejmu politycy nie mówili głośno o swoim pochodzeniu. Obecnie przestali się tego wstydzić – uważa dr Minakowski.

Chociaż wicemarszałek Sejmu nigdy nie podpisuje się pełnym nazwiskiem Stefan Konstanty Myszkiewicz-Niesiołowski, a Marek Suski o historii rodu opowiada tylko zainteresowanym, są posłowie, którzy ze szlacheckiego pochodzenia zrobili element politycznego image'u.

Wywodzący się ze średniej szlachty poseł PiS Jacek Bogucki angażuje się w organizację corocznego Zajazdu Wysokomazowieckiego – imprezy, której celem jest popularyzacja historii polskiego zaścianka szlacheckiego. Zdarzyło mu się też pojawić w Sejmie w kontuszu.

Czytaj więcej

„Stanisław August Poniatowski w Petersburgu”. Obraz pełen tajemnic

Jego klubowy kolega Arkadiusz Czartoryski herbu Lubicz również nie stroni od tradycyjnego ubioru. Tańczy z małżonką tańce szlacheckie i angażuje się w rekonstrukcje wielkich bitew historycznych.

– Mój ród niewiele ma wspólnego z książętami Czartoryskimi. Wywodzi się od Czarta, rycerza osiedlonego w XIV w. na Mazowszu przez księcia Janusza w celu ochrony tych ziem przed napadami ze strony Prus. Nie jestem w historii rodu pierwszym posłem na Sejm. Mój przodek uczestniczył w sejmie elekcyjnym Stanisława Leszczyńskiego – opowiada Czartoryski. – Nazwisko traktuję jako zobowiązanie. Zawsze spotyka się z pozytywną reakcją. Dzięki niemu udało mi się zrealizować kilka projektów historycznych w Polsce i w Europie.

Z ziemiańskich ciągot słynie też Marcin Libicki herbu Jelita, były europoseł PiS. Mieszka w szlacheckim dworku nad Wartą pełnym rodowych pamiątek. Jest też honorowym członkiem Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. Z tego powodu w poznańskim PiS przezywano go królem.

Komorowski traci tytuł

Zdaniem Wojciecha Jabłońskiego, choć niektórzy posłowie obnoszą się ze swoimi korzeniami, dopiero w przypadku Bronisława Komorowskiego arystokratyczne pochodzenie postanowiono wykorzystać w naprawdę profesjonalny sposób. – Zdecydowano, że zostanie zaakcentowane coś, co odróżnia kandydata od innych. Uznano, że mamy już jednego polityka, który zawładnął światem sportu, czyli Donalda Tuska, teraz więc wykreujmy arystokratę – uważa dr Jabłoński. – Informacje na temat pochodzenia Bronisława Komorowskiego były w kampanii wyborczej przeciekami kontrolowanymi.

Nie obyło się jednak bez wpadki. Po pierwszej turze wyborów pojawiły się zarzuty, że przodkowie przyszłego prezydenta, prawdopodobnie opierając się na sfałszowanych dokumentach, wyłudzili tytuł hrabiowski przysługujący szlachetniej urodzonym Komorowskim.

– Prezydent ma pochodzenie jak najbardziej szlacheckie. Jego rodzina herbu Dołęga to była zacna szlachta litewska z powiatu wiłkomirskiego – wyjaśnia dr Minakowski. – W pewnym momencie jednak nieco podupadła. Żeby podnieść swoją pozycję, zaczęła się przyklejać do innej rodziny Komorowskich herbu Korczak, znanej z tego, że wydała prymasa. 115 lat temu udało im się dokonać czegoś na kształt fałszerstwa heraldycznego. Wykorzystali fakt, że ich przodek nazywał się identycznie jak jeden z przedstawicieli herbu Korczak i uzyskali od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Austrii potwierdzenie, że przysługuje im tytuł hrabiowski.

Jego zdaniem prezydent RP nie ma więc prawa posługiwać się herbem Korczak, tylko Dołęga. Ale choć nie jest hrabią, nadal jest spokrewniony z belgijską księżną Matyldą, a w dalszej linii w zasadzie ze wszystkimi koronowanymi głowami współczesnej Europy. Wśród jego praprzodków jest książę nowogrodzki Korybut Dymitr, brat króla Władysława Jagiełły. Po ujawnieniu w mediach "fałszerstwa heraldycznego" Komorowskich informacje o ziemiańskim pochodzeniu kandydata zniknęły z jego strony internetowej. "Fakt" zauważył, że polityk zdjął z palca rodowy sygnet. "Tak więc Bronisław Komorowski to żaden tam hrabia, tylko swój chłop!" – podsumował tabloid.

