Z polskiego podwórka ostatnio skończyłem „Bezmatek” Miry Marcinów, a także „Gorzko, gorzko” Joanny Bator. Co ciekawe, w przypadku polskiej literatury to czytałem głównie kobiety. Choć byli też mężczyźni – na przykład Szczepan Twardoch i jego „Chołod”. Widać w tej książce pewien talent i umiejętności autora. Podobała mi się iluzja literatury faktu, którą udało mu się tam zbudować, chociaż całość jest mocno przegadana i natrętnie podsuwa czytelnikowi pewne niesympatyczne dla mnie tezy.
Regularnie wracam do klasyki. Ktoś może powiedzieć, że się nie rozwijam, ale ja właśnie za każdym razem na nowo odkrywam moje klasyczne lektury. I za każdym razem dostrzegam w nich coś nowego, czego wcześniej nie widziałem. Często również odkrywam, że do wielu rzeczy dopiero teraz dorosłem. Wracam wciąż w regularnych odstępach do Daniela Defoe, Stendhala, Gustawa Flauberta, Marcela Prousta, Franza Kafki, Tomasza Manna.
Czytaj więcej
Ostatnio padło na zespół Rammstein. Jednak moim najnowszym odkryciem – a to za sprawą mojego syna – jest zespół Sabaton. Co ciekawe, jeden z utworów poświęcili powstaniu warszawskiemu.
Ktoś kiedyś zapytał mnie o mojego ulubionego twórcę filmowego i pamiętam, że wymieniłem wtedy Ingmara Bergmana, jego dzieła „Fanny i Alexander”, „Milczenie”, „Uśmiechy letniej nocy”. No i Federico Fellini: „Osiem i pół”, „Rzym”, „Amarcord”. A także „Konformista” Bernarda Bertolucciego – nieśmiertelne arcydzieło. Ale cenię też amerykańskich reżyserów i tu muszę w pierwszej kolejności wymienić Francisa Forda Coppolę za trylogię „Ojca chrzestnego” i za „Rozmowę”. Ale taki na przykład „Kabaret” Boba Fosse’a, nie dość że film piękny, to brzmi coraz bardziej aktualnie, zresztą tak samo jak „Konformista”.
Mówiąc o muzyce, oczywiście muszę wspomnieć o Beatlesach. Są klasą samą w sobie, ale również częścią heroicznego okresu rocka i chyba nie starczyłoby mi czasu na wyliczenie wszystkich ich zasług. Są jednak także inni wykonawcy z dawnych lat, których ówczesne albumy wciąż się bronią, chociażby Bob Dylan czy Jefferson Airplane. Oczywiście, także The Rolling Stones, zwłaszcza z czasów rywalizacji z Beatlesami, są znakomicie. Genialny był też Jimi Hendrix, chociaż szkoda, że kwalifikując nagrania do wydania na płytach, nie poddawał ich ostrzejszej selekcji. Ale może przeczuwał, że musi się śpieszyć i już niewiele czasu mu zostało.