Szymon Szynkowski vel Sęk, choć pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych ledwie przez dwa tygodnie, wyruszył w objazd Europy z ostrzeżeniem przed zmianami w traktatach unijnych, które pozbawią suwerenności państwa narodowe. To tak duże niebezpieczeństwo, że nie ma ani chwili do stracenia?
Dwutygodniowy rząd Morawieckiego był incydentem niepotrzebnym i szkodliwym, a wycieczki ministrów tego rządu po świecie – jawnym lekceważeniem woli wyborców i kontynuacją wyrzucania w błoto pieniędzy Polek i Polaków. Ta uwaga dotyczy szczególnie pana Szynkowskiego vel Sęka, który pojechał m.in. na Węgry, żeby spotkać się ze swoim odpowiednikiem, jednym z najbliższych aliantów Putina w Europie. Haniebna wizyta.
Wracając do traktatów, PiS cynicznie i celowo wprowadza ludzi w błąd: Unia nie przekształci się w Stany Zjednoczone Europy ani teraz, ani nawet za naszego życia. Trwają rozmowy eksperckie dotyczące tego, jakich zmian potrzebuje Unia – bo zmian potrzebuje bez wątpienia. To był zawsze projekt dynamiczny, a dziś stoimy przed perspektywą znaczącego rozszerzenia Wspólnoty. Nie możemy też zapominać, że za naszymi granicami toczy się okrutna wojna, a w USA coraz bardziej prawdopodobny jest powrót Donalda Trumpa do Białego Domu. Wszystko to trzeba brać pod uwagę.
Czytaj więcej
Bez uchwalenia przez Kongres nowego pakietu dla Ukrainy wsparcie skończy się za trzy tygodnie – ostrzega Biały Dom.
PiS tworzy jednak obraz takiej Unii, która ma być dla Polski groźniejsza nawet od Rosji Putina. I choć przed wyborami nie mówili otwarcie o polexicie, to dziś zdają się sugerować, że najlepszym wyjściem dla Polski byłoby wyjście z Unii. Nie wolno do tego dopuścić, to jest całkowicie sprzeczne z polską racją stanu.
To będzie główna oś kampanii PiS przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu? Byłoby to dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego ryzykowne, skoro wedle najnowszego Eurobarometru tylko 10 proc. uważa przynależność naszego kraju do Wspólnoty za coś negatywnego.
To już jest główna oś kampanii Kaczyńskiego. Nie wiem, czy PiS chce w ten sposób zająć miejsce Konfederacji jako formacji dotąd najbardziej eurosceptycznej, jednak z pewnością ten temat staje się dziś ważnym czynnikiem podziału sceny politycznej. Tak zresztą jest także w innych krajach Unii, choćby Francji Marine Le Pen czy Holandii Geerta Wildersa. Po jednej stronie są ci, którzy chcą rozpadu projektu europejskiego i powrotu do logiki państw narodowych, utrzymujących jedynie relacje dwustronne, a po drugiej ci, którzy uważają – tak jak my – że Polska nie może pozostać w izolacji, nie może leżeć na zachód od wschodu i na wschód od zachodu, nie wolno doprowadzić do powtórki naszych tragicznych doświadczeń historycznych.