Ostatnie publikacje dotyczące nowej narracji historycznej w Niemczech, takie jak „Długi cień historii" Pawła Ukielskiego z Muzeum Powstania Warszawskiego („Plus Minus", 7 października), przypominają, jak wielkie znaczenie ma dla niej próba zabicia Adolfa Hitlera przez grupę spiskowców wywodzących się z wojskowych i cywilnych niemieckich elit. Claus Schenk hrabia von Stauffenberg wsławił się tym, że 20 lipca 1944 r. podłożył bombę, która miała zabić Führera, i pokierował nieskutecznym puczem. Szkopuł w tym, że w powszechnie uznanych biografiach kluczowych puczystów nagminnie manipulowano i żonglowano faktami. W świetle dodatkowych faktów, jakie ujawniają najnowsze badania, należy od nowa napisać historie spiskowców.
Początek zniekształceniom, na których opiera się mit puczystów, dał zabieg polegający na nieuprawnionym rozszerzeniu definicji ruchu oporu (resistance, Widerstand) na niewielką niemiecką opozycję. Historyków zza zachodniej granicy szokują moje wyjaśnienia, że prawdziwy opór wojskowy „w Niemczech" stanowiła Armia Krajowa: Generalne Gubernatorstwo było przecież pod względem formalnym przyłączone do Rzeszy. O ile na miano ruchu oporu zasługują masowe ruchy we Włoszech, na Białorusi, na Bałkanach i oczywiście w Polsce, o tyle terminem bardziej adekwatnym do określenia puczystów z 1944 r. jest francuskie pojęcie „fronda", używane również w opisach niemieckich.
Postrzeganie frondy jako ruchu oporu sięga ostatnich dekad XX wieku, kiedy to w Niemczech pokojowe lata 30. były widziane jako z grubsza normalne, Wehrmacht był szlachetnym wojskiem, a Holokaust i inne zbrodnie przypisywano wyłącznie SS i policji. „Przemysłowa" część Holokaustu, ta z obozów zagłady na ziemiach polskich, była oczywiście opisana dogłębnie, podobnie jak morodowanie Żydów w sztetlach i na szczerym polu w Polsce oraz na Wschodzie. Ale historyków niemieckich (i anglosaskich) mało interesowały cierpienia polskiej ludności, czy to na terenach wcielonych do Rzeszy, w Generalnym Gubernatorstwie, czy na Kresach. W tym to klimacie powstawały klasyczne niemieckie biografie puczystów oraz opisy działań frondy. Ponadto, aby przedstawić kluczowych graczy w jak najlepszym świetle, pomijano znane już wówczas fakty i zagadnienia.
Historiografia sobie, filmowcy sobie
W ciągu ostatnich dwudziestu paru lat naukowcy niemieccy diametralnie zmienili podejście do Wehrmachtu. Młodsze pokolenie historyków udowodniło, że wojsko miało współudział w Holokauście oraz popełniało własne zbrodnie: w Polsce, na Bałkanach oraz na obszarach kontrolowanych do 1941 r. przez Sowietów. Obalono ostatecznie mit „czystego Wehrmachtu". Podążając tropem przełomowej pracy Jürgena Böhlera z 2006 r. na temat kampanii wrześniowej (jej tytuł brzmi w tłumaczeniu: „Uwertura do wojny eksterminacyjnej"), zaczęto również zajmować się losami Polaków. To, czego nowa szkoła historyków niemieckich doszukała się na temat Polski, nie jest dla nas zaskoczeniem. Jednak w odniesieniu do terytorium ongiś pod kontrolą Sowietów archiwa odkrywają nowe fakty (część dokumentów pochodzi z zasobów użyczonych niemieckiej tajnej policji Stasi przez sowieckie KGB). Jak na ironię, odkrycia dotyczące Polski i ZSRR zbiegły się w czasie z kulminacją działań, które miały wynieść głównych frondystów na piedestały. Hollywoodzka produkcja, film „Walkiria" z Tomem Cruisem grającym Stauffenberga (2008 r.), była tego koronnym przykładem.
Choć więc historiografia poszła do przodu, „klasyczne" opisy frondy ciągle dominują. Przykładem jest dzieło Petera Hoffmanna z 1992 r. „Claus Schenk Graf von Stauffenberg und seine Brüder" („Claus Schenk hrabia Stauffenberg i jego bracia"). Książkę tę wznawiano wielokrotnie i przetłumaczono na angielski. Funkcjonuje ona do dziś jako główna biografia Stauffenberga. W świetle tego, co dziś wiemy, potrzebujemy świeżej oceny wydarzeń, w tym kryminalnych uwikłań najważniejszych puczystów.