Pokaż mi „swojego” barbarzyńcę, a powiem ci, kim jesteś. Właściwie on sam to zrobi. Możesz się w nim przeglądać, może nie jak w lustrze, ale własnym cieniu już tak. I jak on, nigdy cię nie opuści. Bo kto nie chce pokonać barbarzyństwa w swoim wnętrzu, tego wcześniej czy później zaatakuje ono na ulicy.
„Jeśli Francuzom się nie udało, to komu właściwie miałoby się udać” – to najbardziej zasadne pytanie, jakie padło po wielodniowych zamieszkach nad Sekwaną. Kolejną, ale chyba najbardziej spektakularną recenzją wystawioną tamtejszej polityce migracyjnej, opartej na ideologii multikulturalizmu i „republikańskich ideałach” ojczyzny rewolucji. Francuzi byli na napływ migrantów przygotowani ideowo, organizacyjnie i przede wszystkim finansowo. W politykę wyrównywania szans, włączania przybyszów ze swoich byłych kolonii (a więc potencjalnie zaznajomionych choć trochę z francuską kulturą i sposobem bycia) zainwestowali potężne środki. Skąd więc fiasko, którego nikt już nie próbuje tuszować?
Czytaj więcej
Im mniej widoczni, tym więcej mają do powiedzenia. Tych naprawdę kluczowych w ogóle nie można zobaczyć. Nie ukrywają się w zaciszu gabinetów, ale na bocznych drogach, w łóżkach, z których już nie wstaną, albo po drugiej stronie rzeczywistości. Z bohaterami teorii spiskowych łączy ich to, że pociągają za sznurki, choć ich istnienia można się jedynie domyślać.
Kiedy oglądałem migawki nagrywanych w ostatnich tygodniach scen rabowania francuskich sklepów, tabunów ludzi wybijających szyby, przepychających się i wybiegających na ulicę z najnowszym modelem iPhone’a, butami czy torebką w ręce, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że te nocne zajścia to karykatura – a więc wynaturzona, ale jednak jakoś podobna wersja wydarzeń, do których doszło w tym samym miejscu zaledwie kilka godzin wcześniej. Czym na dobrą sprawę różnili się rabusie od zwykłych klientów, poza tym, że nie zapłacili i weszli oknem zamiast drzwiami?