Otóż okazało się, że po wejściu w życie programu z pracy odeszło około 150 tys. kobiet. Mogły dokonać wyboru i wybrały: zostały w domu. Zdecydowały się – jak z obrzydzeniem można przeczytać w licznych komentarzach i analizach – na „tradycyjny model rodziny".
Pisałem tu kiedyś, że najważniejszym skutkiem 500+ będzie społeczna rehabilitacja dużych rodzin. Że wprowadzając ten program, państwo polskie oddaje szacunek ludziom, którzy mając niewielkie dochody, niosą na barkach ciężar wychowywania kilkorga dzieci. Władza zdejmuje z wielodzietnych stygmat rodzin dysfunkcyjnych, stygmat społecznego marginesu, który wykreował jeszcze PRL, a potem skutecznie podtrzymała III RP.
Można mieć wiele wątpliwości dotyczących ideowego rysu „dobrej zmiany" (co pokazał choćby jej stosunek do zakazu aborcji), ale nie da się podważyć, że moralne i finansowe wsparcie dużych rodzin to pożyteczna reforma w duchu wyraziście konserwatywnym.
Jeśli kobiety rzeczywiście, dzięki 500+, będą się decydować na to, aby zrezygnować z pracy i zająć się domem, byłby to kolejny dowód na dobrą konserwatywną zmianę. Otóż potwierdziła się dość oczywista dla normalnego człowieka teza, że wiele kobiet w Polsce – wbrew temu, co utrzymują mało subtelni „gospodarczy liberałowie" – wcale nie realizuje się zawodowo za najniższą pensję, siedząc „na kasie" w Biedronce, rozwożąc towar na paletach czy odpowiadając przez telefon na pytania klientów w call center. Że zamiast tego wiele najmniej zarabiających i wykonujących najcięższe prace matek (choć nie tylko one) woli spędzać czas w domach z dziećmi, gotować mężom obiady – a więc umacniać rodzinę, dbać o potomstwo i małżeństwo. A to niewątpliwie bezcenna społeczna zmiana w kierunku konserwatywnym.
Jeśli tak odczytywać program 500+, to określenie „dezaktywacja zawodowa kobiet" okazuje się nie kluczem do opisu zjawiska, ale wytrychem. Zwyczajnym prostackim kłamstwem, za którym wcale nie stoi troska o kobiety, ich zawodowe kariery czy odkładanie składek na emerytury (których zresztą – jak nas przekonują ci sami ludzie – i tak nie będzie). Pseudoliberałowie krytykujący 500+ martwią się raczej tym, że kobiety, które się „dezaktywują zawodowo", zwiększają konkurencję na rynku pracy i zmuszają pracodawców do oferowania wyższych pensji. Dzieje się tak szczególnie obecnie – gdy bezrobocie spadło do poziomu najniższego od upadku PRL.