Rozmowa Mazurka ze Sławomirem Petelickim

Rozmowa Mazurka: Sławomir Petelicki, komandos, twórca jednostki GROM

Publikacja: 06.08.2011 01:02

Rozmowa Mazurka ze Sławomirem Petelickim

Foto: ROL

Nie powinien pan wznosić toastów?

Sławomir Petelicki:

A z czego się mam cieszyć?



W końcu Bogdan Klich nie jest już ministrem.



Jak mówią Amerykanie, nothing personal. Ja Klichowi nawet doradzałem, ale w pewnym momencie nastąpił zwrot.



Czyj?



Minister – zamiast postawić na mądrych ludzi, jak gen. Skrzypczak – postawił na wojskowy beton. Nie może być tak, żeby 12 lat po wejściu do NATO polskim Ministerstwem Obrony rządziło dwóch generałów po akademiach w ZSRR.



I to akurat pan zabiera się za dekomunizację?



Zostałem pozytywnie oceniony przez rząd premiera Mazowieckiego, pozwolono mi stworzyć GROM i nie zawiodłem. I nie zabieram się za dekomunizację, ale się wypowiadam, bo mam prawo do swoich poglądów. Chce mi pan to odebrać?



Przeciwnie, przecież z panem rozmawiam. A pan wypowiada się od Polsatu po Trwam.



Raz byłem w Telewizji Trwam i dobrze, że tam poszedłem. A na marginesie: nigdy nie byłem w Związku Radzieckim. W moje wykształcenie to akurat rząd amerykański i CIA włożyli kilka milionów dolarów i szkolili mnie trzy lata. Dzięki temu jest GROM.



Zespół Ekspertów Niezależnych, do którego pan należy, swój raport przygotował kilka miesięcy temu. Czym się on różni od raportu Millera?



Minister Miller szukał kozłów ofiarnych na najniższych możliwych szczeblach, pomijał pewne rzeczy, byle zabezpieczyć swoich ludzi.



A według nas największą odpowiedzialność ponosi premier, który powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.



To mu raczej nie grozi.



Premier nadrabiał miną, ale kiedy odpowiadał na pytania dziennikarzy, widziałem w jego oczach strach. Donald Tusk to inteligentny człowiek, zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił i czego zaniechał. Doskonale wie, że dał się wypuścić Putinowi.



Odpowiedzialność poniósł tylko Klich.



Jednocześnie na swojej ostatniej konferencji minister Klich się chwalił, a premier uznał go za człowieka honoru. I pewnie dlatego człowiek, który doprowadził do katastrofalnego stanu armii, a za jego kadencji Polska straciła więcej generałów niż w czasie II wojny światowej, zostanie nagrodzony kandydowaniem do Senatu. I jeśli premier mówi, że każda krytyka jego rządu to działanie antypolskie, to przypominam, że pycha kroczy przed upadkiem. Gdyby nie to, że mamy prawdziwego męża stanu w osobie Radosława Sikorskiego, to byłbym kompletnie załamany.



Bogdan Klich powiedział, że ma pan duże doświadczenie w dezinformowaniu jako były wysoki funkcjonariusz służb.



Powtarzał takie rzeczy, kiedy brakowało mu argumentów.

Prawdą jest jednak, że kiedy on pod koniec lat 70. działał w opozycji, to pan był na placówce w USA.

Czy pan chce przez to powiedzieć, że skoro Klich działał w opozycji, za co go bardzo szanuję, to teraz może doprowadzać do katastrof? Pan chciałby, żebym teraz siedział w więzieniu? O to panu chodzi?!

Nie, ale...

... To do czego pan zmierza?! Chce mi pan pokazać, że Klich jest ode mnie lepszy?

Nie. Zastanawiam się tylko, co powoduje inteligentnym chłopakiem tuż po studiach, który idzie do MSW? W rok po Marcu.

Niech pan spyta Ewy Milewicz, jak się zachowywałem na dziedzińcu uniwersytetu w marcu 1968 roku.

Nie twierdzę, że pan zachował się źle, ale że pan widział, co to za państwo, i trudno było mieć złudzenia.

A dlaczego pan tak myśli?

Bo szedł pan do MSW, które właśnie opuścił Mieczysław Moczar. A opuścił je, bo awansował na sekretarza KC odpowiedzialnego za bezpieczeństwo.

Nawet o tym nie wiedziałem.

