To pierwszy szczyt UE-CELAC od ośmiu lat. Europa na kilka lat zapomniała o Ameryce Łacińskiej, co tylko częściowo można wytłumaczyć pandemią koronawirusa, która w praktyce zamroziła wielkie międzynarodowe zgromadzenia na dwa, trzy lata. UE miała po prostu ważniejsze sprawy na głowie, a o wielkim kontynencie przypomniała sobie w kontekście wojny w Ukrainie i rosnącej asertywności Chin.
– My, Europejczycy, byliśmy aroganccy – przyznał Mark Rutte, premier Holandii. UE zrozumiała swój błąd i w Brukseli spotkało się na dwudniowym szczycie ponad 50 przywódców państw UE oraz Ameryki Łacińskiej i Karaibów.
Czytaj więcej
Niewidziana od pokolenia bieda i przestępczość pchają miliony Latynosów ku Stanom. To kryzys, któ...
O ile UE jest – względnie do innych regionów świata – spójnym organizmem, to CELAC gromadzi państwa o często odmiennej polityce. Unia potrzebuje tego regionu, żeby budować światowa presję na Rosję. Pewne sukcesy osiąga – coraz mniej mówi się już o tym, że to unijne sankcje prowadzą do kryzysu żywnościowego w krajach rozwijających się czy że to NATO napadło na Rosję. Ale wciąż daleko jest od wspólnego jednoznacznego potępienia agresji Rosji na Ukrainę.
Bruksela wraz z dyplomatami państw CELAC od kilku tygodni przygotowywała projekt wspólnej deklaracji po szczycie i chciała wyraźnego potępienia Rosji. Ale w kolejnych wersjach język dotyczący wojny na Ukrainie był coraz słabszy. Jednak nawet słabsze zapisy mają przeciwników: Nikaraguę, Kubę i – w mniejszym stopniu – Wenezuelę.