Prawie 2 tys. członków i sympatyków ultraprawicowych ugrupowań przemierza w ciszy ulice Mediolanu, w marszu poświęconym pamięci Sergio Ramellego. Ten 18-letni członek postfaszystowskiej młodzieżówki ponad 40 lat temu został śmiertelnie pobity przez zwolenników skrajnej lewicy. Pochód powoli dochodzi do kościoła św. Nereusza i Achillesa w północnej części miasta. W pobliżu świątyni ustawiono scenę, na której odbędzie się koncert ku czci Ramellego i innych działaczy, którzy w latach 70. zginęli w podobnych jak on okolicznościach. Przed estradą na baczność stoi poczet sztandarowy z włoskimi flagami.
Po przemówieniach rozpoczyna się koncert patriotycznych pieśni, a gdy zachodzi słońce, ludzie zapalają pochodnie. W pewnym momencie muzyka milknie i jeden z organizatorów odczytuje apel pamięci. Przy każdym nazwisku setki rąk unoszą się w górę w rzymskim salucie, a z gardeł dobiega okrzyk „Obecny!". Do podobnych imprez dochodzi w całym kraju. Za sprawą kryzysu migracyjnego i złej sytuacji gospodarczej włoscy neofaszyści coraz mocniej zaznaczają swoją obecność na scenie politycznej.
Wódz wśród żywych
Pewnego słonecznego dnia 2017 roku Benito Mussolini nagle budzi się na środku rzymskiego placu im. Wiktora Emmanuela II. Miejscowi myślą, że jest aktorem i nie zwracają na niego większej uwagi. Turyści pozują z nim do zdjęć. Nieco skołowanego Duce zauważa początkujący reżyser Andrea Canaletti. Sądząc, że ma do czynienia z komikiem świetnie naśladującym Mussoliniego, postanawia nakręcić o nim film dokumentalny. Dyktator uznaje z kolei, że współpraca z młodym twórcą to świetna okazja, by zdobyć rozgłos i przypomnieć Włochom o swoim istnieniu. Tak zaczyna się film Luki Miniera „Sono tornato" (Wróciłem), zainspirowany niemiecką produkcją z 2015 roku o powrocie Adolfa Hitlera do współczesnych Niemiec.
Początkowo historia przypomina komedię. Masywny i ponury Mussolini jeździ po Półwyspie Apenińskim małym żółtym samochodem. By umilić sobie czas, śpiewa razem z Canalettim „Lasciatemi cantare". W podróży uczy się tego, jak wyglądają dzisiejsze Włochy, i poznaje problemy ich mieszkańców, którzy narzekają na klasę polityczną, uchodźców i kryzys gospodarczy. Z czasem, obiecując naprawę sytuacji w kraju, zyskuje popularność. Kiedy jedzie przez rzymskie ulice, ludzie uśmiechają się do niego i wykonują faszystowski salut. Grozę sytuacji zdaje się dostrzegać tylko babcia znajomej Canalettiego, która ze łzami w oczach przekonuje go, że dyktator naprawdę powrócił. Ostrzega reżysera, że sto lat wcześniej jej pokolenie też myślało, że ma do czynienia z niegroźnym szaleńcem, aż pewnego dnia został on przywódcą kraju.
Film ma uświadomić widzom, jak krucha jest demokracja. Gdyby nie wojskowy mundur, Duce nie różniłby się przecież znacznie od niektórych włoskich polityków. W rozmowie z dziennikarzami lewicowej „La Repubblica" reżyser Luca Miniero z goryczą stwierdza: „Jestem pewien, że gdyby Mussolini naprawdę powrócił do Włoch, bez problemu wygrałby każde głosowanie". W podobnym tonie na łamach tej samej gazety wypowiada się scenarzysta „Sono tornato". „Mussolini jest w nas wszystkich i w każdym z osobna. Ten film nie jest potrzebny, żeby wprowadzić go do kampanii wyborczej. Jego duch już nad nią krąży. Jego dziedzictwo wpływa na Włochy dużo bardziej niż Hitlera na Niemcy" – mówi Nicola Guaglianone.