Wszyscy wiedzieli, a pan szedł do MSW i nie wiedział?

Zupełnie nie interesowałem się polityką. Kiedyś podszedł do mnie Henio Szlajfer, żebym się zaangażował w działalność. Więc mu odpowiedziałem, że mnie to kompletnie nie interesuje, bo chcę być komandosem. Obejrzałem „Goldfinger" i chciałem tak jak on... I ja zostałem komandosem, a oni komandosami w cudzysłowie.

Szedł pan tam do pracy, bo chciał być Bondem?

Tak, chciałem! Całe życie chciałem być komandosem, to było moje marzenie i się spełniło. Takie było wtedy państwo polskie, taki wywiad, więc dla niego pracowałem.

Ludzie w to wierzą?

Którzy?

Czytelnicy tych wzruszających historii.

Wierzy w to Michał Komar, z którym chodziłem do szkoły, a który powiedział mi: „Ty to musisz być komandosem albo oficerem wywiadu".

Gdyby pan chciał być komandosem, to poszedłby pan do wojska.

W wojsku wówczas nie było jednostek komandosów, a taką jednostkę stworzono w wywiadzie.

Więc inteligentny chłopak kończy w 1969 roku studia prawnicze i puka do drzwi MSW: „Dzień dobry, chciałbym do wywiadu"?

Byłem chyba jedynym, który sam chciał, bo resztę wybierano. Mnie pomógł ojciec, bezpartyjny, ale partyzant AL, który znał wiceszefa MSW Pietrzaka. I udało się, z czego jestem bardzo zadowolony, bo dzięki temu spędziłem ponad 11 lat za granicą, z czego pięć i pół roku w Stanach, cztery lata w Szwecji...

W to, że pan się potrafił urządzić w PRL, wierzę.

Może pan to nazywać, jak pan chce, ale gdybym nie spędził 11 lat za granicą, to miałbym taką mentalność jak ci z wojskowego betonu, którzy studiowali w ZSRR i nigdy nie stworzyłbym GROM.

Mówi pan, że mogę to nazywać, jak chcę. A jak pan by to nazwał?

Spełnieniem marzeń.

O służbie w SB?

Gdybym chciał pracować w Służbie Bezpieczeństwa, to poszedłbym tam, ale ja chciałem iść do wywiadu. Był tylko jeden wywiad, a zdrajcą nigdy bym nie był.

Bo Kukliński był zdrajcą?

Ten człowiek nie żyje. Gdyby żył, moglibyśmy na ten temat porozmawiać. Niech pan spyta Komara, który opowie panu, jak wyglądało moje podejście do tego wszystkiego, po co trenowałem dżudo i na czym mi najbardziej zależało w życiu. A że jestem szczęściarzem, więc o czym zamarzę, to mi się spełnia.

Rozumiem, że nie chce pan o tym mówić, ale dosłużył się pan stopnia pułkownika...

... Podpułkownika.

... w MSW, a nie w GROM. Najpierw były Chiny i Wietnam.

Najpierw była nudna biurokratyczna praca w Warszawie, potem na krótko Chiny, ale to nie miało znaczenia, za to o Wietnamie napiszę kiedyś książkę.

A później marzenie – Nowy Jork...

Owszem, zostać dyplomatą w Ameryce – do tego chętnych nie brakowało, lecz ja nie byłem dyplomatą, więc to nie było takie bezstresowe. FBI było wtedy najpotężniejszą i bardzo brutalną służbą kontrwywiadowczą. Nie każdy chciał podejmować ryzyko. Jak komuś rozbijają pięć razy samochód, jak mnie, to się nie wie, za którym razem to ostrzeżenie pójdzie dalej. Ale ja zawsze lubiłem ryzyko.

Opowiadał pan, że pański jedyny związek z Tyrmandem to trzykrotna lektura „Złego".

Tak właśnie było.

A słyszał pan o Wydziale XI Departamentu I MSW?

Oczywiście, że tak, ja tam pracowałem.

Czytałem artykuł dr. Gontarczyka o akcji „Tyrmand".

Proszę pana, tylko idiota nazwałby kryptonimem „Tyrmand" akcję dotyczącą Leopolda Tyrmanda.

No tak, a jak wiadomo w MSW same mózgi...

Pan chce mnie wyprowadzić z równowagi? W MSW były takie mózgi jak Gromosław Czempiński, dzięki akcji którego polski dług obniżono o 20 miliardów dolarów!