Kaczyński potomkiem króla

Afera wokół tytułu Bronisława Komorowskiego to nie pierwszy dowód na to, że próba grania przez polityka swoim pochodzeniem może się okazać ryzykowna. Podobna wpadka przytrafiła się Przemysławowi Gosiewskiemu, zmarłemu pod Smoleńskiem byłemu wicepremierowi z PiS.

W 2007 r. na łamach tygodnika "Wprost" ogłosił, że jego przodkami byli wojewoda smoleński Aleksander i hetman polny Wincenty Gosiewscy. Pierwszy z nich na początku XVII w. zajął moskiewski Kreml, a drugi odegrał niebagatelną rolę podczas potopu szwedzkiego. To on w bitwie pod Prostkami całkowicie rozbił wojska szwedzko-brandenburskie, biorąc do niewoli Bogusława Radziwiłła.

W rozmowie z tygodnikiem były wicepremier nie omieszkał dodać, że zdaniem Gosiewskich Wincenty był pierwowzorem Andrzeja Kmicica. Informacja o tym, że polityk PiS jest potomkiem bohatera "Potopu" Henryka Sienkiewicza, naraziła go na ironiczne komentarze. Z Gosiewskiego kpili nawet kabareciarze. Podobnie skończyło się ujawnienie przed dr. Minakowskiego badań na temat Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Wynikało z nich, że bracia, choć wywodzą się ze średniej szlachty mazowieckiej herbu Pomian, są spokrewnieni z kilkoma średniowiecznymi królami, w tym z Bolesławem Krzywoustym.

– To wcale nie jakiś wyjątkowy przypadek. W Polsce żyją setki tysięcy potomków królów – mówi badacz w rozmowie z "Rz". – Zresztą niemal każdy Polak jest skoligacony z jakąś ważną postacią w historii naszego kraju. Kaczyńscy mają też związki rodzinne z Andrzejem Fryczem Modrzewskim i Adamem Mickiewiczem.

Nowe fakty na temat pochodzenia Kaczyńskich stały się tematem niezliczonej liczby żartów. Na okładce tygodnika "Angora" znalazła się podobizna Lecha Kaczyńskiego w zbroi, który zwracał się do Bolesława Krzywoustego per "dziadku".

Radziwiłłowie wracają do gry

Niektórzy spośród szlachetnie urodzonych polityków przyznają, że celowo nie epatują swoimi korzeniami, bo mogłoby to ich narazić na ironiczne komentarze.

– Mógłbym włożyć na palec rodowy sygnet. Obawiam się jednak, że widok 30-latka paradującego z takim pierścieniem nie byłby najszczęśliwszy. Wolę zasłynąć osiągnięciami niż pochodzeniem – przyznaje warszawski poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Tyszkiewicz.

– Znane nazwisko wcale nie musi pomagać w karierze, bo różnym ludziom różnie się kojarzy – uważa z kolei Konstanty Radziwiłł, lekarz, który do niedawna szefował Naczelnej Izbie Lekarskiej.

Radziwiłłowie to potomkowie najpotężniejszego niegdyś rodu magnackiego w Rzeczypospolitej. Po latach represji ze strony komunistycznych władz wracają na najwyższe stanowiska w państwie.

Zmarła w 2009 r. Anna Radziwiłł była senatorem i wiceministrem edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Brat Konstantego Maciej jest prezesem spółki Trakcja Polska SA (wcześniej był m.in. prezesem Elektrimu). Kuzyn Dominik został w lutym 2009 r. wiceministrem finansów w rządzie Donalda Tuska.

Radziwiłłowie nie przechwalają się jednak niegdysiejszą potęgą. Informacji o książęcym pochodzeniu na próżno szukać w biogramie Dominika Radziwiłła na stronie internetowej resortu finansów.

– Pochodzenie ma dla nas znaczenie tylko symboliczne. Ciotka Anna zupełnie nie przywiązywała do tego wagi – mówi Konstanty Radziwiłł. – Dlaczego robimy kariery? Pochodzimy z niedużego pnia Radziwiłłów, gdzie od pokoleń są tradycje dobrej pracy. Uważam, że wychowanie jest ważniejsze niż geny. A już zdecydowanie bardziej ważne niż nazwisko.

Polityka
Wygrana Trumpa wpłynie na kampanię prezydencką w Polsce? Wyborcy mocno podzieleni
Polityka
Trzaskowski i Sikorski się biją, a Hołownia ogłasza start. Dlaczego właśnie teraz?
Polityka
Ujawniamy kulisy walki o sprzedaż e-papierosów
Polityka
Wybory prezydenckie 2025. Szymon Hołownia ogłosił decyzję. "Polska potrzebuje stróża pokoju"
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Polityka
Tusk po spotkaniu z Rutte: Polska będzie inwestować, by wschodnia granica NATO była nieprzekraczalna
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje