Pokaż mi „swojego” barbarzyńcę, a powiem ci, kim jesteś. Właściwie on sam to zrobi. Możesz się w nim przeglądać, może nie jak w lustrze, ale własnym cieniu już tak. I jak on, nigdy cię nie opuści. Bo kto nie chce pokonać barbarzyństwa w swoim wnętrzu, tego wcześniej czy później zaatakuje ono na ulicy.
„Jeśli Francuzom się nie udało, to komu właściwie miałoby się udać” – to najbardziej zasadne pytanie, jakie padło po wielodniowych zamieszkach nad Sekwaną. Kolejną, ale chyba najbardziej spektakularną recenzją wystawioną tamtejszej polityce migracyjnej, opartej na ideologii multikulturalizmu i „republikańskich ideałach” ojczyzny rewolucji. Francuzi byli na napływ migrantów przygotowani ideowo, organizacyjnie i przede wszystkim finansowo. W politykę wyrównywania szans, włączania przybyszów ze swoich byłych kolonii (a więc potencjalnie zaznajomionych choć trochę z francuską kulturą i sposobem bycia) zainwestowali potężne środki. Skąd więc fiasko, którego nikt już nie próbuje tuszować?