I co? To jest ch...?! Niech pan nie opowiada głupot.

Czemu się pan tak denerwuje?

Opowiada pan jakieś plotki, a ja wiem, że zostałem doskonale prześwietlony przez ministra Kozłowskiego. Mariana Zacharskiego też pan nie lubi?!

Wie pan co? Rzeczywiście nie gustuję w komunistycznych szpiegach, ale akurat Zacharskiego to pan nie lubił.

Przeprosiłem go za to, bo nie zdawałem sobie sprawy z tego, co on przeszedł w więzieniu.

A czym pan się zajmował w Stanach?

Zdobywaniem dla Polski wynalazków, bo z nich był dla kraju jakiś pożytek. Namówiłem na przykład dyrektora w IBM, żeby przekazywał nam nowinki techniczne. I bardzo mnie ta praca satysfakcjonowała.

Pan raporty wysyłał do Polski czy od razu do Moskwy, bo jak widać po raporcie Millera, u nas tłumaczenie na rosyjski zajmuje dwa miesiące?

Oczywiście, że było tak, że szefowie polskich służb byli zaprzyjaźnieni z Moskwą...

Zaprzyjaźnieni? Oni jej podlegali.

Można długo dyskutować: podlegali czy nie podlegali. Ja w służbach spotkałem wielu wspaniałych ludzi, polskich patriotów.

A Czesław Kiszczak był człowiekiem honoru.

W wielu sprawach z Adamem Michnikiem się nie zgadzam, ale w tej tak. Cenię generała Kiszczaka, gdyby nie on, pewnie bym nie przetrwał w wywiadzie.

O matko... Wróćmy już lepiej do pańskiej kariery. W Szwecji w latach 80. był pan już dyplomatą.

Nie mogłem wjechać do żadnego kraju natowskiego, więc pojechałem do Sztokholmu, gdzie nikt od nas nie chciał jechać, bo wszystko zostało spalone.

Więc pan, jak mówił Pałubicki, zajmował się tropieniem kanałów przerzutowych sprzętu i pieniędzy dla „Solidarności".

To nieprawda, minister Pałubicki szukał i szukał tego śladu, tylko znaleźć nie mógł. Akurat ja się tym nie zajmowałem. Starałem się nie szkodzić Polakom.

Z jakimi efektami?

Udało mi się, nie szkodziłem.

Pan zachowuje się tak, jakby się urodził w 1990 roku jako pułkownik Petelicki, twórca GROM.

Nawet gdybym był w złym wywiadzie i w złej partii, to myślę, że taki pomysł jak Grom mnie całkowicie zrehabilitował.

Ile lat był pan w GROM?

Dwa razy, w sumie prawie osiem lat.

To jakieś trzy razy mniej, niż był pan w SB.

Nie byłem w SB, tylko w wywiadzie. W MSW była SB oraz wywiad i kontrwywiad.

Departament I MSW, czyli pański wywiad, zajmował się także szpiegowaniem i inwigilowaniem Polaków na emigracji.

Niech pan znajdzie choć jedną osobę skrzywdzoną przeze mnie! Nigdy nie werbowałem Polaków. Gdyby były na mnie jakieś haki, już dawno by wypłynęły. Pierwszy skorzystałby z nich pan Pałubicki.

Który zwolnił pana z GROM.

Wie pan co? I miał rację, wyrządził mi przysługę. Inaczej mnie by nikt od tego Gromu nie odkleił, a tak, to poszedłem do amerykańskiej korporacji. Gdybym przeszedł na emeryturę prosto z GROM, byłbym sfrustrowanym dziadkiem.

Ale wtedy tak pan nie myślał. Wytoczył pan Pałubickiemu sprawę, ale pan przegrał.

Z perspektywy czasu zmieniłem też zdanie na jego temat. To był uczciwy człowiek.

Grom był dość idiotycznie umocowany. Podlegał MSW, a to przecież nie była brygada antyterrorystyczna.

To od początku była to jednostka wojskowa i tak było uzgodnione z Amerykanami, ale była tworzona w MSW, bo w MON nigdy by nie powstała. Beton nigdy by na to nie pozwolił.

Za to koledzy z resortu panu pomogli.

Jacy koledzy?

Z aparatu MSW i SB.

