Europa kategorii drugiej

Nie ma już słodkiej Francji. Życie w Madrycie przestało być przysłowiowym wzorem. Kryzys przeorał warunki życia w całej Europie. Produkty, usługi, standardy pracy i mieszkania są po prostu gorsze. Dawne dobre czasy już nie wrócą.

Aktualizacja: 12.04.2015 08:33 Publikacja: 10.04.2015 02:19

Sprzedaż podróbek markowych toreb przed wejściem do rzymskiego Panteonu; we wnętrzu budynku odbywa s

Sprzedaż podróbek markowych toreb przed wejściem do rzymskiego Panteonu; we wnętrzu budynku odbywa się właśnie konferencja poświęcona walce z handlem podróbkami

Foto: AP/East News

Hiszpanie lubią dobrze zjeść. To fundamentalna część ich stylu życia, tożsamości: biesiada zawsze połączona była z rozmową w gronie przyjaciół, czasem nawet zabawą. To coś, z czego zrezygnować absolutnie się nie da.

Tyle że w wychodzącej z kryzysu Hiszpanii tych, których stać na taką przyjemność, jest coraz mniej.

– Kiedyś stoliki przy parkingach wzdłuż autostrad były puste, bo ludzie woleli zjeść coś smacznego w przydrożnych gospodach. Dziś trudno przy tych stolikach znaleźć wolne miejsce. Większość ludzi musi się zadowolić kanapkami – mówi Conchita Fernandez, znajoma Hiszpanka, która po latach spędzonych w odległej Brazylii odkrywa swoją ojczyznę na nowo.

Obyczaje zmieniły się także w najlepszych restauracjach w Madrycie czy Barcelonie. Kiedyś można tu było zamawiać tylko z karty. Dziś wszędzie jest w ofercie „danie dnia" – również wieczorem, również w weekend. – W ten sposób ci, których tak naprawdę nie stać już na posiłek w podobnym miejscu, mogą jednak przyjść, poczuć, że nadal są częścią klasy średniej – dodaje Conchita.

Kulinarna rewolucja zawitała także do hiszpańskich szkół. Coraz więcej rodziców woli dać dzieciom suchy prowiant, niż płacić kilka euro dziennie za obiad w kantynie. A urodziny wyprawiane są w domu, a nie gdzieś na mieście.

Hiszpanie inaczej niż przed kryzysem spędzają wakacje. Madryckie lotnisko Barajas podaje twarde dane: od wybuchu kryzysu liczba podróżnych spadła o jedną piątą. Zamiast na miesiąc ludzie wyjeżdżają na dwa tygodnie, zamiast Kenii czy Tajlandii wybierają prowincje krajowe – Asturię czy Andaluzję, zamiast w hotelach zatrzymują się w gospodarstwach agroturystycznych czy wręcz u rodziny na wsi. Rekordy popularności biją portale z okazyjnymi ofertami wyjazdu, np. Letbonus czy Groupon. Logika planowania wakacji odwróciła się: teraz o miejscu, gdzie spędza się lato, decyduje cena, a nie marzenia.

Siedem lat chudych

Dla Hiszpanii minione lata były wyjątkowo trudne. Jak obliczyła Agencja Reutera, od 2008 roku przeciętna pensja spadła realnie aż o jedną czwartą. Wciąż prawie co czwarty dorosły mieszkaniec kraju w ogóle nie ma pracy, wśród młodych to przeszło połowa. Dzięki odważnym reformom konserwatywnego rządu Mariano Rajoya kraj uniknął bankructwa i znów zaczyna się rozwijać. Ale dziś to już inne państwo niż to sprzed kryzysu, biedniejsze, smutniejsze, ze znacznie niższym poziomem życia.

– Dawne czasy, dawny styl życia już nie wrócą, bo kryzys finansowy nałożył się na rysujące się dużo wcześniej głębokie wyzwania, które powodowały, że dotychczasowy model życia w Europie był nie do utrzymania - tłumaczy „Plusowi Minusowi" profesor Universite Libre de Bruxelles (ULB) Andre Sapir, który na prośbę Komisji Europejskiej opracował „Koncepcję przywrócenia wzrostu w Europie". – Po pierwsze – dzięki reformom politycznym i gospodarczym Chiny, Indie i inne kraje wschodzące wyrosły na potężnych konkurentów Unii, po drugie – nowinki technologiczne radykalnie zmieniły warunki pracy, po trzecie – starzenie się europejskich społeczeństw prowadzi do zapaści systemu zabezpieczeń socjalnych. To trzy wyzwania, z którymi Europa na razie nie potrafi sobie poradzić.

Profesor należy do belgijskiej elity: jak sam mówi, nie bywa w takich miastach jak Charleroi, niegdyś wielkim centrum przemysłu na południu Belgii, dziś stanowiącym symbol biedy i upadku. Ale i on dostrzega zmianę zachowania i stylu życia swoich znajomych.

– Zamiast do Carrefoura czy Delhaiza ludzie idą po zakupy do Lidla, Aldiego, Colruyta (odpowiednik popularnej w Polsce Biedronki) – zauważa badacz z ULB. – Wszyscy są bardziej ostrożni w wydatkach, obawiają się utraty pracy, nie chcą brać kredytów.

Każdego dnia Unia Europejska importuje z Chin towary za blisko miliard euro, dwa razy więcej, niż do Chin wysyła. Szerokim strumieniem wlewają się na Stary Kontynent wyroby czasem niezłej, ale przeważnie jednak gorszej jakości. To one w znacznym stopniu zasilają tańsze sklepy i dyskonty. Bruksela ostrzega, że aż 2/3 podróbek markowych produktów zatrzymanych na unijnych granicach powstało właśnie w Chinach. Ale mimo to towary made in China pełnią fundamentalną rolę: pozwalają rosnącej grupie Europejczyków, którym grozi pauperyzacja, zachować pozory, że jednak potrafią utrzymać dotychczasowy poziom życia, że stać ich na więcej.

Tandetne potrafią być droższe i tańsze urządzenia. Kiedyś telefon Nokii działał latami, bateria wytrzymywała i dwa tygodnie. Dziś po roku smartfon często nadaje się do kosza. Znana niegdyś z niezawodnych, choć jednorazowych, długopisów francuska marka przeniosła produkcję poza Europę. Dziś używając jej wyrobów, podejmuje się coraz większe ryzyko: a to atrament wyleje się w kieszeni, a to pisak przestaje działać, choć ledwo został kupiony. Królestwem tandety stają się sklepy z ubraniami: wiele par spodni po jednym praniu kurczy się tak, że nie nadają się do noszenia, materiał w koszulach strzępi się po roku, buty się rozklejają. Przy produkcji tych ostatnich podstawowym materiałem zamiast skóry staje się plastik.

W pokazanym niedawno reportażu dziennikarze programu „Envoye Special" telewizji publicznej France 2 pokazali, że pralki i zmywarki są dziś w większości produkowane z materiałów, które fizycznie nie mają szans wytrzymać dłużej niż kilka lat. Z jednej strony chodzi o wymuszenie kolejnego zakupu i nakręcanie rynku, z drugiej – o obniżenie ceny urządzenia tak, aby nawet w warunkach postkryzysowej Europy było na niego stać przeciętnego Smitha, Gonzaleza czy Duponta. Logo znanej firmy, która zachowała resztki dobrej opinii, ma uśpić jego czujność.

