21 grudnia w Sejmie pojawili się byli szefowie MSWiA Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Weszli przed głosowaniami na salę obrad, a zdjęcia Kamińskiego, pokazującego w ławach poselskich gest Kozakiewicza, obiegły wszystkie media. I może go to sporo kosztować. Jak ustaliliśmy, 8 lutego Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła dochodzenie w sprawie niezastosowania się Kamińskiego i Wąsika do zakazu pełnienia stanowisk publicznych, to jest o czyn z art. 244 kodeksu karnego. Grozi za to od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
Czytaj więcej
Mariusz Kamiński, który wraz z Maciejem Wąsikiem usłyszał prawomocny wyrok skazujący w związku z aferą gruntową sprzed 16 lat, mimo wygaszenia mandatu przez marszałka Szymona Hołowni uczestniczy w posiedzeniu Sejmu. Wobec posłów koalicji demokratycznej wykonał "gest Kozakiewicza".
Chodzi o to, że na dzień przed wizytą w Sejmie Kamiński i Wąsik zostali prawomocnie skazani na dwa lata więzienia za udział w tzw. aferze gruntowej. Przy okazji sąd orzekł też pięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych, a zatem i wykonywania mandatu posła. Tymczasem byli ministrowie pojawili się w Sejmie nie tylko 21 grudnia, lecz również siedem dni później, gdy wzięli udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
W prawidłowo funkcjonującej demokracji takie śledztwo powinno być prowadzone z urzędu.
Zawiadomienie w ich sprawie złożyli działacze fundacji Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. W piśmie do prokuratury napisali, że jako wyborcy czują się poszkodowani działaniami Wąsika i Kamińskiego. – Wszczęcie dochodzenia jest bardzo dobrą wiadomością. Dziwi jednak fakt, że organizacja pozarządowa musi wyręczać prokuraturę. W prawidłowo funkcjonującej demokracji takie śledztwo powinno być prowadzone z urzędu – komentuje fundator ośrodka Rafał Gaweł.