Reklama
Rozwiń

Tomasz Snarski: Prawo karne może być miłosierne

Może w prawie karnym powinniśmy spróbować otworzyć się szerzej na pojednanie, przebaczenie, mediację, a mniej skupiać na samej idei karania - mówi dr. Tomasz Snarski, adwokat.

Publikacja: 24.03.2023 17:00

Tomasz Snarski: Prawo karne może być miłosierne

Foto: Archiwum prywatne

Plus Minus: Prawo mojżeszowe (podobnie jak starszy od Tory Kodeks Hammurabiego) w zakresie spraw kryminalnych opiera się na zasadzie odwetu. Jeśli w stosunkach cywilnych za towar czy usługę zapłacimy stosownie do wartości, zachowana zostaje naturalna równowaga. Analogicznie wskutek popełnienia przestępstwa powrót do zachwianej równowagi jest możliwy, gdy sprawca poniesie adekwatną karę będącą niejako negatywem jego czynu. „Oko za oko, ząb za ząb”. Z drugiej strony mamy Nowy Testament z Chrystusowym kazaniem na górze oraz Pawłowym wezwaniem „zło dobrem zwyciężaj”...

W dyskusjach nad relacją sprawiedliwości i miłosierdzia chyba zawsze pojawia się pytanie o stosunek Nowego Testamentu do Starego. Jezus wypełnił nakazy Tory. Nie traktował ich jednak literalnie. Zamiast tego pokazał ich nową – głębszą, sięgającą istoty interpretację. Często, niestety, przeciwstawiamy sobie Stary i Nowy Testament. Tymczasem w Starym znajdujemy fragmenty poświęcone miłości bliźniego oraz Bożej Łaskawości mającej stanowić przecież wzór postępowania dla człowieka. „Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103, 10). Pamiętajmy też chociażby o instytucji darowania długów z okazji roku szabatowego (Pwt 15).

Jeśli będziemy czytać Biblię holistycznie, to zauważymy kilka etapów, na których Bóg niejako uczy człowieka poznawania tego, czym jest sprawiedliwość i czym jest miłosierdzie. Nawet jeśli weźmiemy zasadę odwetu z prawa mojżeszowego i spojrzymy na kontekst historyczny, to zobaczymy w niej istotny krok naprzód. Była ona bowiem ówcześnie ograniczeniem niekończącej się zemsty, poskromieniem ludzkich żądz. Nie możesz mścić się w nieskończoność – tylko masz zareagować jednorazowo i proporcjonalnie do krzywdy. Sprawiedliwość retrybutywna jest zatem czymś jakościowo lepszym od odwetu, ale przecież nie czymś optymalnym. Sprawiedliwa odpłata to moim zdaniem dopiero pierwszy krok w kierunku najdoskonalszej formy sprawiedliwości, jaką jest sprawiedliwość miłosierna przyniesiona, czy też ukazana nam w całej swojej głębi przez Jezusa.

Ma pan na myśli sprawiedliwość, która została niejako skorygowana poprzez miłosierdzie?

Połączenie miłosierdzia i sprawiedliwości rzeczywiście rozsadza wszystkie tradycyjne ujęcia tego, co sprawiedliwe. Jest czymś całkowicie nowym, innym, zdecydowanie wymykającym się prostym kwalifikacjom. Osobiście jest mi bliskie spojrzenie bł. ks. prof. Michała Sopoćki, św. Jana Pawła II oraz Franciszka. W poglądach ich wszystkich dostrzegamy przekonanie, że sprawiedliwość i miłosierdzie uzupełniają się nawzajem, a nawet warunkują i są nieodłączne. Na przykład dzięki miłosierdziu sprawiedliwość dostrzega nie tylko pokrzywdzonego, ale i sprawcę, nie odmawiając mu człowieczeństwa. Miłosierdzie natomiast, poprzez uwzględnienie sprawiedliwości, nie jest nigdy pobłażaniem złu, ale właściwie ustawia naszą relację do drugiego człowieka. Przypomina, że potępiamy czyny, a nie osobę jako taką, której ze względu na przyrodzoną godność winniśmy po prostu miłość, zawsze, w każdych okolicznościach.

