Upadek włoskich republik

Miłośnicy swobód i demokracji zwykle nie doceniają siły, jaka tkwi we wspólnym interesie możnych i maluczkich: jest to pragnienie społecznego spokoju.

Publikacja: 21.11.2014 00:13

Ratusz z tarczą zegara: serce miasta

Ratusz z tarczą zegara: serce miasta

Foto: Archiwum autora

Turysta zwiedzający Toskanię podziwia krajobrazy, smakuje wina i dzieła sławnych artystów, a przede wszystkim spaceruje oczarowany cudownymi miastami i miasteczkami. Dla architektów ważne są przemiany stylu, sposobów wznoszenia budowli i inne profesjonalne zagadnienia, ale dla człowieka, który zwiedza europejskie kraje, by zrozumieć siebie i dzieje swojej cywilizacji – miasto jest zespołem znaków, które trzeba odkryć i umieć odczytać.

W kamieniu toskańskich miast zapisano bowiem dzieje niepodległości i wolności, a częściej ich braku. Lekcja historii prowadzona przez muratorów jest jasna i zrozumiała, a styl epoki nie kłamie i świadczy o momentach świetności lub o nędzy upadku. Charakter historycznego centrum toskańskich miast z wielką precyzją wskazuje datę utraty niepodległości.

Architektura wolnych republik

Pierwsze padło Arezzo – niezależna republika od 1098 roku, z własnym uniwersytetem od 1252 roku. Najważniejsze budowle, jak romańska Santa Maria della Pieve o gigantycznej wieży, olbrzymia gotycka katedra pod wezwaniem św. Donata, wielkie opactwo benedyktynów, bazyliki Franciszkanów i Dominikanów (ze słynnym krucyfiksem Cimabue), a także wiele innych ważnych kościelnych i świeckich budowli powstało przed utratą niepodległości w 1384 roku. Głoszą one chwałę i gospodarczą potęgę miejskiej republiki. Dowodzą znaczenia i bogactwa mieszczan.

Najwspanialsze pałace patrycjatu Arezzo noszą ślady późniejszych przeróbek, ale i dziś świadczą o swych romańskich, najpóźniej gotyckich, początkach. Przykładem jest dom rodzinny sławnego ojca historii sztuki, Vasariego, w którym renesansowy architekt, malarz i intelektualista złożył swoje archiwum. Poza tą wspaniałą kolekcją pozostawił jeszcze rodzinnemu miastu tzw. Loggię Vasariego, która – mimo swej renesansowej elegancji i wdzięku – nie może się równać wspaniałością z budowlami, jakie projektował we Florencji. Nikogo nie powinno dziwić, że najokazalszą budowlą miasta jest obiekt militarny – górująca nad doliną Arno Fortezza Medicea, zbudowana przez Antonio da Sangallo (Młodszego) w latach 1538–1560.

Potęga Pizy i jej floty powstała w X wieku i szybko rosła wraz z uzyskaniem praw miejskich w 1081 roku. Tu też powstaje jeden z najstarszych uniwersytetów (1343). Miasto od momentu uzyskania niezawisłości i prawa do wyboru margrabiów, wykazuje wielką energię militarno-polityczną i wzbogaca się na wyprawach przeciwko Saracenom z Sardynii, Korsyki i Sycylii. Jej flota zwycięsko walczy z Bizancjum, arabskim Tunisem i konkurentką – Genuą. W tym czasie posiada najpotężniejszą – obok Genui i Wenecji – flotę na Morzu Śródziemnym i jest ważnym sprzymierzeńcem krzyżowców, których przeprawia do Ziemi Świętej, na czym zresztą doskonale zarabia. Miasto przykłada się do zdobycia Jerozolimy, a następnie zakłada liczne faktorie na wyspach i u wybrzeży Lewantu. Nic dziwnego, że z XI i XII wieku pochodzą najważniejsze zabytki miasta: olśniewająca katedra, zbudowana za złoto zdobyte na Saracenach z Palermo, ogromne baptysterium i ówczesny „ósmy cud świata" Krzywa Wieża. Wraz z niezwykłym cmentarzem dla patrycjatu tworzą one wielki kompleks zwany Campo dei Miracoli.

