4 Kilka razy towarzyszyłem poecie podczas spotkań w mieszkaniu profesora Ryszarda Przybylskiego przy ulicy Akermańskiej, czyli w słynnej „celi śmierci" opisanej w poemacie „tempus fugit". Wybierając się na jedno z nich, wymyśliłem sobie, że dobrze byłoby sfotografować spotkanie dwu wybitnych indywidualności, wielkich przyjaciół. Wiedziałem jednak, że może mi się to nie udać, gdyż wcześniej (ale także później) raz i drugi poeta, gdy tylko widział, że wyjmuję aparat z torby, powstrzymywał moje fotograficzne zapędy krótkim: „panie Januszu, dzisiaj żadnych zdjęć". Był marzec 2009 roku, podjeżdżamy koło południa na Stegny. Podchodzimy pod dom profesora, jeden z wielu wieżowców w tej dzielnicy (w poemacie jest to „Góra Betonowa"). Wybieramy numer mieszkania na tabliczce domofonu, czekamy. Korzystając z okazji, próbuję sfotografować poetę, jest niechętny, bardzo niechętny, robię trzy zdjęcia, przy tym ostatnim wykonuje gwałtowny gest jakby chciał się zasłonić, a jednocześnie zdzielić mnie w głowę. Jest wyraźnie zniesmaczony moim natarczywym pstrykaniem i zirytowany, co widać na ostatnim zdjęciu z tej serii.
Potem już w mieszkaniu profesora namawiam ich, aby usiedli obok siebie, zrobię im zdjęcie pamiątkowe, bo przecież takie spotkania trzeba uwieczniać na zdjęciach; na wieczną rzeczy pamiątkę. Profesor chce mieć takie zdjęcie, ale poeta nie; mówi, że on ma zbyt dużo zdjęć i dodaje: „niech pan sfotografuje samego Rysia, tak jak siedzi, na tle tych książek". Oczywiście robię to zdjęcie, właściwie dwa zdjęcia portretowe: autor „Baśni zimowej" patrzy prosto w obiektyw, spokojnie, jasno, chyba za chwilę się uśmiechnie.
Dwa razy udało mi się sfotografować Tadeusza Różewicza w tężniach w Konstancinie. Za pierwszym razem w lipcu 2008 roku i jak najbardziej za jego zgodą. Gdy się zorientował, że przyjechałem z Warszawy z aparatem, zaproponował, że przespacerujemy się do tężni i tam będę mógł mu zrobić parę zdjęć, ale takich, jakie on będzie chciał. I faktycznie, kazał mi stanąć z jednej strony ustawionego w tężniach urządzenia, z którego buchała co jakiś czas lecznicza para, i kazał się fotografować przez tę parę właśnie. Potem usiadł na ławce. Przymierzałem się do zrobienia mu portretu, korzystając z teleobiektywu, ale nic z tego, gdy tylko się zorientował, co kombinuję, natychmiast zasłonił twarz dłonią i tylko rzucił w moją stronę: „dość fotografowania na dzisiaj".
W październiku 2012 roku nie miał już sił na długi spacer, więc do tężni podjechaliśmy autem. Była szaro i buro, a na dodatek mglisto i chłodno. Gdy tylko kierowałem aparat w jego stronę, natychmiast się odwracał i odchodził, ale nie przykazał, bym go nie fotografował. Udało mi się zrobić zaledwie trzy fotografie. I to tylko z daleka. Na jednej stoi tyłem do mnie, na drugiej profilem, a na trzeciej spogląda przez ramię w moją stronę i ma taki wyraz twarzy, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie jest pewien, czy go usłyszę, więc nic nie mówi. Za chwilę się odwróci i ruszy przed siebie. A ja oczywiście za nim.
Kiedy już wróciliśmy do domu ZAiKS-u przy Sobieskiego, zaczął mnie – jak kilka razy wcześniej – namawiać, abym przyjechał tu kiedyś na dwa albo jeszcze lepiej na trzy tygodnie; cisza, spokój, będę mógł czytać i pisać. Na co ja, jak zwykle, że gdzie tam, nie dla mnie dom pracy twórczej, ani Konstancin, ani Obory, pisać to ja mogę tylko u siebie w domu, tutaj cały czas bym się zamęczał, że nic nie piszę, że pisanie mi nie idzie, że żadnego na pisanie pomysłu nie mam, zwątpiłbym ostatecznie w swój i tak przecież szczątkowy talent, wpadłbym w czarną dziurę, ogarnęłoby mnie przygnębienie, nie mówiąc o depresji; a wszystko skończyłoby się tym, że dzień w dzień wymykałbym się na piwo do Starej Papierni w Jeziornej. Na co pan Tadeusz – chyba jednak nie rozumiejąc, o czym mówię – że pewnie mam rację, bo tutaj, do domu pracy twórczej młodzi to raczej nie przyjeżdżają, tylko starzy, sami starzy. I po chwili z zawadiackim błyskiem w oku dodał: „A najstarszy między nimi to ja".
5 Patrzę na zdjęcia, na których Tadeusz Różewicz odwrócony jest plecami do obiektywu, idzie w drugą stronę; odchodzi. Tytuł wystawy, od której zacząłem ten tekst, brzmi właśnie „Poeta odchodzi", ale jak słusznie koryguje we wstępie do imponująco wydanego katalogu wystawy Jarosław Klejnocki, dyrektor Muzeum Literatury, „wybitny poeta nie odchodzi nigdy". Poeta na tych zdjęciach nie odchodzi, lecz idzie przed siebie, ciągle do przodu. Dokąd idzie? Może sobie coś przypomniał? I jest jak w jednym z jego ostatnich wierszy „A, zapomniałem...", wydrukowanym w wydanym już po jego śmierci zbiorku „Ostatnia wolność":
patrząc na ogromny platan
na jego zieloną pełną blasku koronę
na pomarańczowy pień
pokryty szarymi plamami
pomyślałem
że trzeba wrócić do domu
i napisać poemat
Po śmierci Tadeusza Różewicz uświadomiłem sobie, że tyle razy spotykałem się z nim, ale nie mam z nim żadnego wspólnego zdjęcia, poza jednym zaledwie, które zrobił mi kolega z „Rzeczpospolitej" – Michał Sadowski, fotoreporter – na chwilę przed rozpoczęciem spotkania promującego pierwszy tom „Utworów zebranych" w Muzeum Literatury w Warszawie, 3 grudnia 2003 roku. Siedzimy tam obok siebie: poeta, Andrzej Adamus – szef Wydawnictwa Dolnośląskiego, i ja. Pan Tadeusz wyraźnie rozbawiony coś nam opowiada, Andrzej słucha go z zaciekawieniem, ja z uśmiechem. Niestety, nie pamiętam, co poeta nam opowiadał. Niewykluczone, że widząc, jak bardzo jestem spięty – w końcu za chwilę miałem wygłosić przed naprawdę tłumnie zgromadzoną elegancką literacką publicznością słowo wstępne o jego twórczości – chciał, abym się rozluźnił, poczuł się swobodniej, więc opowiedział coś, cokolwiek, do śmiechu.
Pamiętam jak dziś, swoje wystąpienie zacząłem od konstatacji: Żyje na uboczu. Nie zależy mu na rozgłosie ani na nagrodach... W tym momencie Pan Tadeusz wszedł mi w słowo: „panie Januszu, jak nie zależy, przecież zależy". Tak, ostatnie słowo należy do poety.
Janusz Drzewucki – poeta, krytyk literacki, w latach 1993–2005 dziennikarz „Rzeczpospolitej", obecnie redaktor działu poezji miesięcznika „Twórczość". W roku 2016 wydał zbiór wierszy „Rzeki Portugalii" oraz książkę szkiców krytycznoliterackich „Środek ciężkości". W kwietniu tego roku nakładem Wrocławskiego Wydawnictwa Warstwy ukaże się w jego opracowaniu tom: Tadeusz Różewicz „Wiersze i poematy z »Twórczości« (1946–2005)".
Magazyn Plus Minus
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95