Pod znakiem Pereiro i Borubara

Hitem ostatnich 12 miesięcy okazały się nazwiska, zwłaszcza te źle wymawiane. Ale eksperci są zgodni: to nie był rok odkrywczych politycznych zwrotów czy powiedzonek

Aktualizacja: 29.12.2008 15:06 Publikacja: 29.12.2008 02:27

Pod znakiem Pereiro i Borubara

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

– Potrafię coś tam, coś tam – zapewniała kilka tygodni temu na sejmowym korytarzu posłanka z PiS Elżbieta Kruk.

Jej „coś tam, coś tam” przebojem weszło do politycznego, a także potocznego słownika. Stało się jednym z najbardziej popularnych sformułowań przejętych od polityków w ostatnich miesiącach.

– „Coś tam, coś tam” prawdopodobnie utrwali się w polszczyźnie potocznej jako określenie osoby będącej pod wpływem alkoholu – ocenia prof. Irena Kamińska-Szmaj, językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Jednak eksperci są zgodni, że w porównaniu z poprzednimi latami 2008 rok przyniósł mniej nośnych politycznych powiedzonek, haseł czy słówek.

[srodtytul]Nazwiska od prezydenta[/srodtytul]

Hitem ostatnich 12 miesięcy okazały się za to nazwiska. Furorę zrobiły zwłaszcza: „Benhauer”, „Borubar”, „Pereiro” i „Asmus”. Wszystkie cztery są związane z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Wręczając w lutym Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski trenerowi polskiej reprezentacji w piłce nożnej, prezydent podziękował za zasługi nie Leo Beenhakkerowi, ale – Benhauerowi. W czerwcu podczas rozgrywek Euro 2008 Lech Kaczyński przekręcił nazwisko piłkarza Rogera Guerreiro, któremu wcześniej nadał polskie obywatelstwo. Pytany, który zawodnik najbardziej mu zaimponował podczas mistrzostw, odparł:

– Roger Pereiro. I dodał: – Ale dobry był także nasz bramkarz, Artur Boru... – i tu zaczyna się dyskusja, jak zakończył to zdanie. Wielu bowiem usłyszało, że zamiast „Boruc” prezydent powiedział „Borubar”.

Tymczasem „Borubar” najprawdopodobniej wyszedł z połączenia słów „Boruc” i „bardzo”. – Słuchałem tej wypowiedzi wiele razy. Prezydent powiedział: „podobał mi się Artur Boruc bardzo”, co przy jego dykcji wyszło, jak wyszło – wspomina Mikołaj Jankowski z „Wydarzeń” Polsatu.

„Borubar” i „Pereiro” okazali się jednak przebojem – wypowiedź Lecha Kaczyńskiego królowała w portalach internetowych, przede wszystkim YouTube. Językowe lapsusy prezydenta inspirowały internautów. W sieci krążyły dowcipy: „Jak myślisz, jak prezydent wymówi imię i nazwisko nowego prezydenta USA?” – zaczynał się jeden z nich. Wśród odpowiedzi do wyboru: „Oback Barama”, „Barubar Bambama”, „Barabar Obameiro”, „Borubak O’Lama”.

Kolejnym głośnym nazwiskiem mijającego roku stało się to należące do amerykańskiego polityka Partii Demokratycznej. – Czy zna pan Rona Asmusa? – to pytanie Lecha Kaczyńskiego do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z uśmiechem powtarzali w lipcu politycy, dziennikarze i satyrycy. Sam Asmus, dzięki upublicznieniu rozmowy prezydenta z szefem MSZ, stał się w Polsce popularny. Kilka tygodni później wręczył w prezencie Sikorskiemu plakat z wizerunkiem Wuja Sama i podpisem: „A czy Ty znasz Rona Asmusa?”.

To nazwisko królowało nie tylko na politycznych salonach. W rozmowach towarzyskich wypadało rzucić: „Proszę zaprotokołować: zna Rona Asmusa”. – To jest przykład zabawy językowej. W mijającym roku dominowało właśnie takie odwoływanie się do politycznych sformułowań i posługiwanie się nimi w życiu codziennym czy towarzyskim – mówi Kamińska-Szmaj.

– Mieliśmy do czynienia z okazjonalizmami. Po kolejnych kilkunastu miesiącach mało kto będzie je pamiętał – uważa jednak prof. Jerzy Bralczyk ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. I wytyka politykom brak kreatywności. – To nie był twórczy rok. Nie ma nowych nośnych pomysłów, takich jak „dyplomatołki” czy „wykształciuchy” w poprzednich latach.

