W czwartek rano premier wreszcie usłyszał coś pozytywnego. Nigel Farage, słynny populista, który de facto doprowadził do brexitu, ogłosił, że tym razem nie będzie brał udział w wyborach. Woli skoncentrować się na wspieraniu Donalda Trumpa w walce o odzyskanie Białego Domu.
Dzięki temu Reform UK, kolejna emanacja antyunijnego ruchu, która w sondażach wybiła się na trzecie miejsce z 12 proc. poparcia, zapewne zabierze nieco mniej głosów konserwatystom.
Czytaj więcej
Nigel Farage - jedna z twarzy brexitu - nie zamierza startować w ogłoszonych w środę wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii. Były europoseł woli zaangażować się w kampanię w Stanach Zjednoczonych.
To jednak wciąż za mało, aby zmienić tragiczne perspektywy, jakie rysują się przed torysami. Zdaniem YouGov mogą oni liczyć na 23 proc. poparcia, aż o 22 pkt. proc. mniej niż opozycyjna Partia Pracy. Z podobnymi sondażami Tony Blair odniósł w 1997 r. spektakularne zwycięstwo wyborcze otwierając złoty wiek „New Labour”. Teraz 71 proc. Brytyjczyków jest przekonanych, że to lider laburzystów Keir Starmer będzie następnym premierem, a jedynie 14 proc widzi w tej roli po wyborach Sunaka.
Szef brytyjskiej dyplomacji David Cameron zaskoczony zapowiedzią Rishiego Sunaka
W środę wieczorem szef rządu Rishi Sunak mimo to zapowiedział przyspieszenie terminu wyborów, które najpóźniej miały się odbyć w styczniu 2025 r. Decyzja zaskoczyła wszystkich, łącznie z jego własnym gabinetem. Szef brytyjskiej dyplomacji David Cameron musiał przerwać w połowie wizytę w Albanii. Skąd więc taki pomysł?