Donald Trump sięga po coraz bardziej drastyczne środki, aby wymusić na czołowych uniwersytetach kraju rezygnację ze swojej niezależności i przyjęcie ideologii populistycznej, skrajnej prawicy. W środę prezydent wezwał urząd podatkowy (IRS) do pozbawienia Uniwersytetu Harvarda dotychczasowych przywilejów fiskalnych. Choć władze skarbowe to instytucja niezależna, której głowa państwa nie ma prawa wydawać poleceń, natychmiast zasygnalizowała ona, że rozważa podjęcie kroków przeciwko uczelni. Na czele IRS Trump postawił swojego gorącego zwolennika Gary Shapleya, który w przeszłości opowiadał się za bezwzględnym ściganiem syna byłego prezydenta Joe Bidena Huntera za rzekome przekręty finansowe.
Przywileje fiskalne Harvardu, podobnie jak wielu innych amerykańskich uczelni, nie sprowadzają się tylko do zwolnienia z podatku od zysku czy nieruchomości, ale powodują także, że darczyńcy uniwersytetu mogą odpisać sobie od podatków przekazane fundusze. Gdyby więc IRS postawił na swoim, położona obok Bostonu instytucja miałaby bardzo poważne problemy finansowe. Grupa amerykańskich profesorów już zapowiedziała, że złoży odwołanie do sądu w tej sprawie. Sam Harvard zapowiedział natomiast, że jeśli straci dotychczasowe ulgi fiskalne, nie będzie w stanie kontynuować m.in. kluczowych badań w obszarze medycyny czy finansować badań prowadzących do ważnych odkryć w innych dziedzinach nauki.
Czołowe uniwersytety w USA są oskarżane przez Biały Dom o antysemityzm
Skutki kampanii podjętej przez Donalda Trumpa mogą być jednak o wiele szersze. Biały Dom działa bowiem na wielu frontach, nie tylko w sprawach przywilejów fiskalnych. Wstrzymał już bezpośrednie dotacje federalne o wartości blisko 3 mld dol. i zapowiedział, że odbierze resztę dotacji państwa, jeśli Harvard do końca kwietnia nie zmieni zasad naboru studentów. Uczelnia ostrzegła jednak, że nie ulegnie tym żądaniom i nie zrezygnuje ze swojej niezależności.
Na Harvardzie sprawa się jednak nie kończy. To tylko część szerokiej kampanii wymierzonej w coraz dłuższą listę najważniejszych uczelni kraju, w tym Princeton i Columbia. Jej punktem wyjścia ma być oskarżenie o antysemityzm: władze tych instytucji miały w niewystarczającym stopniu bronić studentów pochodzenia żydowskiego, kiedy wybuchła fala sympatii do Palestyńczyków w miarę jak rozwijała się pacyfikacja Strefy Gazy przez Izrael. Trump stawia jednak dalsze żądania. Uważa, że uniwersytety powinny zrezygnować z polityki promowania mniejszości etnicznych przy rekrutacji. Domaga się także, aby wykładowcy w większym stopniu brali pod uwagę ultrakonserwatywne poglądy.
Czytaj więcej
Sojusz atlantycki znalazł się wśród przeszło 20 międzynarodowych organizacji, które Biały Dom pla...