Polski rząd, budując potężny stalowy płot, ustanowił granicę między Unią Europejską i Białorusią, wpychając tym samym Mińsk we władanie Moskwy. Jerzy Giedroyc, za nim cała opozycja demokratyczna lat 70. i Solidarność zrobili wszystko, co mogli i powinni, aby Litwa, Białoruś i Ukraina weszły do kręgu cywilizacyjnego Europy Zachodniej. To nie było proste zadanie. Żelazna kurtyna i sowieckie dywizje okazały się najmniejszym problemem. Trzeba było zmierzyć się i poradzić sobie z potężnym oporem środowisk „kresowych" owładniętych sentymentem i wizją powrotu I Rzeczypospolitej. Zarazem brak nam nawet dziś świadomości, że to już wtedy, w I RP nasze zaniechanie wobec ziem ówczesnego teatru zdarzeń politycznych doprowadziło nas do obecnego stanu.
Utrata Mińska, jako przyczółka Zachodniej Europy na wschodzie jest kolejnym etapem, po utracie w XVI w. Smoleńska. Lubimy Matejkę? Czujemy dumę, gdy patrzymy na jego obrazy? To popatrzmy na jego Stańczyka! Ten Stańczyk już wtedy rozumiał nie tylko, że Smoleńsk jest stracony, on już wiedział, że geopolityczna ignorancja polskiej elity politycznej, niezdolność do strategicznego myślenia będzie prowadzić do dalszych strat i dominacji Moskwy na kolejnych obszarach Europy. Niestety, ta historia niczego naszych „polityków" nie uczy.
Czytaj więcej
Choć wybory w czerwcu 1989 r. trafiły do podręczników, to prawdziwa walka polityczna rozegrała się parę miesięcy wcześniej, kiedy to w środowiskach Solidarności rozpoczął się wyścig o miejsca na listach wyborczych.
Serce Europy
Wzywam ich dziś do wpatrzenia się w mapę polityczną naszego kontynentu. Na tej mapie Europy, od Atlantyku po Ural, Mińsk leży w samym centrum. Jest sercem Europy – a to serce już pracuje na rozruszniku zainstalowanym przez Moskwę. Jeśli ktoś uważa, że poszedłem za daleko w tym porównaniu, to niech się przyjrzy, pod czyją melodię tańczy i śpiewa wielu europejskich przywódców.
Przyglądając się uważnie naszej mapie, zauważymy, że Moskwa, Smoleńsk i Mińsk leżą na jednej linii. Jeśli pociągniemy ją dalej prosto, to docieramy do Warszawy (przez Białystok) i podążając dalej prosto – do Paryża. Ta podróż po mapie nie jest retorycznym chwytem. Każda szkoła politycznego działania zaczyna się od wpatrywania w mapę. Skuteczni politycy zalecają, aby każdy dzień zaczynać i kończyć przyjrzeniem się mapie i globusowi. Naszych polityków, a także, niestety, naszą opiniotwórczą elitę stokroć bardzie zajmuje zaglądanie do teczek, kuchni i sypialni. To naturalny efekt w świecie opartym na postprawdzie, „faktach prasowych" i „zdarzeniach medialnych". W takim świecie trzeba grać na emocjach. Sam nieraz usłyszałem radę, że „muszę odwołać się do emocji". Zastanawia mnie zresztą, czy ci wybitni „eksperci" rozumieją i wiedzą, co jest na końcu rywalizacji odwołującej się do emocji? Ja wiem. Być może to właśnie ich pociąga. Możliwe, że podświadomie. To wojna. A wśród wojen ta najbogatsza w emocje i namiętności to wojna domowa i religijna.