– Rynek wyraźnie się dzieli na dobre jakościowo wyroby, często wytwarzane w Niemczech lub krajach skandynawskich, i erzace z importu, przeważnie z Azji. To wymowny symbol rozwarstwienia się europejskich społeczeństw – przyznaje Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Rybka nader soczysta

Takie sztuczki można robić nawet z towarami, które – wydawałoby się – nie mogą podlegać modyfikacji. Choćby z tzw. łososiem norweskim. Jego kilka plasterków na śniadanie to dla wielu rodzin symbol statusu, odrobina luksusu na co dzień. Producenci, znając tę słabość mniej zamożnych konsumentów, wpadli na niezbyt uczciwy pomysł: nasączają rybę dużą ilością wody. Teoretycznie wszystko się zgadza: cenę produktu można obniżyć, pozostaje on w zasięgu klientów z mniej zasobnym portfelem, na pierwszy rzut oka wygląda tak samo. Już w domu okazuje się, że przy krojeniu łosoś się strzępi, smakuje nijako, wypływa z niego dziwna maź. Nie przypomina już wytrawnej ryby z dawnych czasów.

W niektórych sklepach dyskontowych postanowiono dostosować ofertę do nowych czasów. System zamówień u producentów został więc odwrócony: najpierw sieć handlowa określa, ile powinien maksymalnie kosztować kilogram kiełbasy. A potem zakład mięsny odpowiednio dobiera składniki, aby rachunek się zamknął. To właśnie dlatego coraz częściej pomidory nie mają smaku pomidorów, czekolada – czekolady, a chleb – chleba. „Naturalne" składniki zupek błyskawicznych, sosów, gotowych dań zastąpiła chemia uzupełniona długą listą konserwantów.

Spadek poziomu życia w Europie jest stopniowy, powolny, na pierwszy rzut oka wręcz niezauważalny. Jakość towarów jakość naszego stylu życia systematycznie jednak spadają. – Unia mogłaby odzyskać dawny dobrobyt, ale to wymagałoby drastycznych reform. A o nie nie jest łatwo przy coraz starszym społeczeństwie, które z natury jest konserwatywne, chce przede wszystkim zachowania swoich przywilejów socjalnych – wskazuje prof. Sapir.

W nowych krajach członkowskich, takich jak Polska, efekty kryzysu nie są tak widoczne. Problemy z globalizacją, zmianami technologicznymi oraz demografią, które trawią Europę, u nas są po części neutralizowane za sprawą gotowości do nadrabiania opóźnień cywilizacyjnych wobec naszych zachodnich sąsiadów. To właśnie dlatego utrzymujemy 3–4-procentowe tempo wzrostu gospodarki – choć już nie 5–6-procentowe jak w najlepszych latach transformacji. Ale i nad Wisłą to, co Amerykanie nazywają fake – podróbką, fałszywką – podbija coraz to nowe obszary.

Pocztówka z Lemingradu

Być może najlepszym tego przykładem jest Miasteczko Wilanów, słynny Lemingrad, dzielnica położona na południowych obrzeżach Warszawy, symbolizująca sukces pokolenia młodych yuppies. Przed kryzysem metr mieszkania kosztował tu zwykle ponad 10 tys. złotych. Dziś, gdy banki już nie chcą tak hojnie jak kiedyś udzielać kredytów, koszt zakupu własnego kąta jest nawet o połowę niższy. Ale budynki, choć nieodmiennie nazywane przez deweloperów apartamentami lub rezydencjami, coraz bardziej przypominają bloki z pobliskiego, gierkowskiego osiedla Stegny: trzy pokoje to już często tylko 50–60 metrów, budynki zamiast z cegły są budowane z betonu, kamienne wykończenia zredukowano w nich do minimum.

Gdyby koszty kryzysu i słabości strukturalnych zostały rozłożone równomiernie na całe społeczeństwo, skutki nie byłyby tak bardzo odczuwalne. – Ale tak nie jest, bo uprzywilejowani bronią się przed oddaniem choćby części swojego dobrobytu. Ci, którzy wypadają z systemu, tracą więc wyjątkowo dużo – mówi „Plusowi Minusowi" Nicolas Veron, ekonomista Peterson Institute for International Economics w Waszyngtonie.