Chociaż nie zawiódł Ludwik Dorn – nadal sięgał po niebanalne sformułowania. Jego „susłoizacja” czy „sułtan w otoczeniu eunuchów” to określenia, które w 2008 roku przylgnęły do PiS.

[srodtytul]Premier Słońcem Peru[/srodtytul]

Politycy Platformy sięgnęli z kolei po retorykę bajkową. Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera, komentując sytuację przed szczytem UE w Brukseli, odwołał się do kultowego „Shreka”. Prezydent skojarzył mu się z postacią osła, który podskakuje, wołając, „mnie weźcie, mnie”. Ten cytat natychmiast zrobił medialną karierę.

Donald Tusk wprowadził do politycznego słownika 2008 r. inną bajkową postać – potwora ciasteczkowego, do którego porównał Lecha Kaczyńskiego. W ślad za tym nawiązaniem „Ulica Sezamkowa” przeżywała renesans popularności.

Do premiera przylgnął natomiast przydomek Słońce Peru. To owoc jego wizyty w Ameryce Południowej, podczas której Tusk otrzymał peruwiański order. Wizytę tę sam nazwał wcześniej na łamach hiszpańskiego „El Mundo” podróżą życia. I stał się natychmiast obiektem politycznych kpin. Jego przydomek twórczo rozwinęli w ostatnich miesiącach protestujący związkowcy, skandując: „Słońce Peru, mistrz bajeru”.

Egzotykę przywołują na myśl także meleksy. Ostatnio te pojazdy do gry w golfa robią w Polsce furorę. A wszystko za sprawą dwóch posłów PiS, którzy zdaniem właścicieli hotelu na Cyprze mieli uszkodzić tamtejsze maszyny.

Z sejmowych korytarzy z mijającego roku zapamiętamy pewnie jeszcze „rewolucję październikową” – określenie serii ustaw autorstwa posłów PO przyjętych przez rząd jesienią, i „biegunkę legislacyjną” – nazwę owej nadaktywności gabinetu Tuska nadaną przez posłów PiS.

[srodtytul]Kiełbasa i tostery[/srodtytul]

Żarty nie tylko ze słów, ale i konwencji przemówień polityków trafiły w tym roku również do świata reklamy. ING Bank Śląski wyemitował pod koniec sierpnia spot parodiujący orędzie prezydenta. Wystąpił w nim Marek Kondrat, który zapewniał, że mamy już takie same sprzęty jak w Unii Europejskiej. – I tostery – podkreślał. W niektórych dziedzinach przegoniliśmy zaś UE. – Nasza kiełbasa przegoniła – zaznaczał Kondrat.

Śladami ING poszedł bank Pocztowy, który sparodiował orędzie premiera. Jak ujawniła „Rz”, reklamówkę cofnięto. W spocie aktor parodiujący Tuska z charakterystycznym „r” w wymowie namawiał: – Oszczędzajcie na podróże życia. Budujcie swoją Irlandię, by żyło się lepiej. Na końcu reklamówki, poza sceną, pyta: – Panowie, to ile nam wzrosło?

Zdaniem Kamińskiej-Szmaj widać, że jesteśmy wyczuleni na językową twórczość polityków. – Wyłapujemy z niej zwroty po to, by się pośmiać z polityków – uważa.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: [link=mailto:a.gielewska@rp.pl]a.gielewska@rp.pl[/link][/i]

– Potrafię coś tam, coś tam – zapewniała kilka tygodni temu na sejmowym korytarzu posłanka z PiS Elżbieta Kruk.

Jej „coś tam, coś tam” przebojem weszło do politycznego, a także potocznego słownika. Stało się jednym z najbardziej popularnych sformułowań przejętych od polityków w ostatnich miesiącach.

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Współpracownicy Donalda Trumpa u Rafała Trzaskowskiego. O czym rozmawiali?
Polityka
Jacek Nizinkiewicz: Hołownia na prezydenta niezależny od kasy PSL i z błogosławieństwem Tuska
Polityka
Podcast "Rzecz w tym": Czy polska gospodarka zmierza w stronę kryzysu?
Polityka
Czy w deklaracji Hołowni jest drugie dno? Tak sądzi część działaczy jego partii
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Polityka
Wątpliwy dyplom MBA prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje