Kto? Nie wiem, ale to nie dziennikarz. Dziennikarze zostali z tej zabawy wyeliminowani. Tam tylko figurant trzyma kamerę i przekazuje w świat obraz na żywo. Jeszcze tylko w reżyserce ktoś naciska guziki, przełącza kamery, wybiera te mocniejsze ujęcia...
Jaką rolę ci przydzielono? Oprócz tego, że zapłaciłeś za ten kanał i obejrzysz reklamy między newsami? Pójdziesz pod ambasadę albo siedzibę rządu pokazać, że w każdej chwili też możesz wyjść na ulice i wyrywać bruk. A nawet jeśli nie wychylisz się ze swojej norki i nie ruszysz palcem w bucie, to wciąż jeszcze z tobą się liczą. Dopóki jesteś podatnikiem i wyborcą. I żołnierzem rezerwy, w razie gdyby z jakiegoś powodu wygrał wariant staroświecki.
Padali jak kaczki
W końcu stało się. Nadszedł dzień spektaklu.
Piękne przedstawienie? Takie sobie. Padali jak kaczki, byle jak. Nikt nie krzyczał „za rodinu!" ani „za Jewropu!", krwi mało, tyle co strużki, smugi na bruku po tym, jak kogoś ciągnęli jak worek, nie wiadomo nawet, trupa czy tylko rannego.
Ci z drugiej strony to chociaż z fasonem jak Rambo, karabin wprawnie podniesiony do oka, na chwilę, tyle by wycelować i paf! W szyję, w głowę, w tętnicę.
A ci nasi tacy śmieszni ze swoimi drewnianymi tarczami, w kaskach rowerowych, no ostatnio pojawiły się wojskowe, zielone, chyba z jakiegoś magazynu filmowego, bo jakby z drugiej wojny. I tak fikali, jak któryś oberwał, a jeszcze żył, obracał się, koziołka robił, może na paint ballu tak wyćwiczył. Do trafionego podbiegał zaraz jakiś inny, taki sam przebieraniec i osłaniał go tarczą, przykrywał i już nie miał siły taszczyć i ciała, i tarczy, to jeszcze ktoś podbiegał i tak kuśtykali, dopóki ci z góry znowu nie puścili serii już po ratownikach.
Myśmy to oglądali w telewizji na żywo... Albo potem na YouTube, można było sobie cofnąć, jak jakiś lepszy kawałek, ale w sumie nic ciekawego, ponad 40 minut właściwie w jednym planie. Nie obejrzałam do końca.
Pewien znany wojak RP (przeszedł przez wszystkie programy telewizyjne, wspominając przy okazji swoje sukcesy) powiedział, że to była świetna akcja bojowa. Bull shit. Ile to trupów oklaskiwaliśmy w „czarny czwartek"?
Gdyby jakiś generał poprowadził swoje wojska w otwartym polu na szerokiej ulicy, przebrane za partyzantów, z rurkami i butelkami na przeciwnika ustawionego na wzniesieniu, uzbrojonego po zęby, więc gdyby ten generał wystawił swoich chłopców na taką jatkę, to powinien sobie w łeb strzelić.
Jeden obraz mi utkwił, bo powtarzany po wielokroć: kulą się chłopcy pod drzewem, zasłaniają tarczami, a tu pac! Kula w drzewo, słychać nawet to mlaśnięcie, i dziurkę widać. Ona leci z góry, zza ich pleców, z tej strony, gdzie kamera. Operator miał szczęście, bo to też zza jego pleców. Może śrut, broń myśliwska. „Obywatelska" – jak pisała moja koleżanka – może nie na dzika, a na zająca. Może miała tylko odstraszyć berkutowców, żeby uciekli, gdzie pieprz rośnie. Ja się tylko pytam: kto wymyślił tę zabawę?
Podali, że we Lwowie „nasi" przejęli magazyny z amunicją. Że na Ukrainie są w rękach cywilów 2 miliony sztuk broni. Ile potrzeba karabinów snajperskich z lunetą, żeby posłać do nieba sotnię? Tylko kto strzelał? Bo padli zabici i ranni po obu stronach.
Potem będę przerzucać różne kanały w poszukiwaniu informacji. Bo to, co zachwyca mnie w telewizji Espreso najbardziej – no comment – zaczyna mnie niepokoić. Bruegelowski pejzaż, raj dla reportera, który karmi się malowniczymi detalami, plus wiadra emocji to za mało dla obserwatora, który chce zrozumieć: Kto? Po co? Ile?
Od początku zdenerwowałam pytaniami tego mojego kolegę, co tę telewizję robi.
„Ty, taka rewolucjonistka?!..." – odburknął. Zagroził, że mnie zbanuje. „Jedź sama, zobacz".
„Proponujesz mi pracę?".
„Sam pracuję społecznie :)".
„:)" – odpowiedziałam.
Za pieniądze to bym pojechała, ale nie z miłości. Tyle że nikt mnie nie wyśle, bo ja się już nie nadam do wojennej propagandy. Kto ma pewność, że powiem, co trzeba?
Apel na ścianie Facebooka zaangażowanego dziennikarza:
„Dostaję informacje prosto od szefów samoobrony Majdanu, że bardzo pilnie potrzebują każdej liczby mundurów polowych w kolorze czarnym (spodnie + kurtka) oraz mocnych sznurowanych butów z cholewką powyżej kostki. Takie stroje są potrzebne, by samoobrona Majdanu..."
„A może broni podrzucić??? – odpowiadam. – Taki apel jest początkiem wciągania Polaków w wojnę domową, »a ta nafta nie jest moja«. Nie rozumiem, o co w tej wojnie chodzi, kto ma dojść do władzy i dlaczego. Jestem przeciw".
Koleżeństwo zmieszało mnie z błotem.
„Mańka, nie mogę uwierzyć, że Ty, rasowa reporterka, nie czujesz Ukrainy. To, co się tam zdarzyło jest fenomenem na skalę światową. To jest przykład demokracji bezpośredniej w formie, jakiej do tej pory nie było".
Fakt, demokracja bezpośrednia żywcem wzięta z „Ogniem i mieczem". Po rokowaniach z prezydentem o przerwaniu walki facet na trybunie mówi „Głosujmy, kto jest za?". Na placu podnosi się wielotysięczny las rąk. „Kto jest przeciw?". To samo. Nikt nie liczy, bo jak? Decyzja zapadła. Trwamy. Nie poddajemy się. Po czym znów szli na negocjacje, wracali, tłum gwizdał, a Janukowycz robił, co chciał. Aż uciekł.
Nowa władza nazwała to „samoodsunięciem".
„Wyszło... jak wyszło" – mówił o masakrze na Majdanie samoodsunięty, cienkim głosem, ledwo nabierając powietrze, na tle złotej tapety, w świetle żyrandola (pewnie sangana do kamery nie znaleźli albo komórką kręcili), nie wiadomo gdzie. Aż trudno uwierzyć, że taki gość mógł trząść prawie 50-milionowym krajem.
Ciekawe, czy oglądał w telewizji, jak w tym czasie rewolucyjny lud idzie na spacer po jego ogrodzie, zagląda do pałacu a la góralska chata, tylko w powiększeniu, w nim kryształowe żyrandole, jaja Fabergé, co się do walizki nie zmieściły, drogie trunki z podobizną władcy i tron z majoliki, na który siadał za potrzebą. Prezydent zdążył nawet z grubsza porządki w papierach porobić, to znaczy wrzucić do jeziora. Sejf pewnie oczyścił w przerwie między rozmowami na wysokim szczeblu (co mu takiego nasz minister powiedział, że się tak zwinął – to się nie dowiemy, choć niby w naszym imieniu tam negocjował, niby demokracja i glasnost). Ważne co miał wziąć, to wziął. A rewolucjoniści spryciarze niech wyławiają i suszą żelazkiem. I teczki zakładają. Niech lud myśli, że teraz już nic się przed nim nie ukryje.
Życiorys prezydenta w końcu wyszedł na jaw w Europie, choć tyle było wcześniej okazji, jak na te europejskie spotkania jeździł. Tylu dostojników mu dłonie ściskało... I nikt nie słyszał, że ma parę kradzionych miliardów na kontach, jak go chcieli do Europy przytulić? Kiedy Ukraina chciała zapisać się do Europy, to nikt nie mówił, że to bankrut. Skąd ten hałas dziś? Dopiero gdy nowa władza powiedziała, że pilnie potrzebuje 35 miliardów zielonych? Znaczy, jakby prezydenta nie obalili, to co? Dorzuciłby się ze swoich? Czy koledzy by się zrzucili? Widać nie chcieli.
Tęsknota za czerwoną gwiazdą
Teraz zrzuca się świat. Polska odpaliła parę łóżek w szpitalach, tego nawet księgowość nie wykaże, a ile satysfakcji. So-li-darność.
Gwoli ścisłości: te 35 miliardów to nie są pieniądze na emerytury i NFZ na Ukrainie, tylko odsetki dla banków i dług wobec Rosji za gaz. Nie jest taki tani, jak myślałam, bo przecież pani Tymoszenko poszła siedzieć za to, że za drogo kupiła. Ale skoro wyszła, to może jednak wszystko jest OK. To znaczy, już nie wiem. Jeśli obrażeni Rosjanie kurek przykręcą, to już naprawdę trzeba będzie Ukraińcom powiedzieć, że rewolucja rewolucją, ale za gaz trzeba płacić. Zwłaszcza jeśli popłynie z Zachodu. I tu dopiero zacznie się prawdziwa rewolucja. Bolszewicka.
Gdyby dziś zrobić na Ukrainie referendum, jak w ferworze walk zaproponował proroczo Lech Wałęsa, nawet bez osłony rosyjskich komandosów zachodni model przegrywa. Co z tego, że padły Leniny? Tęsknota za szczęściem spod czerwonej gwiazdy jest tam wiecznie żywa. Zresztą wolność, równość i braterstwo to nie jest monopol jednej czerwonej rewolucji.
Może jest takie miejsce na planecie, gdzie osiądą oligarchowie tego świata, ze swoimi jajami Fabergé, z dala od narodów, które wyssali, i będą palić kubańskie cygara... Kajmany? Syberia? Pomarzyć...
Autorka jest dziennikarką i reporterką wojenną. Nadawała korespondencję m.in. z Afganistanu, Bośni i Hercegowiny, Czeczenii, Rosji, Iraku. Ostatnio opublikowała „Widziałam. Opowieści wojenne" (2014)