Za kryzys najwięcej zapłacili młodzi, a więc potencjalni klienci takich osiedli jak Miasteczko Wilanów. Gdy gospodarka przestaje rosnąć, nie powstają dla nich nowe miejsca pracy albo oferuje im się tylko umowy śmieciowe, na podstawie których banki nie chcą udzielać kredytów. Na zakup mieszkań nie starcza im więc pieniędzy.

Z podobnych powodów nie wystarcza też pieniędzy na meble, przynajmniej na te porządne. Polska stała się ich wielkim eksporterem na całą Europę. Tyle że to przeważnie jednorazowe szafki, łóżka, stoliki, które rozpadają się przy pierwszej przeprowadzce. Lite drewno zostało zastąpione płytami wiórowymi, fornir – okładzinami. To już nie mebel: to stos prostych (oby prostych!) desek, które marketingowcy usiłują sprzedać jako „styl nowoczesny".

Fatalna jakość budownictwa nie ogranicza się zresztą do mieszkań. Cieknące krany w toaletach, niedomykające się drzwi, odpadające ze ścian tynki w całkiem nowych budynkach „klasy A" znają z własnego doświadczenia miliony pracowników biur w całej Europie. Po kilkunastu miesiącach użytkowania wyglądają gorzej niż 60-letni Pałac Kultury w Warszawie, którego pierwsza część, Sala Kongresowa, dopiero teraz przechodzi pierwszy generalny remont.

Spadek jakości dotknął nawet najpotężniejszego gospodarczo kraju Europy: Niemiec. Wieloletnie oszczędności na wydatkach na infrastrukturę dają dziś boleśnie o sobie znać. Kraj ma wspaniałą sieć autostrad, ale coraz dłuższe jej odcinki przechodzą remonty: można pędzić po nich tylko teoretycznie.

– Państwa zachodniej Europy wychodzą z kryzysu z długiem o średnio 30 punktów procentowych większym niż przed kryzysem. Ba, w przypadku Hiszpanii jest to o 60 punktów więcej, Irlandii – nawet 70 punktów! To zobowiązania, które będzie musiało spłacić młode pokolenie, a które bardzo ograniczają pole manewru władz – podkreśla Andre Sapir.

Świat tandety, tymczasowości, nijakości, badziewia podbił także usługi.

– „Spiegel"? To jakiś autor? Tytuł książki? – pyta mnie bez kompleksów młody pracownik jednego z salonów Empiku w Warszawie.

O największym tygodniku opinii Niemiec i Europy nie słyszał, ale nie czuje się tym zawstydzony. To typowe zjawisko, które na nasz kontynent przychodzi z Ameryki: ogromna rotacje słabo opłacanych pracowników, których nikt za bardzo nie szkoli i którzy sami szkolić się nie chcą, bo dziś sprzedają gazety i książki, a za miesiąc będą sprzedawali kebaby albo dezodoranty.

– Przed kryzysem zarabiałam 900 euro, dziś już tylko 600. Kucharzowi pensję zmniejszono o połowę, więc wyniósł się do Londynu – usłyszałem w lutym od kelnerki w jednym z hoteli w Pafos na Cyprze. Teoretycznie miał cztery gwiazdki, ale dania bez smaku, choć w nieograniczonej ilości, jakie tu serwowano, odpowiadały przybytkowi trzy-, jeśli nie dwugwiazdkowemu.

Podobnie jest z podróżami samolotem. Tanie linie odegrały doniosłą rolę, udostępniając przeloty milionom Europejczyków, których nie było na to wcześniej stać. Ale jednocześnie przyczyniły się do narzucenia znacznie niższych norm jakości dawnym flagowym przewoźnikom. Aby przetrwać, oni również oszczędzają na wszystkim: długie kolejki do odprawy (z braku odpowiedniej liczby pracowników), mniejsze odstępy między fotelami, zmęczony personel pokładowy, który musi wykonać w ciągu dnia znacznie więcej lotów niż kiedyś, „bezterminowa kanapka", w której słona jest tylko cena, lub szklanka wody zamiast posiłku – wszystko to powoduje, że dla kogoś, kogo nie stać na klasę biznes, nawet krótka podróż staje się przykrym doświadczeniem.

Kolejka w szkole i przychodni

Bylejakość dosięgnęła nawet fundamentów tego, co nazywa się europejskim państwem socjalnym: szkoły i systemu zabezpieczeń zdrowotnych.

W szkole podstawowej przy ulicy Fagon w 13. dzielnicy Paryża Alexandrine od paru już lat musi uczyć jednocześnie dwie klasy: CE1 i CE2, odpowiedniki naszej drugiej i trzeciej.

– Kiedy jedni odrabiają pracę domową, ja uczę drugich. Ale w takich warunkach nie da się zapewnić odpowiedniego poziomu nauczania, powszechna i laicka szkoła przestaje być ostoją wartości Republiki – mówi.

Francji, coraz bardziej zadłużonego kraju o drepczącej w miejscu gospodarce, nie stać już na utrzymanie armii przeszło 5 milionów zatrudnionych na całe życie urzędników. Ponieważ tych, którzy już mają takie przywileje, bardzo trudno zwolnić (tym bardziej że są fundamentem elektoratu rządzącej Partii Socjalistycznej), wymyślono inną metodę oszczędzania. Począwszy od prezydentury Nicolasa Sarkozy'ego, zastępuje się tylko niektórych funkcjonariuszy przechodzących na emeryturę, w tym nauczycieli. Ale to powoduje, że etaty redukuje się dość przypadkowo, niekoniecznie tam, gdzie są najbardziej zbędne. A ci, którzy chcą swoim dzieciom zapewnić naprawdę dobre wykształcenie, coraz częściej muszą się zdawać na szkoły prywatne.

Z podobnych powodów ogromne trudności przeżywa brytyjski narodowy system zdrowia, NHS. Z braku odpowiednich środków na poważne operacje czeka się tu miesiącami, jeśli nie latami, konsultacje trwają nieraz kilka minut, za mało jest lekarzy. Niszę wyczuli polscy medycy, którzy w Londynie zakładają prywatne lecznice. Są płatne, ale oferują usługi szybko i na dobrym poziomie. Dlatego zyskują wielu klientów.

Coraz bardziej szwankuje zresztą sam system zabezpieczeń socjalnych, niegdyś duma i wyróżnik Europy na świecie. Fundacja charytatywna Abbe Pierre szacuje, że na ulicach francuskich miast każdej nocy śpi 140 tys. bezdomnych (w tym 30 tys. dzieci), o 50 proc. więcej niż w 2011 r. To w znacznej mierze skutek udowodnionej przez słynnego francuskiego ekonomistę Thomasa Piketty'ego niezwykłej koncentracji bogactwa w dzisiejszej Europie w rękach małej grupki uprzywilejowanych. Pozostali są skazani na coraz gorsze produkty i usługi, a czasem, w najbardziej drastycznych sytuacjach, na utratę wszystkiego.

Kryzys w zachodniej Europie oznacza także koniec marzenia wielu Polaków o lepszej jakości życia. Wcześniej wiedzieliśmy, że budowa państwa socjalnego, takiego jak w krajach starej Europy, z doskonałą infrastrukturą, zabezpieczeniami i dużą ilością czasu wolnego, zajmie jedno, może dwa pokolenia. Dziś i ta perspektywa zniknęła, bo sam model się rozpłynął.

– Ja jednak widzę i dobre strony tych zmian. Ludzie nie wydają już pieniędzy jak szaleni, doceniają małe rzeczy, są bardziej solidarni, rodzina znów jest dla nich ważna, zrozumieli, że sprawy materialne nie są wszystkim – mówi mi Conchita Fernandez. – Hiszpanie częściej jeżdżą na rowerze, uprawiają sport, choć nie na siłowniach. Bo to kosztuje...

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów