Toporny urok imperatorowej

Rzuca się w oczy, że wystawa „Russen und Deutsche” została skomponowana pod dyktando Rosjan. Żadnych kontrowersyjnych kwestii. Dlaczego niemieccy historycy akceptują ten wygładzony obraz?

Publikacja: 08.12.2012 00:01

Katarzyna w Berlinie: piękna twarz Rosji

Katarzyna w Berlinie: piękna twarz Rosji

Foto: Archiwum

Ta ekspozycja ma twarz carycy Katarzyny II. Urodzona w Szczecinie niemiecka księżniczka, która bez żadnych skrupułów zdobyła władzę nad gigantycznym imperium, widnieje na wielkim banerze na budynku Neue Museum w Berlinie, gdzie trwa wystawa „Rosjanie i Niemcy – 1000 lat sztuki, historii i kultury".

Gdy Rosjanie i Niemcy zaczynają się roztkliwiać nad pozytywami historii z historii swoich wspólnych relacji, Polacy dostają nieodmiennie gęsiej skórki. A przecież obaj sąsiedzi mają historyczne powody do pojednania. W końcu miniony wiek naznaczyły dwie wielkie wojny między oboma narodami, z czego ta druga naznaczona była hasłem „Vernichtungskrieg", wojny na totalne wyniszczenie. Niemcy zresztą od lat we wspólnych wystawach (jak na przykład na niedawnej, polsko-niemieckiej) podkreślać chcą, że oprócz epizodów wojen były w ich relacjach z sąsiadami lata pokojowej wymiany kulturowej oraz osiągnięć niemieckich naukowców czy fabrykantów pokojowo budujących swoją zamożność na ziemiach Wschodu. Problem w tym, że akurat w wypadku wystaw rosyjsko-niemieckich temat Polski, szczególnie w okresie zaborów, znika jak kamfora. Tak było w poprzedniej wielkiej wystawie o przyjaźni Prus i Rosji w XIX wieku „Władza i przyjaźń", którą w 2008 roku otwierał szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier, a wystawę fundował Gazprom.

Teraz czas na wystawę obejmującą tysiąc lat wzajemnych relacji naszych sąsiadów. Na dodatek ekspozycji z „najwyższej półki" – pod patronatem prezydentów Rosji i Niemiec. Nieprzypadkowo wystawę otwarto w Moskwie 21 czerwca, w przeddzień rocznicy agresji Hitlera na ZSRR w 1941 r. Obecnie po ekspozycji w Moskwie wystawa jest do obejrzenia w Berlinie. W wypadku innych wystaw skupiam się na tym, co można zobaczyć. Na tej ekspozycji równie ciekawe jest to, co umieszczono w Neue Museum, jak to, co ominięto szerokim łukiem.

Na początku był Nowogród

Jeśli utożsamiać Niemców z szerszym nordyckim żywiołem etnicznym, to pierwszym kontaktem obu nacji było stworzenie przez germańskich czy, jak kto woli, skandynawskich wikingów dynastii Rurykowiczów, czyli pierwszej państwowości na ziemiach ruskich. Na wystawie ten okres prezentują głównie znaleziska archeologiczne. Próżno by szukać efektownych obrazów historycznych z XIX wieku, pokazujących, jak łodzie wikingów wpływają na szerokie rosyjskie rzeki, by zapanować nad tamtejszymi ludami. Z kolei pochodzenie wielu znalezisk z tamtego czasu otoczone jest aurą tajemnicy. Tak na przykład efektowne naramienniki z wizerunkiem Chrystusa, które najprawdopodobniej były częścią stroju koronacyjnego Fryderyka Barbarossy, w nieznany historykom sposób stały się częścią stroju galowego wielkiego księcia Andrieja Bogolubskiego, a potem samego Aleksandra Newskiego. Tuż obok wypożyczona z kościoła św. Mikołaja w Stralsundzie drewniana deska ze stalli kupców handlujących z Rygą, z niezwykle ciekawymi płaskorzeźbami wykonanymi w roku 1360, pokazującymi łowy w rosyjskich lasach na zwierzęta futerkowe.

Bohaterem tej części wystawy jest Nowogród – bogata rosyjska republika kupiecka wzbogacona na handlu z Hanzą, która – gdyby zdołała zgromadzić wokół siebie więcej ziem ruskich – mogłaby poprowadzić Rosję ku zachodniej kulturze politycznej. Zbyt pewny siebie Nowogród ściągnął jednak z czasem na siebie gniew Moskwy: najpierw Iwana III, potem Iwana IV Groźnego, który w końcu spalił i wymordował dumne miasto (notabene o tym smutnym końcu Nowogrodu na wystawie mówi się półgębkiem). Mieszane uczucia u polskiego widza budzi ogromna reprodukcja drzwi płockich – czyli powstałych w Magdeburgu w połowie XII wieku ozdobnych drzwi katedry płockiej. Ta nasza własność została zrabowana w 1242 roku przez Prusów i trafiła w końcu do Nowogrodu, gdzie ozdobiła Sobór Mądrości Bożej.

Kolejna część wystawy pod hasłem „Wzrost Moskwy" zajmuje się kontaktami dyplomatycznymi między Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego a państwem moskiewskim. Swoistym bestsellerem tamtych czasów była ilustrowana relacja dyplomaty Sigismunda von Herbersteina z misji poselskiej do Moskwy. Wystawa dość beznamiętnie odnotowuje, że impulsem do takich kontaktów bywała chęć prowadzenia wspólnej polityki przeciw Rzeczypospolitej. Przykładem takiej kooperacji jest prezentowany na wystawie układ między wielkim mistrzem krzyżackim Albrechtem a carem Wasylem III z 1517 roku, zawarty przeciwko naszemu władcy Zygmuntowi Staremu.

Zdarzają się też polskie akcenty nieco zaskakujące. Oto w 1684 roku, rok po wiktorii wiedeńskiej, Leopold I obdarowuje cara Iwana V wspaniałą, dekoracyjną rzeźbą stołową z wyobrażeniem Jana III Sobieskiego na koniu. A pamiętać trzeba, że było to na dwa lata przed zakończeniem stanu wojny między Polską a Rosją, który zakończył tzw. pokój Grzymułtowskiego z 1686 roku.

Ale tak naprawdę wystawa nabiera poloru dopiero w chwili, gdy zaczyna się relacjonowanie epoki Piotra I i budowy Petersburga. Już sam fakt, że nazwa przyszłej stolicy Rosji ma kształt niemiecki, dowodzi, jak dużą wagę do kopiowania niemieckich wzorów przywiązywał car reformator. To wtedy na szeroką skalę rozpoczęła się modelowa formuła współpracy rosyjsko-niemieckiej, w myśl której Niemcy mają wiedzę i technologie, Rosja zaś – nieograniczone możliwości kreacji, nieprzebrane złoża surowców i gotowa jest przy tym za unikalną wiedzę płacić niezłe pieniądze. Niemcy przybywają nad Newę jako przedsiębiorcy szukający surowców lub założyciele instytucji naukowych, a Rosjanie witają ich z otwartymi rękoma, zapewniając im specjalny status i ściśle udokumentowane swobody dostępne tylko cudzoziemcom.

Okno do Europy

Ta wzajemna kooperacja od XVII wieku stawiała Polskę na straconej pozycji. Nie byliśmy w stanie ani wyprzedzić Niemców poziomem cywilizacyjnym, ani też nie mogliśmy zrównoważyć dynamizmu wzrostu Rosji swoimi osiągnięciami gospodarczymi. Historia zaczęła się wówczas dziać ponad naszymi głowami. Ale nie zmienia to faktu, że warto przyjrzeć się temu mało znanemu Polakom fenomenowi. W tych czasach Gottfried Wilhelm Leibnitz przygotował projekt petersburskiej Akademii Nauk, a Michaił Łomonosow studiował w Marburgu. Niemieccy szkutnicy budowali flotę spod znaku Krzyża św. Andrzeja, a wysocy rosyjscy chłopi byli wysyłani w podarku dla króla Prus Fryderyka Wilhelma I, który potrzebował ich do swojej gwardii wielkoludów. Johann Georg Gmelin z Tybingi organizuje pierwszą ekspedycję naukową na Kamczatkę, Johann Gottlieb Georgi eksploruje naukowo Syberię, a Peter Simon Pallas bada Ural. Ta część ekspozycji zasypana jest rycinami z epoki: wizerunkami syberyjskich ryb i innych eksponatów z przyrodniczych gabinetów z XVII i XVIII wieku. Co ciekawe, autorzy wystawy zajmują się wyłącznie Niemcami z Rzeszy, a pomijają Niemców bałtyckich, poddanych cara, takich jak admirał Adam Johann von Krusenstern.

Równolegle do wypraw niemieckich badaczy w krainy śniegów rozpoczyna się epoka traktowania niemieckich domów książęcych jako „pogotowia matrymonialnego" dla członków domu panującego Romanowów. To właśnie wskutek tych dynastycznych komeraży heroiną dziejów stała się niemiecka księżniczka Sophie Friederike Auguste zu Anhalt-Zerbst-Dornburg, którą zarówno Rosjanie, jak i Polacy znają jako Katarzynę II. Jak enigmatycznie głosi podpis pod jej portretem, „za jej rządów doszło do rozbiorów Polski". Tylko tyle.

Sojusz dwóch czarnych orłów

A przecież wspólny rozbiór Polski w 1772 roku – pierwszy z trzech – ugruntował sojusz rosyjsko-pruski na 142 lata, a jego formuła wyczerpała się dopiero w chwili wybuchu I wojny światowej.

Na chwilę tę miłość zaprzysiężoną na grobie Polski przerwała klęska Prus w wojnie z Napoleonem w 1806 roku, po której państwo pruskie zmuszone było wziąć udział w wyprawie Napoleona na Moskwę. Ale gdy tylko pojawiła się pierwsza okazja, Prusacy zdradzili Napoleona i znów rzucili się w ramiona państwa carów. Ten epizod uwidacznia ogromne malowidło – notabene, jak wynika z katalogu, wiszące na co dzień w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych RFN – pokazujące słynną konwencję w  Taurogach 30 grudnia 1812 roku. To wydarzenie zajmujące poczesne miejsce w pruskiej mitologii przyjaźni z Rosją: doszło wówczas do spotkania pruskiego marszałka Johanna Dawida von Yorcka z rosyjskim generałem (choć Niemcem z pochodzenia) Hansem Karlem von Diebitschem, szerzej znanym u nas jako Iwan Dybicz. Na wspaniałym płótnie pędzla Georga Marschalla marszałek von Yorck szczerze i odważnie wyciąga rękę do Dybicza, budząc zachwyt na twarzach pruskich oficerów marzących o odwecie na „Korsykaninie". Ta wspólna walka z Napoleonem została sformalizowana podpisaniem konwencji cesarza Aleksandra I i króla Prus Fryderyka Wilhelma III w 1813 roku w naszym poczciwym Kaliszu. W 1835 roku wojska obu państw spotkały się tam ponownie dla wspólnych manewrów i uczczenia rocznicy antynapoleońskiego braterstwa broni, co uwieczniają na wystawie ogromne płótna malarza Gustava Schwarza. Znów obrazom towarzyszy enigmatyczne wyjaśnienie geograficzne – „Kalisch – dzisiaj Kalisz, Polska".

Mniej kontrowersji u polskiego widza budzi fragment wystawy, na którym pokazano wpływ niemieckiego romantyzmu na gust właścicieli rosyjskich pałaców i dworów. Symbolem tej mody są płótna Caspara Davida Friedricha, które chętnie kupował dwór w Petersburgu oraz kaplica w Peterhofie – dzieło architekta Karla Friedricha Schinkla, chyba jedna z niewielu prawosławnych świątyń w stylu neogotyckim.

Ale owa romantyczna moda miała i inną konsekwencję. Zwrot ku ludowości. Oto w Wansee pod Berlinem, dla Mikołaja I zbudowano kopię rosyjskiej chłopskiej chaty. Mało kto wówczas podejrzewał, że to „narodowe bałamucenie się", traktowane jako zabawa arystokratów udających prostych rosyjskich chłopów, obudzi z czasem antagonizm, pangermanizm, panslawizm, który zatruje potem braterstwo władców z rodu Hohenzollernów i Romanowów.

