Odmowa współpracy służb specjalnych z posłami komisji, obstrukcja kluczowych świadków po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, długotrwałe sądowe batalie ze świadkami i ograniczenia archaicznej ustawy o komisji śledczej – to główne powody mizernego „urobku” sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa, która, jak dowiedziała się „Rz”, planuje w połowie roku zakończyć prace. Jej miesięczny koszt to ponad 200 tys. zł. Efekty? Rozczarowujące.
Nie spełniły się zapowiedzi radykalnego rozliczenia „nadużywania” Pegasusa
Komisję powołano rok temu „do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości czynności operacyjno-rozpoznawczych" podejmowanych, z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus m.in. przez członków rządu, służby specjalne, policję. Ale tego celu nie udało się jej osiągnąć. Już wtedy „Rz” ostrzegała, że oczekiwania opinii publicznej są na wyrost.
– Ja jestem za jak najszybszym zakończeniem prac tej komisji – przyznaje poseł Polski2050, wiceprzewodniczący komisji Sławomir Ćwik, zastrzegając, że „on sam nie decyduje o terminie jej zakończenia”. Jedyne dokumenty jakie otrzymali posłowie przekazała im firma Matic, pośrednik między producentem oprogramowania z Izraela, a CBA. Dotyczą zakupu Pegasusa i jego możliwości technicznych.
Posłowie nie ustalili jednak, jak w praktyce polskie służby wykorzystywały moduły oprogramowania i czy korzystały ze wszystkich jego opcji – wyniki audytu systemu trafiły wyłącznie do zespołu w Prokuraturze Krajowej, która prowadzi śledztwo w tej sprawie (posłom odmówiono wglądu w ten dokument, bo techniki pracy operacyjnej są tajne). Wszystkie służby specjalne konsekwentnie odmawiają im jakichkolwiek informacji.
Jak ujawniła „Rz” w ubiegłym roku CBA wprowadziła ograniczenia wykorzystania systemu – m.in. zablokowano funkcję pobierania z telefonu zdjęć i filmów z galerii jako zbyt daleko sięgającą w prywatność. Dopiero w grudniu Prokuratura Krajowa udostępniła posłom komisji tylko część materiałów – to wnioski kierowane do sądu o kontrolę operacyjną z zastosowaniem Pegasusa. Jednak z 578 osób, wobec których w latach 2017–2022 zastosowano system, posłowie otrzymali zaledwie kilka znanych już spraw, m.in. posła Krzysztofa Brejzy i mec. Romana Giertycha. Co z resztą przypadków?