– Cierpliwości, zaraz do nas przyjdą po prośbie – tydzień po ogłoszeniu niemal powszechnych i rekordowych karnych ceł Donald Trump nie traci nadziei, że zdoła rzucić na kolana najważniejszych partnerów Stanów Zjednoczonych. Ale z każdym dniem jest to coraz bardziej myślenie życzeniowe niż analiza faktów.
– Unia musi się przygotować na zmianę paradygmatu handlu światowego – zapowiedział w poniedziałek odpowiedzialny za wymianę towarową komisarz UE Maros Sefcovic. A francuski minister ds. handlu Laurent Saint-Martin ostrzegł, że nadchodzi „niezwykle surowa odpowiedź” na działania Waszyngtonu.
Tej odpowiedzi już udzielił drugi, obok Unii, największy rywal gospodarczy Ameryki: Chiny. Pekin wprowadził lustrzane cła na import z USA.
Ameryka kontroluje już tylko 1/10 światowego handlu. Można już zmarginalizować
Czas na podlizywanie się Trumpowi minął przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze już chyba nikt nie ma nadziei, że da się z nim trwale ułożyć na rozsądnych zasadach współpracę gospodarczą. Przeważa przekonanie, że chodzi o niestabilnego psychicznie przywódcę o nikłej wiedzy o mechanizmach ekonomicznych, który każdego dnia będzie zmieniał zdanie.
Ale twarda odpowiedź na amerykańską kampanię to także efekt słabnącej roli USA na świecie. Wymiana handlowa z udziałem Stanów to już tylko 1/10 międzynarodowych potoków towarowych. Jest więc całkiem realne, że na gruzach systemu, który właśnie zniszczył Trump, powstanie zupełnie nowy układ, w którym Stany zostaną zepchnięte na margines. Prezydent USA nie będzie mógł tego powstrzymać. I z roli szefa światowej orkiestry, która mu się marzy, okaże się bezsilnym świadkiem. Impotentem.