Ale na wystawie próżno szukać takich obserwacji. Ekspozycja jest jak polityka historyczna Putina – efektowna, pompatyczna i pozbawiona światłocieni. Dlatego najbardziej pożądanym przez twórców wystawy typem Niemców z XIX wieku są ci, którzy przybywali do Rosji zakładać fabryki, huty, kopalnie i linie kolejowe. Na wystawie przypomniano też sprowadzanie niemieckich chłopów do kolonizowania Powołża i Besarabii, pokazano niemieckich pionierów wydobycia ropy naftowej na Kaukazie i z zachwytem wspomniano o ekspansji samochodów Daimlera w dawnym imperium rosyjskim.

Innym pozytywnym bohaterem jest Wilhelm von Faber, który stworzył w Rosji wielką wytwórnię ołówków korzystającą z syberyjskiego grafitu. Trochę tylko lżejszy akcent stanowią wspomnienia o panującej wśród rosyjskich arystokratów modzie na odwiedzanie niemieckich uzdrowisk i maniera gry hazardowej w Baden-Baden, przywodząca na myśl nowelę Dostojewskiego „Gracz".

Białe plamy

Ani słowa nie ma o tym, jak wykładany na pruskich uniwersytetach heglizm pchnął sporą część rosyjskiej inteligencji ku marksizmowi. Próżno by szukać na wystawie sylwetek takich postaci jak rewolucjonista Michaił Bakunin, który przecież stał na czele rewolucji Wiosny Ludów w Dreźnie. Nie ma też ani słowa o tym, jak złe wrażenie na Niemcach zrobiły na przełomie XIX i XX wieku antyżydowskie pogromy w Rosji.  Więcej miejsca poświęcono fascynacjom rosyjskiej i niemieckiej awangardy artystycznej z początku XX wieku symbolizowanej przez grupę Błękitny Jeździec i Wasilija Kandinskiego.

Dlaczego ta idylla przyjaźni prusko-rosyjskiej musiała się skończyć, tego z wystawy już się nie dowiemy. W ogóle od chwili rozpoczęcia I wojny światowej na wystawie wydarzeń jest z roku na rok coraz mniej.

Wybuch szowinistycznej propagandy po obu stronach w momencie rozpoczęcia I wojny światowej został jeszcze stosunkowo dobrze zilustrowany. Rosyjska propaganda wojenna lansuje wtedy jako bohatera wojny dzielnego Kozaka Kuźmę Kriuczkowa, który na plakatach nabija na swoją kozacką lancę po trzech czy czterech Niemców w pikielhaubach. Tuż obok rosyjscy herosi w zbrojach z epoki Aleksandra Newskiego walą mieczem w smoka z twarzą Wilhelma II. Po stronie niemieckiej znani z dziecięcych opowiastek Maks i Moryc ubrani w mundury feldgrau gonią tchórzliwych Rosjan. Na chwilę wzajemna wrogość zostaje ocieplona przyjaźnią niemiecko-sowiecką zapoczątkowaną traktatem w Brześciu Litewskim. Oczywiście, o wcześniejszym przejeździe Lenina z Zurychu do Petersburga w zaplombowanym wagonie pod nadzorem agentów niemieckiego sztabu generalnego nie ma na wystawie ani słowa...

Nie dowiemy się też nic o udziale Niemców w wojnie domowej w Rosji ani o tworzeniu Kominternu przez niemieckich komunistów. Jest za to pozytywny przykład realizmu politycznego: traktat sowiecko-niemiecki w Rapallo w 1922 roku. Bez żadnego komentarza – czy to dobrze, czy źle – wystawa opowiada, jak Niemcy, omijając zapisy traktatu wersalskiego, testowały swoje projekty czołgów w Rosji, używając kryptonimu „Wielki traktor". To samo dotyczy reportażu fotograficznego z tajnej bazy niemieckich samolotów bojowych w Lipiecku w ZSRR. Wystawa pokazuje, jak znani moderniści niemieckiej architektury Erich Mendelsohn i Hans Poelzig uczestniczyli w konkursach architektonicznych w Rosji sowieckiej. Mendelsohn zaprojektował fabrykę tkanin Czerwony Sztandar, a Poelzig uczestniczył w konkursie na Pałac Sowietów. Ani słowa o dziejach Komunistycznej Partii Niemiec i stalinowskich czystkach, jakie przetrzebiły KPD w końcu lat 30. Okres międzywojnia kończy kopia paktu Ribbentrop-Mołotow i mapa rozbioru Polski z podpisami szefa dyplomacji III Rzeszy i Stalina. Ani słowa komentarza do tego wydarzenia.

Ale jeśli komuś się wydawało, że okres międzywojenny jest potraktowany skrótowo, to jeszcze dobitniejszą lekcję wystawienniczego ascetyzmu otrzyma w sali poświęconej II wojnie światowej.  Obejrzy w niej jedynie dziesięć dużych kolorowych fotogramów pokazujących dzisiejszy stan wielkich pobojowisk z wojny niemiecko-sowieckiej, od przedpola Leningradu po wzgórza Seelow, ostatnią redutę obronną Niemców w 1945 roku. Potem są jeszcze obrazki z parady zwycięstwa na placu Czerwonym, fotoreportaż o niemieckim jeńcu wracającym z rosyjskiej niewoli do domu w 1947 roku – i to już koniec. Burzliwą epokę istnienia NRD odfajkowuje 10-minutowy montaż scen dokumentalnych z NRD-owskich i RFN-owskich kronik filmowych. Jeszcze tylko zdjęcia pokazujące dzisiejsze życie Rosjan w RFN,  parę przykładów zwrotu niemieckich dzieł sztuki zajętych przez Armię Czerwoną w 1945 roku – i koniec.

Jak to na wystawie ładnie

Widz wystawy, który ma prawo poczuć się nieco oszołomiony ekspresową prezentacją konfliktów z lat 1914–1990, może teraz odetchnąć i zebrać nieco myśli. Rzuca się w oczy fakt, że wystawa została skomponowana pod dyktando Rosjan. Omijane są wszystkie drażliwe tematy z dziejów Rosji: w ogóle mowy nie ma o choćby dotknięciu jakiejkolwiek kwestii z zachowania Armii Czerwonej na zdobywanych terytoriach niemieckich – o paleniu miast, gwałceniu kobiet czy złym traktowaniu uchodźców. Silny może decydować o tym, co mieści się w granicach pokazywania, a co nie. Przypomina się inna wystawa, wspomniana już „Siła i przyjaźń" z 2008 roku. Sugerowała ona wprost, że ideałem wzajemnych relacji był złoty wiek przyjaźni prusko-rosyjskiej z lat 1812–1860. Podobnie jest i na tej wystawie, której autorzy zachwycają się współpracą rosyjskich władców i niemieckich fachowców. Model, który dziś realizują niemieckie koncerny i chwalący technologie znad Renu przywódcy rosyjscy.

A jednak robi się jakoś nieswojo, gdy jesteśmy świadkami, jak niemieccy historycy akceptują ten wygładzony obraz. Po stronie rosyjskiej partnerem wystawy są Państwowe Muzeum Historyczne w Moskwie i Ministerstwo Kultury. Po stronie niemieckiej – Muzeum Prehistorii i Pruska Fundacja Dziedzictwa Kulturowego, ta sama, która współtworzyła ekspozycję z 2008 roku. To kolejny przykład, że po zjednoczeniu Niemiec zbyt często dzieje Niemców zaczynają być utożsamiane z dziejami Prus. Jest to tradycja, która może kojarzyć się Polakom zarówno z antydemokratyzmem, jak i (w najlepszym wypadku) obojętnością wobec kwestii niepodległości Polski.

Oczywiście, Pruska Fundacja Dziedzictwa Narodowego zajmuje się głównie konserwacją fryderycjańskich i wilhelmińskich pałaców i ogrodów. Ale czy zwalnia to jej historyków od posłusznego omijania wszystkiego, co mogłoby zmarszczyć brwi rosyjskich partnerów wystawy? Część niemieckiej prasy dość surowo skrytykowała tę wystawę jako wygładzony kicz rosyjsko-niemieckiego pojednania. Ale nie zmienia to faktu, że władze niemieckie taki model wzajemnych relacji pożądany przez Moskwę są w stanie zaakceptować w ramach dalekosiężnych planów strategicznej przyjaźni z Rosją. A wybór Katarzyny II na symbol wystawy nie powinien nas tak bardzo dziwić. W końcu portret ambitnej szczecińskiej księżniczki zdobi ponoć gabinet samej Angeli Merkel. ?

Wystawa „Rosjanie i Niemcy – 1000 lat sztuki, historii i kultury" w Neue Museum w Berlinie czynna będzie do 13 stycznia 2013 roku

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów