Wynik głosowania nad odwołaniem ministra sprawiedliwości nie jest sukcesem Solidarnej Polski. Rządzący umową koalicyjną są zobligowani do bronienia ministrów w trakcie głosowania nad wnioskami opozycji w sprawie ich odwołania. PiS obronił Ziobrę, ale się nie cieszył, parafrazując klasyka. Dzisiaj wiemy więcej na temat relacji na szczycie władz i najbliższych planów zwaśnionych koalicjantów
Ziobro dostał kilka sygnałów od Jarosława Kaczyńskiego. PiS pokazało, że broni jedynie większości parlamentarnej, a nie dorobku ministra sprawiedliwości. Minister Agnieszka Ścigaj z Polskich Spraw nic sobie z umowy nie robi i wstrzymała się od głosu, nie broniąc „kolegi” z rządu. Żadne konsekwencje jej nie spotkały. Ale trudno się dziwić, skoro sam premier kilka dni przed głosowaniem krytykował reformy wymiaru sprawiedliwości, niczym przedstawiciele opozycji, nazywając stan w sądownictwie „półzapaścią” i dodając, że „dzisiaj jest gorzej, niż było”. Koalicyjnego małżeństwa z rozsądku nie popiera też Ryszard Terlecki, szef Klubu PiS, który kilkukrotnie krytykował przeprowadzenie reformy wymiaru sądownictwa, twierdząc, że powodem są „słabo przygotowane ustawy przez Ministerstwo Sprawiedliwości”. Prezes PiS również jest w opozycji do swojego „politycznego syna”, krytykując go bez ogródek: „W Polsce sądy działają nie źle, tylko fatalnie źle”. Ale to premier swoimi wypowiedziami najmocniej upokarza Ziobrę, którego nawet z imienia nie bronił w Sejmie, atakując go słowami: „reformujemy już ten wymiar sprawiedliwości siódmy rok”, i dorzuca: „ja bym nie chciał umierać za wymiar sprawiedliwości. Nie opłaca się”. Czy Morawieckiego czeka polityczna śmierć? Jeśli rząd nie poradzi sobie ze skutkami zimy i nie ściągnie środków z KPO, to zmiana premiera jest nieunikniona przed wyborami.