Brzmi ono: dlaczego pokochałem, pokochałam tę właśnie osobę. Naukowcy wiedzą co prawda, jakie czynniki sprzyjają miłości. To na przykład atrakcyjność fizyczna. Mężczyzna ma większe szanse na to, że zostanie pokochany, jeśli będzie miał wysoki status społeczny lub duże szanse jego nabycia. Kobieta z kolei, jeśli jest młoda, a więc potencjalnie płodna. Dowodzą tego ogromne badania przeprowadzone z udziałem 10 – 16 tys. osób z różnych kultur. Nie wiemy jednak, w jaki sposób spośród tych pięknych i ambitnych dokonujemy wyboru właściwego kochanka. Kiedy pytamy o to samych badanych, najczęściej słyszymy: bo on, ona się mną zainteresowali.
[b]Istnieje teoria, że powstaniu uczucia sprzyja podobieństwo. [/b]
Ale nie zapominajmy, że chodzi o podobieństwo socjodemograficzne, dotyczące wieku, klasy społecznej, religii, kultury czy języka. Na tym poziomie to się rzeczywiście sprawdza. Kiedy jednak zaczniemy analizować cechy osobowości, podobna korelacja okazuje się niezwykle słaba.
Bardzo możliwe, że o wyborze obiektu miłości decyduje zwykły przypadek. Przekonuje o tym duży projekt prowadzony w amerykańskim Minneapolis. Wzięły w nim udział pary bliźniąt: jedno i dwujajowe. W związku z tym, że pierwsze z nich są pod względem genetycznym właściwie identyczne, należałoby oczekiwać, że będą bardziej do siebie podobne także pod względem życiowych wyborów. I rzeczywiście badanie tego dowiodło. Bliźnięta te w wieku dorosłym wykonywały podobne zawody, w podobny sposób mieszkały, jeździły podobnymi samochodami i w podobny sposób spędzały wakacje. Z jednym zasadniczym wyjątkiem: nie zauważono podobieństwa między ich partnerami. To sugeruje, że na podstawie cech osobowości nie da się przewidzieć, z kim człowiek się zwiąże i czy ten związek się uda. Dlatego absolutnie nie wierzę w powodzenie programów komputerowych służących do kojarzenia par, jakimi chwalą się firmy matrymonialne. Jeśli one działają, to tylko na zasadzie przypadku.
[b]W jednym z wywiadów powiedział pan, że nie wiadomo, co decyduje o miłości od pierwszego wejrzenia. Wytłumaczenie tego zjawiska znalazłam w książce „Anatomia miłości” amerykańskiej antropolog, Helen Fisher. Pisze ona, że ten rodzaj uczucia ma znaczenie adaptacyjne. Jest wrodzoną skłonnością wielu zwierząt, która przyspiesza proces kojarzenia par. Tyle tylko, że to co było zwierzęcym pociągiem, u naszych przodków przekształciło się w ludzkie uczucie raptownego zakochania. [/b]