Na biurko głowy państwa trafiła po głosowaniu w Sejmie 4 listopada ustawa, która przesuwa termin wyborów samorządowych na wiosnę 2024 roku. Otoczenie prezydenta nie przesądza decyzji, ale między wierszami można wyczytać, że podpis jest bardzo prawdopodobny – przynajmniej w tej chwili. Ustawa była bowiem przedmiotem rozmów sejmowej większości z Pałacem Prezydenckim, a sam Andrzej Duda sugerował, że wiosenny termin wyborów będzie optymalny. Na podjęcie decyzji prezydent ma 21 dni.
Czytaj więcej
PiS podjął decyzję, żeby zmienić wątpliwe rozwiązanie, na rozwiązanie jeszcze gorsze - mówił prof...
Decyzja prezydenta będzie mieć fundamentalne konsekwencje. Ustawa została przeforsowana głosami PiS w Sejmie, a jednym z argumentów było to, że zbieg terminu wyborów do Sejmu i wyborów samorządowych (bez ustawy mają odbyć się w przyszłym roku jesienią) będzie niekorzystny m.in. z punktu widzenia rozliczania obu kampanii wyborczych.
Czytaj więcej
Opinie konstytucjonalistów są zgodne: projekt ustawy autorstwa PiS, mającej na celu rozdzielenie...
Ale w maju 2024 roku odbędą się wybory do PE. To niesie ze sobą nowe ryzyka. – Ta ustawa nie rozwiązuje żadnych problemów, które są w jej uzasadnieniu. Wszystko, co można powiedzieć złego o zbiegu wyborów do Sejmu i samorządowych, da się powiedzieć też o zbiegu wyborów do PE i samorządowych – mówi prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Wszyscy, którzy będą kandydować do PE, będą mieć interes, by startować wcześniej w wyborach prezydentów miast. Po to, by się promować – kumulować kontakty z wyborcami. Także by blokować innych, jak to obecnie robią posłowie. Posłowie marzący o euromandatach też tak pewnie zrobią. Będzie zamieszanie – tłumaczy.