Warto także przyjrzeć się niektórym słowom hebrajskim występującym w Biblii, które tłumaczymy jako miłosierdzie – hesed i rahamim. Hesed oznacza postawę wierności. Bóg jest miłosierny, bo jest wierny – tzn. nie odstępuje od tego, do czego zobowiązał się w Przymierzu, nawet gdy człowiek je złamie. Jako ludzie jesteśmy więc miłosierni, jeśli pozostajemy wierni prawu nawet wobec kogoś, kto prawo lekceważy, a nawet brutalnie je podepcze. Jeśli np. umówiliśmy się na zasadę humanitaryzmu w prawie karnym, na prawo do obrony, na domniemanie niewinności czy na to, że nie wykorzystujemy niektórych kategorii dowodów, to przestrzegając tych standardów, jesteśmy zarazem sprawiedliwi (bo postępujemy zgodnie z prawem), jak i miłosierni (bo trzymamy się prawa wobec kogoś, kto okazał się niesprawiedliwy i kto sprzeniewierzył się wierności prawu). Analogicznie miłosierdzie w znaczeniu hesed można odnieść do formuł sprawiedliwości, które występują na gruncie innych gałęzi prawa niż prawo karne. Są np. określone standardy zwalniania pracownika czy zasady przeprowadzania egzekucji z majątku dłużnika. Tego drugiego nie można np. nachodzić w nocy ani zabierać mu celem zaspokojenia naszych roszczeń narzędzi niezbędnych do wykonywania pracy zarobkowej. Tym samym tak naprawdę już sama idea prawa oraz rozwiązywania konfliktów poprzez prawo są opcją za miłosierdziem wobec drugiego człowieka.

Czytaj więcej

Młodzi fascynują, starzy decydują

Ale to, co pan mówi, zakłada, że obowiązujące prawo pozytywne spełnia określone standardy moralne…

Tak, tutaj rodzi się pytanie, co w sytuacji, gdy prawo, któremu mamy być wierni, nie spełnia odpowiednich kryteriów moralnych. Trzeba zatem zastrzec, że postawa, o której mówię, winna dotyczyć tylko takich rozwiązań prawnych, które służą człowiekowi i jego dobru. W tym właśnie miejscu dochodzimy do drugiego aspektu miłosierdzia, które w Biblii jest oddane przez słowo rahamim. Dla jego zrozumienia przydatne jest sięgnięcie do źródłosłowu. Rahamim oznacza matczyne łono. Boże miłosierdzie oznacza zatem miłość matki do dziecka znajdującego się w jej łonie. To najgłębsza więź między osobami, niepowtarzalna i niesamowita. Matczyna miłość nie może prowadzić do zła, lecz jest zdolna przezwyciężyć największe trudności, w tym potrafi przebaczyć i zrozumieć, zauważyć w każdym choć okruszynę dobra. Matczyna miłość jest też zdolna i niejako powołana do tego, by walczyć o godność i dobro swojego dziecka. Jesteśmy miłosierni w sensie rahamim, jeżeli stanowimy takie prawo, które np. nie widzi w sprawcy „bestii”, tylko człowieka. Tym samym rahamim jest wypełnieniem i dopełnieniem hesed. Wierność prawu oznacza tak naprawdę wierność miłości.

Oczywiście, ocena poszczególnych rozwiązań bywa bardzo kłopotliwa. Tu raczej nie zachodzi relacja zero-jedynkowa: dobre prawo – złe prawo, ale prawo mniej lub bardziej realizujące ideał sprawiedliwości miłosiernej. Powtórzę raz jeszcze, że w moim odczuciu prawo Mojżeszowe to było minimum. Jako chrześcijanie powinniśmy dążyć w kierunku ewangelicznego radykalizmu.

Konstruuje pan utopię?

Zdaję sobie sprawę, że proponowana przeze mnie perspektywa może budzić uzasadnione wątpliwości. Duże wrażenie zrobiła na mnie ostatnio książka prof. Jacka Leociaka „Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach”. Autor opisuje rozmaite historie nawrócenia wielkich zbrodniarzy, np. niektórych hitlerowców, podnosi wiele wątpliwości wobec autentyczności ich przemiany oraz poddaje krytyce katolickie ujęcie bożego miłosierdzia. Nie odbieram jednak tej książki jako ataku na chrześcijaństwo. Widzę w niej raczej artykulację ważkich pytań egzystencjalnych, z którymi musimy się zmierzyć. Wydaje mi się, że bardzo trudno zaakceptować ideę miłosiernej sprawiedliwości bez otwarcia się na nadprzyrodzoną Łaskę. Czysto po ludzku miłosierdzie, przebaczenie, miłość nieprzyjaciół zawsze będą budziły obawy, sprzeciw, niezrozumienie. A jednak nie sposób powstrzymać nieustannej spirali zła w inny sposób niż właśnie poprzez przebaczenie, „nadstawienie prawego policzka”, danie drugiej szansy, miłowanie mimo wszystko.

