Przede wszystkim żyjemy w kraju demokratycznym. Warto to zaznaczyć na wstępie, bo to dobry punkt wyjścia do diagnozy, w jakim punkcie naszej historii jesteśmy. Rządzi demokratycznie wybrany rząd, reprezentuje nas demokratycznie wybrany prezydent, a prawodawstwo tworzy demokratycznie wybrany parlament. To kilka elementarnych prawd na początek dla tych, którzy – najczęściej słusznie – narzekają na stan polskiego społeczeństwa i demokracji.
Czy mogło być inaczej? Owszem, mogło być dużo gorzej. Co więcej, większość społeczeństw na świecie ma gorzej. W trzeciej dekadzie XXI wieku wciąż szerzą się populizm i autokracja, systemowa korupcja i tyrania. Głodzi się i morduje ludzi, a liderzy okradają swoje społeczeństwa. W Ameryce do władzy doszedł ostatnio skazany przez sąd populista, za którym ciągną się procesy i bankructwa, i mimo że żyje jak krezus, wartość jego długu jest wyższa od kontrolowanych aktywów. Uwaga, jest wybitnym politykiem, nie można tego zanegować. Czy jednak w stu procentach spełnia kwalifikacje moralne do kierowania największą, choć coraz szybciej degenerującą się demokracją świata? Pytanie zostawiam otwarte.
Tak, Polska też w większym stopniu mogła się konfrontować z patologiami władzy czy przekleństwami geopolityki. Szczęśliwie dla nas dokonaliśmy po demokratycznym przełomie roku 1989 kilku fantastycznych wyborów. Demokracja, odbudowa kapitalizmu, członkostwo w sojuszu północnoatlantyckim, potem szybka akcesja do Unii Europejskiej. Dla jednych to przełamanie historycznego fatum, dla drugich umiejętność wyciągania wniosków z historii. Dla jeszcze innych dowód dojrzałości narodu. Osobiście uważam, że wszystko to znaczy to samo, choć fakt, że wskoczyliśmy jako Polacy do ekspresu światowej koniunktury tak szybko i bezboleśnie, zakrawa na cud. I choć finalnie cudem nie jest, tylko koniecznością mierzenia się z codziennymi problemami, winniśmy o tę infrastrukturę narodowego sukcesu dbać jak o najcenniejsze srebra rodowe. To wciąż nasza przepustka do przyszłości i – choćby Braunowie i Mentzeni mielili językami w nieskończoność – lepszej nie będzie.
Czytaj więcej
Po martwej cywilizacji przychodzi nowa, eksplodująca witalnością. Wierzę, że tak będzie w Syrii. Po latach przemocy i wojny. Choć może trzeba będzie jakiś czas poczekać.
Polska polityka pokazała, że może dać przestrzeń niebezpiecznemu modelowi
Czy więc jest dobrze? – musi w końcu wybrzmieć pytanie. Owszem, jest dobrze, odpowiem. A co jest dobrze? Ano to, że jest normalnie. I tu punkt drugi mojej skromnej diagnozy. Ano dobrze jest, że rządzi nami koalicja demokratyczna, a więc większość zbudowana z kilku konkurencyjnych i reprezentujących różne grupy społeczne partii. Jest dobrze, bo takie sprawowanie władzy opiera się na tym, co jest solą demokracji, czyli na kompromisie. Kompromis nie polega na nieograniczonym forsowaniu swoich racji, obsesyjnym dowodzeniu swego, ale na ucieraniu polityki w wysiłku i mozole, z uwagą wobec innych, na umiejętności parcia do przodu i wycofania się, gdy trzeba. Gdy dochodzi do nadreprezentacji interesu jednej z grup.