Stało się tak mimo wielkich ambicji Litwinów, którzy chcieli, żeby w ich stolicy Ukraina usłyszała przełomową decyzję o zaproszeniu do NATO. Mimo poparcia Polski, państw bałtyckich, Wielkiej Brytanii, a nawet Francji, która w ostatnich miesiącach zmieniła kurs i nie wierzy już w negocjacje z Rosją.
Szczyt NATO: Hamulcowy Joe Biden. USA hamują ambicje Ukrainy
Kluczowy okazał się opór Stanów Zjednoczonych, które w ostatnich miesiącach wyrastają na głównego hamulcowego wsparcia dla Ukrainy. Prezydent Joe Biden w niezrozumiały sposób argumentował, że Ukraina nie jest gotowa do bycia członkiem NATO, jakby ktokolwiek to postulował. Ukraina, popierana przez najbliższych sojuszników, chciała tylko wyraźnej deklaracji, że zostanie członkiem NATO, gdy wojna się skończy, bez żadnych dodatkowych warunków. Nie doczekała się.
Czytaj więcej
Bezpieczeństwo we własnym gronie to za mało. A w sprawie bezpieczeństwa Ukrainy na szczycie NATO...
Prezydent Zełenski w drodze do Wilna we wtorek publicznie wyraził niezadowolenie ze sformułowania zawartego w komunikacie ze szczytu, które brzmi następująco: „Będziemy w stanie zaprosić Ukrainę do sojuszu, gdy sojusznicy wyrażą na to zgodę i zostaną spełnione warunki”. Uznał je za „absurdalne”, albo wręcz zapraszające Rosję do nowych aktów terroru.
Zmiana tonu Wołodymyra Zełenskiego na szczycie NATO
W środę, po kilku bilateralnych spotkaniach z przywódcami państw NATO i przed inauguracyjnym spotkaniem nowej Rady NATO–Ukraina, Zełenski był już bardziej koncyliacyjny. – Możemy powiedzieć, że rezultaty szczytu są dobre. Ale jak dostalibyśmy zaproszenie, to byłyby optymalne – mówił ukraiński prezydent. I przywołał przykład UE, która nie zawahała się przyznać Ukrainie statusu kraju kandydującego. – To był tylko sygnał, nie decyzja o członkostwie. Ale był on dużą mobilizacją dla Ukrainy i sygnałem dla Rosji, że Ukraina będzie krajem niepodległym, członkiem UE. Z NATO to samo, też chodzi nam o sygnał – wyjaśniał Zełenski.