Kanclerz Niemiec Olaf Scholz postanowił się zmierzyć ze stanem Unii Europejskiej po inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Uznał, że najważniejszą odpowiedzią Europy na agresję i imperializm musi być jedność. A nawet jej pogłębianie. Do tego, jego zdaniem, niezbędne jest zerwanie z „egoistycznym blokowaniem” unijnych decyzji przez pojedyncze państwa członkowskie. Czyli pożegnanie weta w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.
Pożegnanie z wetem robi się raz i na zawsze. Już to skłania do wielkiej ostrożności. Zwłaszcza w czasie wielkiej wojny. Można sobie wyobrazić sytuację, w której zmęczone nią kraje utworzyłyby większość kwalifikowaną (ją w miejsce jednomyślności proponuje Scholz) i przegłosowały coś, co mniejszość, leżąca przy granicy z Rosją, postrzega jako egzystencjalne zagrożenie.
Czytaj więcej
Utrzymanie, a nawet zwiększenie mobilizacji wyborców oraz opanowanie sytuacji wewnątrz – to cele władz PiS w polityczne lato.
Wbrew temu, co sugeruje Scholz, pożegnanie z wetem nie jest nową koncepcją powstałą w odpowiedzi na wojnę na wielką skalę, którą Rosja rozpoczęła 24 lutego. Domagał się tego rok temu szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas (z tej samej partii co obecny kanclerz – z SPD). Jest o tym mowa także w umowie koalicyjnej rządu Scholza, którą podpisały pod koniec ubiegłego roku SPD, Zieloni i FDP.
Kanclerz sprzedaje więc teraz w tekście opublikowanym w piątek równocześnie w „Gazecie Wyborczej” i niemieckim dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” niemiecki projekt sprzed wojny w nowym wojennym opakowaniu.