Ludzie starego aparatu nie mieli z tym nic wspólnego. GROM był schowany w Jednostkach Nadwiślańskich MSW, ale chcieliśmy go potem przenieść do MON. W 1999 roku rozmawiałem o tym z ówczesnym szefem Komisji Obrony Bronisławem Komorowskim. Powiedziałem mu, że chcemy do MON, bo Grom musi mieć wsparcie lotnictwa, marynarki i tylko tak może się rozwijać. Na co on mnie przestrzegł: „Proszę pana, jak pan wrzuci śliwkę do beczki z gównem, to pan kompotu nie ugotuje".

Miał rację?

Stuprocentową. Wtedy, za gen. Piątasa, który nadal rządzi MON jako wiceminister, panowała zasada bmw – bierny, mierny, ale wierny. Na szczęście zmienił to jako minister obrony Radek Sikorski, który uczynił szefem sztabu gen. Franciszka Gągora – świetnie wykształconego erudytę po anglistyce, który rozumiał GROM i mu pomagał.

Pan bardzo emocjonalnie podchodził do GROM.

Bardzo, bo to moje dzieci. Dlatego usynowiłem jednego z nich. Może nie formalnie, bo człowiek ma 35 lat, ale on do mnie mówi „tato" i dzwoni na Dzień Ojca, tak jak inne moje dzieci, a ja mówię do niego „synu". To było mu bardzo potrzebne.

Bo miał wypadek.

To komandos GROM, który był dwukrotnie ranny w Iraku, gdzie uratował Amerykanów, a po przyjeździe do Polski zobaczył w czasie ćwiczeń, że młody żołnierz źle przygotował ładunek, więc mu go zabrał. Wtedy ten ładunek mu wybuchł, urywając obie ręce. Po trzech latach wybitni polscy chirurdzy z Trzebini mu je przyszyli. Teraz potrafi już prowadzić samochód, a jego marzeniem jest wrócić do GROM i będę mu w tym pomagał, bo byłby świetnym instruktorem.

O Grom kłócił się pan ze swymi następcami, z politykami...

Pokłóciłem się z gen. Polką, który jak poszedł do BBN, to przestał pamiętać o GROM, spierałem się o to z politykami, ale ja to robię bezinteresownie. O nic nie zabiegam, nigdzie nie kandyduję, choć trzy partie namawiały mnie, bym startował do Senatu.

Na początku reagował pan tylko na sprawy Gromu. Potem zaczął pan się interesować wszystkim.

Pamięta pan, jak do Iraku wysyłano żołnierzy w Tarpanach Honkerach, samochodach rolniczych? Oni musieli sobie dospawać jakieś blachy dla minimalnego bezpieczeństwa. A ilu ich zginęło?! Wtedy zacząłem walczyć, bo ginęli żołnierze.

Ale odpowiadali panu, że Amerykanie też giną.

To głównie Monika Olejnik takie rzeczy mówiła. Owszem, Amerykanie giną, ale nie z tak błahych powodów, nie z powodu nieodpowiedzialności ministrów.

Pan się z politykami najpierw zaprzyjaźnia, a potem śmiertelnie kłóci.

Ale kogo ma pan na myśli?

Jest pan zakumplowany z większością polityków.

Dla mnie przyjaźń to wielkie słowo. Jestem zakolegowany z Radkiem Sikorskim, którego uważam za prawdziwego męża stanu, znam innych polityków...

... Pawła Grasia, który za panem nie przepada.

Poznałem go jeszcze w Ruchu Stu, bardzo go lubiłem, zainteresowałem sprawami obronności i zaufałem mu. Był nawet w radzie fundacji żołnierzy GROM, ale zawiodłem się strasznie. Okazało się, że będąc w rządzie, on od lat pełni funkcję nocnego stróża u Niemca! My w fundacji może nie mamy pieniędzy, ale mamy reputację, więc dla mnie ktoś pokroju Grasia nie jest człowiekiem honoru.

Wojował pan z kolejnymi ministrami obrony.

Niech pan o mnie spyta Sikorskiego, Dobrzańskiego czy Okońskiego! Z nimi też wojowałem? Ja nie szukam kłótni, ale uprzedzam, że wszystkim politykom będę patrzył na ręce.

Wszystkim równo? Ponoć sprzymierzył się pan z PiS.