Często bezkrytycznie wierzy się w efektywność surowej sprawiedliwości karnej, a tymczasem zapominamy, że przestępczości nigdy nie wyeliminujemy całkowicie, chociażby dlatego, że nie da się usunąć zła z ludzkiego świata. Lubię powtarzać, że przez tyle wieków stosowano przecież cały arsenał okrutnych kar cielesnych z karą śmierci na czele i jakoś nie udało się wyeliminować przestępczości. Tymczasem to, co może przezwyciężyć nawet największe zło, to jest postawa miłości. Innymi słowy, może powinniśmy spróbować otworzyć się szerzej na sprawiedliwość naprawczą, pojednanie, przebaczenie, mediację, rozmaite formy probacji w sprawach karnych, a mniej skupiać na samej idei karania. Może to właśnie jest niedoceniany obszar prawa karnego, który będzie bardziej skuteczny. Uważam, że za bardzo ufamy przymusowi państwowemu, a za mało naszemu stosunkowi do drugiego człowieka. To jest także wielkie wyzwanie dla nauk penalnych, w jaki sposób przeformułować system prawa karnego i jak w praktyce miałoby to wyglądać.

Czy w prawodawstwie państwa bezstronnego światopoglądowo jest miejsce na kategorię miłosierdzia pochodzącą przecież z repertuaru religijnego? Zwłaszcza że jej akceptacja, jak sam pan powiedział, wymaga otwarcia na nadprzyrodzoną łaskę.

Po pierwsze, miłosierdzie ma walory uniwersalne. W chrześcijaństwie znajduje najpełniejszy wyraz, ale jego przejawów możemy doszukać się też w innych religiach, a ponadto w zasadzie we wszystkich kulturach czy tradycjach. Po drugie, przyjazny rozdział Kościoła od państwa nie oznacza, że nie można w warunkach pluralizmu argumentować na rzecz rozwiązań bliskich chrześcijaństwu. Uważam, że spojrzenie chrześcijańskie ma bardzo dużo do zaproponowania, np. w dziedzinie praw człowieka, i warto prowadzić dialog między np. koncepcjami praw człowieka o charakterze laickim a tymi o proweniencji religijnej.

Sprzeciw wobec kary śmierci oraz tortur jako sposobu uzyskiwania wyjaśnień od podejrzanego uważa się powszechnie za owoce laickiej filozofii oświecenia. Czemu chrześcijanie nie doprowadzili do tego wcześniej?

Idee oświeceniowe są dla współczesnego prawa karnego niezwykle ważne, ale przecież nie jedyne. To nie tak, że nagle Cesare Beccaria (XVIII-wieczny włoski prawnik – red.) opublikował swoją książkę („O przestępstwach i karach” – red.) i wyłącznie pod jej wpływem rozpoczął się zwrot humanitarny w dziedzinie karania. Warto zauważyć, że np. tortury w Szwecji i Prusach zniesiono już wcześniej. Poza tym oświecenie postrzegam raczej jako etap w kształtowaniu się idei humanitarnych, a nie jako jego początek w sensie ścisłym. Sprawa jest w każdym razie złożona. Nie podważając ogromnych zasług oświeceniowej filozofii w kształtowaniu się humanitarnego prawa karnego, pamiętajmy, że to niewyłączne źródło, z którego możemy czerpać podstawowe idee czy paradygmaty. Pomyślmy o takich pojęciach jak wolna wola, wina, godność, indywidualność. Czy będziemy je w stanie zrozumieć bez odwołania się chociażby do filozofii i teologii związanej z chrześcijaństwem? Moim zdaniem także źródeł samej idei praw człowieka można z powodzeniem poszukiwać w ewangelicznej zasadzie miłości nieprzyjaciół, w Pawłowej idei równości, w pierwszej definicji osoby u Boecjusza czy idei godności u św. Tomasza z Akwinu albo haecceitas u bł. Jana Dunsa Szkota, a tym samym – po prostu w chrześcijaństwie.

Dodam jeszcze, że z perspektywy socjologicznej coraz częściej argumentuje się, że humanizację prawa karnego na przełomie XVIII i XIX wieku należy raczej powiązać z faktem upowszechnienia się książek i czytelnictwa. Człowiek, czytając, staje się bardziej otwarty na innego i wrażliwy na jego los. Możliwe zatem, że to nie filozoficzne idee oświecenia uczyniły nas bardziej ludzkimi, ale to obcowanie z drugim człowiekiem, chociażby jako fikcyjną postacią literacką, pomogło nam odwrócić się od niepotrzebnego okrucieństwa. To właśnie pewna bliskość z problemami, dylematami, pragnieniami czy porażkami drugiego potrafiła przemienić sposób myślenia i postrzegania świata. To oczywiście jedno z możliwych wyjaśnień.

Czytaj więcej

Piotr Tarczyński: Rozkład. O niedemokracji w Ameryce

W jakich obszarach prawa karnego powinna przejawiać się idea miłosierdzia?

Zauważmy, że nawet w obecnym stanie prawnym przebaczenie dokonane przez pokrzywdzonego powinno wpływać na złagodzenie wymiaru kary. Inny przykład. Jedną z przesłanek warunkowego umorzenia postępowania (gdy nie dochodzi do wydania wyroku skazującego pomimo popełnienia przestępstwa, dając sprawcy szansę poprawy) jest pozytywna prognoza kryminologiczna. Niewątpliwie naprawienie krzywdy oraz relacji z pokrzywdzonym przez sprawcę winno być zatem w tym przypadku wzięte przez sąd pod uwagę.

Można by tu mówić o wielu innych przykładach. Chociażby w sprawach ściganych z oskarżenia prywatnego pojednanie się stron całkowicie umarza postępowanie. Wspomnijmy też o ułaskawieniu czy ustawach amnestyjnych bądź abolicyjnych. Równie ważna jest też koncepcja sprawiedliwości naprawczej, która kładzie nacisk na prawa pokrzywdzonych, ale i na to, by cały proces wymierzania sprawiedliwości karnej wiązał się z aktywnym uczestnictwem stron konfliktu. No i wreszcie idea miłosierdzia, poprzez przykazanie miłości, może najmocniej wspierać i uzasadniać zasadę humanizmu prawa karnego.

Ale przestępstwa ścigamy przecież w interesie społecznym, a nie tylko pokrzywdzonego. Jako obywatel nie chcę stać się kolejną ofiarą. Nie interesuje mnie, czy wcześniejsza ofiara przebaczyła czy nie.

Tak, ale trzeba pamiętać, że interes społeczny jest bardzo mglistym i w konsekwencji niebezpiecznym pojęciem. Uważam, że upaństwowienie prawa karnego w pewien sposób uprzedmiotowiło pokrzywdzonego, pozbawiło go prawa ukarania bądź przebaczenia. Nie chcę całkowicie negować wagi bezpieczeństwa powszechnego. Nie powinniśmy jednak zapominać, że pierwotnym źródłem ukarania jest krzywda wyrządzona konkretnemu pokrzywdzonemu, a nie jakiejś bliżej nieokreślonej zbiorowości. Przestępstwo wprowadza zło do konkretnej relacji – sprawcy z pokrzywdzonym. Dlatego ewentualne przebaczenie ze strony pokrzywdzonego powinno mieć fundamentalne znaczenie dla reakcji prawnokarnej i nie można go zbywać argumentem, że to państwo jest wyłącznym dysponentem prawa karania.

Sądzę, że przejawem miłosierdzia w prawie karnym jest też zatarcie skazania.

Oczywiście. Sprawcy zasługują na to, by dostać po pewnym czasie „czystą kartę”, otrzymać drugą szansę. Przemawia do mnie argument, że porzucenie wiary w człowieka, w to, że może się poprawić, jest głęboko niechrześcijańskie. Ktoś, kto mówi o innym: „z niego już nic nie będzie”, w pierwszej kolejności daje świadectwo swojego braku ufności w drugiego, a zarazem braku zaufania Jezusowi. To w pewnym sensie także swoisty test miłosierdzia.

Zarówno opinia publiczna, jak i ustawodawca od lat konsekwentnie opowiadają się za odwrotnym kierunkiem polityki karnej niż, nazwijmy to, miłosierny. W sondażach wychodzi, że prawie połowa Polaków jest za przywróceniem kary śmierci, a co piąty za wprowadzeniem kary chłosty (badanie wiktymizacyjne Polaków z 2020 r.). W konsekwencji przygotowana przez ministra Ziobrę nowelizacja kodeksu karnego spotyka się z wielkim uznaniem wśród społeczeństwa. A to wszystko wbrew zarówno nauczaniu Kościoła, pryncypiom oświecenia i temu, co badania naukowe mówią na temat skuteczności kar.

Wspomniana nowelizacja wprowadza między innymi znacznie surowszy górny limit kary pozbawienia wolności, podnosi go z 15 do 30 lat, oraz możliwość orzeczenia kary dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Zmian niehumanitarnych i będących wyrazem populizmu penalnego jest zresztą więcej. Nie ma na to innej rady, jak edukować i tłumaczyć. Powtarzać, choćby do znudzenia, że liczy się nie tyle sama surowość kar, ile ich skuteczność albo też, że kara orzeczona warunkowo z powodzeniem może spełnić cele kary kryminalnej, nawet w lepszym stopniu niż ta wykonywana w warunkach izolacji więziennej. Myślę, że stoi przed nami ogromne wyzwanie edukacji prawnokarnej społeczeństwa. Ale widzę też pozytywne zmiany. Gdy w styczniu premier Morawiecki powiedział, że jest za przywróceniem kary śmierci...

I wprost przyznał, że kwestionuje w tej materii nauczanie Kościoła...

...po tej wypowiedzi przeprowadzono sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” i zapytano „czy zgadzasz się z premierem?”. 54,1 proc. powiedziało, że ma inne zdanie. 38,7 proc. zgodziło się z nim. Widać w każdym razie spadek poparcia dla kary głównej względem badań z roku 2020. À propos badań sondażowych, powiem taką ciekawostkę. Od lat wychodzi, że najmniej zwolenników kary śmierci jest w grupie osób praktykujących wiarę częściej niż raz w tygodniu. To ładnie pokazuje, że jeśli częste stawanie przed Bogiem jest dla ciebie ważne, to nie masz kłopotu z przyjęciem orędzia Ewangelii. Dla mnie rozmaite przejawy wybiórczego podejścia do moralności chrześcijańskiej są powiązane po prostu z powierzchownością życia religijnego. To samo dotyczy innych zagadnień, jak moralność seksualna, aborcja, in vitro itp.

Należy pamiętać, że przekonań moralnych nie możemy rozstrzygać za pomocą badań opinii publicznej. Wymaga to odwagi, by kierując się wezwaniem Jezusa, iść pod prąd dominującym tendencjom, by stanąć przy wykluczonych, odrzuconych, naznaczonych znamieniem „tego najgorszego”, jak czyni to chociażby od lat katolicka siostra Helen Prejean towarzysząca więźniom skazanym na karę śmierci i działająca na rzecz jej zniesienia w Stanach Zjednoczonych.

Czytaj więcej

Falklandy/Malwiny. Wojna w Ukrainie pomoże Argentynie sięgnąć po sporne wyspy?

I wreszcie na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić, byśmy nie mylili miłosierdzia z pobłażaniem czy empatią. Miłosierdzie jest dojrzałą, pełną ufności, wierności i miłości postawą. Jest chrześcijańską odpowiedzią na zło, w której chodzi o dobro drugiego człowieka, ale i o nasze dobro, byśmy nie dali się „zainfekować” złem pod pozorem jego zwalczania. A to, w jakim stopniu miłość i prawo, w tym prawo karne, są do pogodzenia w systemie prawa państwowego i w realiach społecznych, to już jest zadanie dla nauki prawa karnego, by spróbować zastanowić się nad racjonalnym wykorzystaniem chrześcijańskiej koncepcji sprawiedliwości miłosiernej.

Tomasz Snarski

Adwokat, specjalista od prawa karnego, filozofii prawa oraz praw człowieka, pracownik Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, filozof. Publicysta portalu Więź.pl, członek zespołu Laboratorium „Więzi”.

Paweł Boike

Prawnik, członek Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu.

Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku