Jak ocenia Poboży, wpływ na spadek notowań rządzących mogły mieć ostatnie perturbacje ze związkami zawodowymi, a PiS traci, bo nie potrafi tego wykorzystać. – Skupili się na promocji kandydata na prezydenta, a głównym rozgrywającym w konflikcie na linii rząd-górnicy był lider „Solidarności". A głównym beneficjentem powinna być opozycja – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą".
Dwuprocentowy spadek zanotowało również trzecie w naszym badaniu SLD. Na partię Leszka Millera swój głos deklaruje oddać 8 proc. wyborców. Mimo strat Sojuszowi udało się zachować ostatnią pozycję na politycznym podium, choć nie jest ona bezpieczna. Takim samym poparciem cieszy się bowiem PSL, które utrzymało wynik z ostatniego sondażu. – Poprzedni, 10-procentowy wynik partii Leszka Millera był raczej premią za zaskoczenie z Magdaleną Ogórek i próbę przełamania aktualnej sytuacji na scenie politycznej – ocenia Poboży. – Teraz wszystko wraca do normy, a z biegiem kampanii ten wynik może wrócić do dawnego poziomu – dodaje.
Flis twierdzi jednak, że te dwuprocentowe spadki PO, PiS i SLD mieszczą się w granicach błędu statystycznego i nie muszą oznaczać zmiany zdania wyborców. – Nie ma żadnego skoku, a to wskazuje raczej na stabilność. Cztery główne partie parlamentarne ugruntowały swoją pozycję – tłumaczy krakowski politolog.