To był jeden z bardziej malowniczych eventów podczas kampanii Andrzeja Dudy. 3 czerwca w Urszulinie spotkał się z kołami gospodyń wiejskich z woj. lubelskiego. Na spotkanie wkroczył w takt piosenki „ty dziewczyno, idź do domu, nie daj się całować byle komu”. Potem, stojąc na tle kobiet w strojach ludowych, obiecał: – W tym roku 40 mln zł będzie przewidziane na funkcjonowanie kół gospodyń wiejskich.
O tym, że dosypywanie pieniędzy do takich organizacji może mieć sens wyborczy, świadczy analiza, którą przeprowadził nasz czytelnik, z zawodu informatyk.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” wyjaśnia, że oparł się na rejestrze kół gospodyń wiejskich, prowadzonym przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. – Napisałem program, który przeniósł dane zawarte w odpisach kół do bazy danych – relacjonuje.
Dodaje, że następnie pobrał wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich z podziałem na gminy i połączył obie bazy. – Chwila analityki doprowadziła do zaskakujących wniosków. Andrzej Duda zrobił lepszy wynik na wsi niż w miastach. Okazało się, że jest on w dodatku skorelowany z istnieniem kół gospodyń wiejskich – mówi.
Z jego analizy wynika, że w gminach wiejskich, gdzie funkcjonuje choć jedno koło, wynik Andrzeja Dudy wyniósł średnio 56,5 proc. W gminach, gdzie kół nie ma, zgarnął on średnio 49,9 proc.