Znów takie rzeczy opowiada tylko Monika Olejnik, a politycy PO jej uwierzyli tym łatwiej, że skrytykowałem ich ministra obrony. I zapominają, jak bardzo popierałem przeciw PiS Platformę. A mnie tak bardzo bolało to, co robił Ziobro ze słynnym doktorem G., z którym mieszkałem drzwi w drzwi, że mocno zaangażowałem się wtedy politycznie, pomagałem Grasiowi. Tylko że się na Platformie Obywatelskiej całkowicie zawiodłem, więc ona teraz opowiada, że jestem z PiS.

Ile esemesów dziennie pan wysyła?

Mniej niż dostaję. Niech pan spojrzy: Nałęcz, Bielecki, Sawka, o widzę, że Monika Olejnik przeszła ze mną na pan...

Czyli nie ma pan w telefonie tylko funkcji „wyślij wiadomość"?

A skąd! (śmiech)

Wie pan, że jak się googluje „Petelicki", to bodaj druga podpowiedź to „Petelicki esemes"?

No to powiem panu, że jestem dumny z tego, że umiem wysyłać esemesy, bo mój kolega Andrzej Mleczko nie umie. Owszem robię literówki, ale to dlatego, że piszę je bardzo szybko.

To prawda, że pańskie esemesy dostają wszyscy Polacy i ta połowa Czechów, która ma polskobrzmiące nazwiska?

Podoba mi się pańskie poczucie humoru, ale dostaje je tylko wąski krąg ludzi.

Wszyscy moi znajomi. Nawet przerażony Robert Górski pisze, że dostaje esemesy od generała.

Jak zobaczyłem jego kabaretowe posiedzenie rządu o straszeniu

PiS-em, to o mało się nie popłakałem ze śmiechu. A że potrafię znaleźć numer telefonu do każdego, to wysłałem mu wiadomość.

Skąd ma pan te numery?

Pan myśli, że ze służb? One nie mają. Pamiętam, jak w jednym z poprzednich rządów proszono mnie o numer do pewnego szwajcarskiego skarbnika byłego bardzo ważnego polityka lewicy, ale im nie dałem.

Musi mieć pan darmowe esemesy w pakiecie.

Powiem panu, kto mnie dobrze traktuje: telefonia komórkowa...

Nic dziwnego, pan ma ruch jak cała Łotwa.

Oprócz nich sprzedawcy jeepów, którzy dali mi wielką zniżkę za to, że sobie zrobiłem rejestrację „GROM". No i bardzo dobrze traktuje mnie policja.

Nic dziwnego, ćwierć wieku w resorcie...

(śmiech) Ludzie mnie lubią, po prostu... Mogę coś panu powiedzieć na koniec?

Zamieniam się w słuch.

Bardzo przeżyłem naszą wczorajszą rozmowę. Najeżyłem się strasznie na te pytania, ale też nikt mnie tak nie przetrzepał za to MSW...

Pan się dziwi?

Nie, ale od tego czasu minęło 21 lat i chciałbym osiągnąć przynajmniej jedno: żeby na moje merytoryczne argumenty odpowiadano merytorycznie, a nie: „A pan za komuny był w MSW", bo to w stylu, że u was biją Murzynów. Chciałbym, by mi ktoś powiedział, dlaczego pół roku przed Smoleńskiem prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa przeciw ministrowi Klichowi?

Zawiadomienie o przestępstwie złożył mjr Arkadiusz Szczęsny, ekspert podkomisji sejmowej, który poskarżył się, że szef MON ignoruje wszystkie raporty i sygnały o nieprawidłowościach w lotnictwie wojskowym. Przypominam, to było pół roku przed Smoleńskiem...

Do redakcji

Pan generał Sławomir Petelicki w rozmowie z Robertem Mazurkiem (Plus Minus, 6 – 7 sierpnia, br.) wspomina o „wybitnych chirurgach z Trzebini", którzy przyszyli ręce jednemu z komandosów z jednostki GROM. Jako kierujący zespołem, który podjął się tej trudnej operacji, chciałbym wyrazić podziękowanie w imieniu własnym i kolegów za ciepłe słowa pana generała i jednocześnie zauważyć, że operacja miała miejsce nie w Trzebini, lecz w Trzebnicy – w Pododdziale Replantacji Kończyn Szpitala św. Jadwigi Śląskiej.

Z poważaniem, dr hab. n. med. Jerzy Jabłecki, Ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej w Szpitalu im. św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, prezes Zarządu Fundacji Rozwoju Chirurgii Ogólnej, Chirurgii Ręki i Chirurgii Transplantacyjnej

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów