Michał Szułdrzyński: Co nas doprowadziło do "stref wolnych od dzieci"

Pomysł na „strefy wolne od dzieci” jest efektem rewolucji w podejściu do wychowania.

Publikacja: 10.10.2024 11:12

Michał Szułdrzyński: Co nas doprowadziło do "stref wolnych od dzieci"

Foto: AdobeStock

Poruszenie wywołała sonda w jednej z telewizji śniadaniowych, w której spytano Polaków, czy chcieliby powstawania miejsc, do których nie można przychodzić z dziećmi. Okazało się, że większość jest na tak. Sprawa wróciła, gdy jeden z łódzkich aquaparków ogłosił dzień „tylko dla dorosłych”, a reklamę okraszono grafiką z przekreślonym płaczącym niemowlakiem i podpisem „dzieciom wstęp wzbroniony”. Zareagowała na to rzecznik praw dziecka, która stwierdziła, że tego typu działanie nosi znamiona dyskryminacji. Oczywiście stanowisko RPD było też efektem oburzenia, które przetoczyło się przez sieć. Oburzenia, które rozumiem, ale wydaje mi się ono efektem pełnego hipokryzji podejścia do dzieci i dzietności w ogóle.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Kulturalne dzieciobójstwo

Koncepcja "bezstresowego wychowania" została wykoślawiona

Przypomnijmy, że w drugiej połowie XX w. doszło do kopernikańskiego przewrotu w podejściu do dzieci. W reakcji na opresyjny model wychowania, oparty na systemie kar, modne stały się koncepcje zwane „bezstresowym wychowaniem”. Szlachetna idea wynikała z uznania – w Polsce tę myśl promował Janusz Korczak – że dziecko to taki sam człowiek jak dorosły, tylko że mały. Dlatego ma prawo być wysłuchanym, a także należy brać pod uwagę jego oczekiwania i emocje. Wykoślawienie tej idei w pewnej chwili postawiło wszystko na głowie. Na dodatek dziecko stało się ważnym elementem gospodarki – zabawki, rozrywka, moda dziecięca itd.

Pomysł na „strefy wolne od dzieci” jest efektem rewolucji w podejściu do wychowania, co szybko wyrodziło w zaprzeczenie jakiegokolwiek wychowania w ogóle. Owe strefy są tylko skutkiem ubocznym tej zmiany.

Ta przesada doprowadziła do tego, że wraz ze zmniejszaniem się liczby potomstwa poszczególnym dzieciom poświęcano coraz więcej uwagi i środków. Samo pojęcie wychowania wyrzucono do kosza jako element XIX-wiecznej opresji. Wielu jednak pomyliło bezstresowe wychowanie z pozwalaniem dzieciom na wszystko, niestawianie żadnych barier. W efekcie tysiące rodzin zostało sterroryzowanych przez niewychowane dzieci, które na każdą próbę ograniczenia ich woli reagowały krzykiem i płaczem. Zamiast szczęśliwego pokolenia świadomego swych emocji i dojrzałości dostaliśmy pokolenie rozwydrzonych bachorów, zatruwających życie wszystkim wokół, które wyrosły na nieumiejących myśleć o innych egoistach, a do tego zupełnie nieprzygotowanych do życia.

Czytaj więcej

"Fala tylko dla dorosłych". Rzecznik praw dziecka interweniuje

I właśnie wizja tych małych potworów stała się nowym antywzorem. Posiadanie dzieci kultura masowa zaczęła pokazywać jako koszmar, w mediach często pisano o „małych terrorystach”, rodzicielstwo zaczęło być gigantycznym poświęceniem na rzecz wiecznie niezadowolonego, krzyczącego potwora. I teraz powiedzmy sobie szczerze, bez hipokryzji: czy wszyscy mają ochotę znosić towarzystwo bachora, którego rodzice nie chcieli albo nie potrafili wychować?

Czytaj więcej

Aquapark Fala przedstawia dziecko jako strasznego intruza, jakąś zakałę ludzkości

"Strefy wolne od dzieci" – co jest przyczyną, a co skutkiem?

Jednocześnie warto pamiętać, co jest przyczyną, a co skutkiem. Pomysł na „strefy wolne od dzieci” jest efektem rewolucji w podejściu do wychowania, co szybko wyrodziło w zaprzeczenie jakiegokolwiek wychowania w ogóle. Owe strefy są tylko skutkiem ubocznym tej zmiany. Zmiany, która dla naszej cywilizacji jest zabójcza, bowiem utrwalenie przekonania, że dzieci to jakieś straszne zło, że rodzicielstwo oznacza pożegnanie z normalnym życiem, skazanie na wieloletni koszmar, wyrzeczenie się samego siebie na rzecz wychowania, pardon, wyhodowania małego potwora, znacznie silniej niż cokolwiek innego zbliża nas do demograficznej katastrofy. Bez odczarowania tego, czym jest rodzicielstwo, nigdy nie odwrócimy negatywnych trendów związanych z dzietnością. Nie zmienimy tego, walcząc ze strefami bez dzieci, tylko zmieniając wizerunek rodzicielstwa i dzieciństwa. To zaś wymaga zmiany podejścia do tego, czym jest wychowanie dzieci w ogóle.

Poruszenie wywołała sonda w jednej z telewizji śniadaniowych, w której spytano Polaków, czy chcieliby powstawania miejsc, do których nie można przychodzić z dziećmi. Okazało się, że większość jest na tak. Sprawa wróciła, gdy jeden z łódzkich aquaparków ogłosił dzień „tylko dla dorosłych”, a reklamę okraszono grafiką z przekreślonym płaczącym niemowlakiem i podpisem „dzieciom wstęp wzbroniony”. Zareagowała na to rzecznik praw dziecka, która stwierdziła, że tego typu działanie nosi znamiona dyskryminacji. Oczywiście stanowisko RPD było też efektem oburzenia, które przetoczyło się przez sieć. Oburzenia, które rozumiem, ale wydaje mi się ono efektem pełnego hipokryzji podejścia do dzieci i dzietności w ogóle.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Niezwykłe życie Geoffreya Hintona. Od sieci neuronowych do ostrzeżeń przed AI
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż