To może wyglądać na początek tekstu humorystycznego, ale jest znacznie bardziej złożone niż drwina z kolejnego popisu retoryki głowy naszego państwa. Jakby się zastanowić, te dwa słowa, wypowiedziane w groteskowy sposób, mają znacznie głębsze podłoże niż bezmyślność czy brak refleksji na poziomie zwykłej logiki. Bo oczywiście można się śmiać i trzeba z paradoksu, jaki ten twór słowny zawiera. Praworządność jest zaprzeczeniem terroru, nie może więc sprawować władzy metodą, którą sama ściga, bo wtedy przestaje być praworządnością, a zatem nie można mówić o sile jej terroru.
Możemy się z tego śmiać, możemy też i mamy prawo podsumować to określenie jako bezdennie głupie, nie bawiąc się w delikatności. Jednak w takim podsumowaniu zaklęta jest bagatelizacja, wzruszenie ramionami. Coś jest głupie po prostu, a więc niegodne uwagi i refleksji. Czy można jednak przejść do porządku dziennego nad tym, że określając swój punkt widzenia stanu rzeczy w państwie, coś tak bezdennie głupiego mówi prezydent tego państwa?
Czytaj więcej
Cały problem przemocowości ideologicznie utożsamiany z kobietą ofiarą i mężczyzną oprawcą musi odejść do lamusa, bo zbyt wyraźnie widać, że kobiety nie są gorsze od mężczyzn, jeśli idzie o rozkosz znęcania się nad podwładnym.
Kolejne pytanie, jakie się nasuwa, już nie jest bagatelne i żartobliwe, to jest pytanie o stan umysłu osoby decydującej o najistotniejszych sprawach w kraju. Zadając to pytanie, pytamy o wszystko, co się może jeszcze w naszym państwie wydarzyć. Oczywiście, trzeba dorzucić poprawkę, jaką zaraz zastosował prezydent, mówiąc o „tak zwanej praworządności”. Jednak – jak się mówiło kiedyś – pierwsze słowo się liczy. Liczy się, bo dyktuje je podświadomość.