W XIV wieku Piza obroniła swą niepodległość, a nawet zwyciężyła Florencję na lądzie, ale upadek był nieuchronny. Uwikłana w walki wewnętrzne potężnych rodów (Gibelinów z Gwelfami, czyli cezarian z papistami), a przede wszystkim z koalicją Wenecjan i Genueńczyków – przegrała w wielkiej bitwie morskiej. Z klęski na morzu Piza już się nie podniosła, a na dodatek Arno zmieniło bieg ujścia po wielkiej powodzi. Czego nie mogli dokonać wrogowie – zrealizowała natura: zniszczyła port. Florentyńczycy zdobyli miasto w 1406 roku, a na skutek zamulenia wybrzeża głównym portem Toskanii stało się Livorno. Antyflorenckie powstanie odniosło krótkotrwały sukces. Kiedy Piza stała się tylko portem Toskanii rządzonym z Florencji,  jej znaczenie spadło do roli punktu przeładunkowego dla florenckich jedwabi i sukna wożonego na północ Europy. W przeciwnym kierunku płynęła wełna sprowadzana z Anglii do florenckich manufaktur.

Jeszcze w XII i XIII wieku Siena była potężniejszym i zamożniejszym miastem niż Florencja i zaliczała się do najbogatszych miast Europy, a banki takich rodów jak Buonsignori, Piccolomini i Salimbeni udzielały pożyczek całej ówczesnej Europie. I chociaż potworna zaraza w 1348 roku wybiła dwie trzecie mieszkańców (to znaczy około 100 tysięcy ludzi!), co pogrążyło miasto gospodarczo i politycznie, to Florencja zdołała odebrać jej niepodległość dopiero w 1555 roku. Herbert zachwycał się cudowną katedrą i ceglanym miastem, chłonął atmosferę gotyckiego grodu, a nawet jego zapachy. Ale nawet jego uroczy esej „Siena" z tomu „Barbarzyńca w ogrodzie" nie może zmienić wyroków historii. Nie jest przypadkiem, że największe osiągnięcia epoki – „Tronujące Madonny" Duccia i Simone Martiniego – są jednocześnie podzwonnym dla wielkości miasta. Renesans przychodzi do Sieny z zewnątrz.

Forza Firenze

W raz z utratą niepodległości następuje emigracja maluczkich i emigracja talentów. Arezzo, Piza i Siena nie rosną w liczbę mieszkańców, banki tracą wielkich klientów, a producenci rynki zbytu. Tuczy się za to zwycięska Florencja.

Najłatwiej ten proces zauważyć na biografiach wielkich artystów i uczonych. Niepodlegle Arezzo jest miejscem urodzenia Petrarki – największego włoskiego poety przed Dantem – ale kariera ojca poety powoduje, że życie spędza na papieskim dworze w Awinionie. To jest wyjątek. Sto lat później jest regułą, że intelektualiści emigrują do większych metropolii. Szesnastowieczny pisarz i satyryk Pietro Aretino, przed którego ciętym piórem drżały królewskie dwory, a nawet papieska kuria, szukał sławy, pieniędzy i znaczenia w Rzymie i Wenecji (bo do stołecznej Florencji jakoś się nie kwapił). Giorgio Vasari poszedł na służbę Medyceuszy, dla których zbudował nie tylko Uffizi, ale także napowietrzne połączenie budynku z rezydencją po drugiej stronie rzeki.

Również Michał Anioł, urodzony pod Arezzo, nie rozwinąłby swego talentu w prowincjonalnym miasteczku, gdyby nie przeniósł się do ówczesnego centrum sztuki, czyli Florencji, dzięki czemu stał się malarzem, rzeźbiarzem i architektem poszukiwanym w Rzymie i na książęcych dworach. Zresztą, cóż by budował w Arezzo? Tylko Piero della Francesca mógł częściowo pozostać wierny rodzinnemu miastu, bo franciszkanów stać było na wymalowanie kaplicy. Jednej.

400 lat niepodległości Sieny symbolizuje wielkie dzieło Piotra i Ambrogio Lorenzettich „Alegoria dobrych i złych rządów" w Palazzo Pubblico. To w tym obrazie jak w lustrze przegląda się dumna republika. Ale też trzeba jasno powiedzieć, że szkoła sieneńska i w ogóle rodzima wielka sztuka kończy się na uczniu Duccia, czyli Simone Martinim. Wielkopański „Portret konny Guidoriccia da Fogliano" możliwy był jeszcze w XIV wieku – 200 lat później byłby zabawnym objawem kompleksów prowincjuszy.

Od nazwy swego miasta przyjęli nazwiska wielcy rzeźbiarze jak Nicola Pisano i jego syn Giovanni. Oczywiście, pracowali także dla Florencji, ale jako obywatele niepodległej republiki, wynajęci z powodu swego kunsztu, a nie emigranci z prowincji szukający zarobku w stolicy. Pracowali również dla zleceniodawców w Rzymie, Orvieto, Sienie i dla dworu Fryderyka II Hohenstaufa na Sycylii. To na ambonie katedry w Pizie czytamy:

W roku tysiącznym dwuchsetnym

i sześćdziesiątym

To świetne dzieło wykuł Nicola

Pisanus;

Niech będzie godnie chwalona dłoń

tak uczona.

Dumne słowa, ale przecież to Pizano w XIII wieku wprowadził – rewolucyjną na owe czasy – modę wzorowania się na rzeźbie antycznej. 300 lat później wielki matematyk, fizyk i astronom Galileusz, którego Alma Mater znajduje się w prowincjonalnej już Pizie, zajmuje katedrę na uniwersytecie w Padwie, a pogrzebany jest w Santa Croce – franciszkańskiej bazylice we Florencji. Dlaczego tak się dzieje? Bo utrata niepodległości oznacza gospodarczy regres. A sztuka i nauka potrzebują bogatych mecenasów, których trudno znaleźć na podupadłej prowincji.

Władza i pieniądze

Czym była Florencja – niepodległe miasto z okolicą powstałe na skutek słabości Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego? Przez 300 lat miasto cierpi na nieustanne eksperymenty ustrojowe. Od powstania republiki na skutek ludowych rewolt pałacowych przewrotów i podżegania politycznych teoretyków, takich jak Machiavelli, Florencja była – mniej czy bardziej demokratyczną – republiką z przewagą szlachty lub mieszczańskiego patrycjatu, tyranią jednego rodu lub grupy oligarchów, którzy to rządzili, to szli na wygnanie. Krótko była republiką miejskiego plebsu (Ciompi), a nawet teokracją (Savonarola). Na koniec w XVI wieku skończyło się na niezbyt wielkim Wielkim Księstwie dla papieskich nepotów. Tak czy inaczej chodziło o niepodległość – to znaczy, aby móc się bogacić.

Władza formalnie należała początkowo do priorów, czyli rajców wybieranych – w różnych okresach – od dwóch do trzech na dzielnicę, a dzielnic było cztery. Poza tym był jeszcze gonfaloniere, czyli chorąży sprawiedliwości. Ale taki skład ewoluował i w różnych okresach rządziły różne rady – na przykład Rada Stu za Kosmy Starego albo Rada Pięciuset – które im liczniejsze, tym większą skrywały tyranię i tajne rządy „zza tronu", jeśli wypada używać takiego zwrotu, kiedy mowa o republice.

Poza Signorią urzędowały jeszcze komisje do specjalnych poruczeń. Rada Ludowa czuwała nad poszanowaniem praw – była więc czymś w rodzaju Sądu Konstytucyjnego. Rada Dziesięciu rozpatrywała skargi pokrzywdzonych przez możnych. Osiem Straży – to zarząd policji republiki, a Najwyższa Rada Dziesięciu (de Balia) – to zbiorowy dyktator wybierany na czas wojny. Brzmi to nawet rozsądnie, ale nasz szacunek osłabnie po informacji, że piastowanie republikańskich urzędów trwa zaledwie... dwa miesiące. To oczywiste, że Florencja jest miejscem ustawicznej kampanii wyborczej, a demokratyczne ciała ustawodawcze i kontrolne nie są w stanie funkcjonować.

Istnieją też stanowiska „trwałe", to znaczy z rocznym terminem sprawowania urzędu. Podesta to wysoki urzędnik, niezależny od Signorii, który odpowiada za naprawdę poważne sprawy: testamenty, spadki, zapisy posagowe oraz rozstrzyganie sporów cywilnych. Dlatego otoczony jest chmarą prawników i notariuszy. Na to stanowisko zapraszano obcego, aby nieznajomość ludzi i interesów poszczególnych rodów nie mąciła jego sprawiedliwego sądu. Praktyka nie potwierdziła tego teoretycznego założenia. Kapitan ludowy to obrońca miasta, policjant i komendant straży pożarnej jednocześnie, którego obowiązkiem jest czuwać nad militarnym bezpieczeństwem gminy oraz sprawiedliwością, to znaczy aby lud nie był gnębiony przez możnych. W tej ostatniej funkcji przypomina rzymską tradycję – równie ułomną jak za czasów Cezara.

Wolność równa się bogactwo. Brak suwerenności oznacza życie peryferii wykorzystywanych przez centrum

Naprawdę rządziły cechy. Siedem większych (arte maggiori): wełniarze, jedwabnicy, bankierzy i wekslarze, notariusze i prawnicy, aptekarze, kuśnierze i handlarze futrami. Zakres działań owych profesji jest nieco obszerniejszy niż skłonni bylibyśmy sądzić po dzisiejszym znaczeniu słów. Dotyczy to przede wszystkim aptekarzy, którzy handlowali wszelkimi produktami sprowadzanymi z Lewantu, a więc korzeniami, a nawet drogimi kamieniami. Z racji pracy z chemikaliami, potrzebnymi w pracy, należeli do nich także malarze – były to bowiem czasy, kiedy malarz sam musiał sobie przygotować farby i zazdrośnie pilnował tajemnic receptury.

Równie szerokie usługi oferowały banki, których zresztą było kilka rodzajów. Przede wszystkim udzielały kredytów i pożyczek, realizowały weksle i papiery dłużne, a także wymieniały rozliczne pieniądze będące w obiegu. Ta ostatnia sprawa nie była łatwa i wymagała wiedzy – większej nawet niż w czasach bezpośrednio przed nastaniem euro – skoro każdy suweren bił monetę, często ją fałszując, co utrudniało oszacowanie kursu. Wielkie banki handlowały na dodatek towarami luksusowymi. Nie był to handel detaliczny, a tylko zaopatrywanie możnych w klejnoty, drogie materiały i wytworne gadżety.

Mniejsze cechy (arte minori), a było ich 14, stanowiły silną grupę ze względu na swą liczebność i niechęć do bogaczy. To na nich opierali się Medyceusze w walce z resztą patrycjatu, trzymając w szachu pozostałe rody. Do mniej zamożnych cechów należeli kowale, płatnerze, cieśle, szewcy, garbarze, karczmarze, oberżyści, rzeźnicy, kupcy oliwy, soli i sera oraz – na koniec – piekarze. Ci ostatni znajdowali się na dole drabiny cechowej, ponieważ uważano, że jest to zajęcie, które może wykonywać każdy! I rzeczywiście do dzisiaj w całych Włoszech nie ma dobrego chleba.

Wielkie cechy wełniarzy i jedwabników, które produkowały głównie na eksport, stanowią podstawę florenckiej prosperity, a ich wykwintne produkty zalewały Europę – stąd potrzeba przedstawicielstw w głównych miastach kontynentu. To one miały swoich „konsulów" dbających o dostawę półsurowców z Anglii, Hiszpanii i Portugalii. Cech surowo zabraniał sprowadzania gorszego towaru z innych rejonów w Europie. Zresztą kontrola jakości produkcji była na poziomie, jaki dzisiaj obowiązuje jedynie w firmach farmaceutycznych. Ale największym produktem miasta był pieniądz. Feudalna Europa cierpiała na brak płynności gotówkowej. Gospodarka rolna nie dawała takich możliwości. Stąd królowie, książęta, a nawet zwykłe rycerstwo, potrzebowali pieniądza w czasie od zbiorów do zbiorów. A ponieważ dynamiczny handel rozwinął obrót pieniądzem we włoskich miastach-państwach, szybko się okazało, że usługi bankowe stały się ważnym produktem eksportowym na cały chrześcijański świat. W oparciu o zaufanie do silnego florena, florenckie banki zdobyły Europę, prześcigając wcześniejszych liderów: Genuę, Pizę i Wenecję. Były tak silne, że nawet niewypłacalność królów angielskich w 1338 roku nie doprowadziła do upadku banków Bari i Peruzzi, a chodziło o niewyobrażalną sumę 1 miliona 355 tysięcy guldenów!

Floren pojawia się w 1252 roku po zwycięstwie nad Pizą i Sieną i jest wyrazem siły republiki, która rozszerzyła swe wpływy w Toskanii. W XV wieku następuje koncentracja kapitału, a kantory i przedstawicielstwa florenckich banków znajdują się w stolicy każdego królestwa lub księstwa. Przy czym wielkie instytucje finansowe nie są własnością jednej rodziny, bo w największych bankach udziały posiada wiele rodzin florenckiego patrycjatu i to powiązanie stanowi fundament ich kapitałowej potęgi.

Narodziny kapitalizmu

Różnica między późnośredniowieczną Florencją a życiem politycznym dużych królestw na północ od Alp polegała na tym, że właściwie wszyscy mieszkańcy biorą mniej czy bardziej aktywny udział w życiu politycznym i gospodarczym. Między arystokracją, która mieszka w miastach, a nie na wsi, oraz bogatym mieszczaństwem nie ma większej nierówności. Nawet styl życia i sposób zarobkowania jest podobny, ponieważ szlachta została zmuszona do zajęcia się jakimś handlem ustawą Ordinamenti di giustizia z 1293 roku. Otóż pod groźbą utraty możności zasiadania we władzach, a więc zostania plebejuszem drugiej kategorii, każdy musiał należeć do jakiegoś arte, czyli cechu, gildii, zawodowej korporacji. Pod tym względem średniowieczne miasta-państwa były przeciwieństwem polskich koncepcji ustrojowych, które pod groźbą utraty szlachectwa zabraniały zajmowania się rzemiosłem lub transakcjami różnymi od sprzedawania swoich płodów rolnych. Tymczasem włoskie rozwiązanie doprowadziło w rezultacie do zlania się górnych warstw społecznych całej niemal Italii, z wyjątkiem części południowej, gdzie nadal królował feudalizm. Tak budowano fundament późniejszego kapitalizmu.

Nie znaczy to, że życie niższych warstw społecznych było słodkie, czego dowodem różne rabacje, z których największe, bo trwające kilka lat, było powstanie Ciompich. Przywódcą był gręplarz Michele di Lando, który został gonfaloniere. Przez cztery lata kierował rewolucją i zorganizował cech Ciompich – „łachmaniarzy", ludzi stojących najniżej w hierarchii sukienniczej, którzy trudnili się czesaniem, farbowaniem i gręplowaniem wełny. W ślad za robotnikami tekstylnymi zorganizowały się inne cechy „ludu Bożego". Był to pierwszy strajk w historii florenckich manufaktur oraz bunt społeczny. Powieszono bargello, to znaczy naczelnika policji, spalono kilka kamienic, pozbawiono wpływu miejski patrycjat. Chudziaki (popolo minuto) zdominowali tłuściochów (popolo grasso). Ciompich po cichu popierał ród Riccich, którzy wykorzystali ich przeciwko władzy możnego rodu Albizzich, a tajnym poplecznikiem biedoty był Salvestro de'Medici.

Później Medyceusze będą rządzić miastem, posiadając wpływy w arte minori. Kosma Medyceusz posługiwał się plebsem w walce z rywalami i bezwzględnie rozprawiał się z konkurentami do władzy, szafując wyrokami śmierci lub wygnania. Dyktatura jego i jego następców („pryncypat" z lat 1444–1494) może być oceniana z punktu widzenia stabilności gospodarczej, mecenatu kulturalnego albo demokratycznych swobód. Delikatnie mówiąc, to ostatnie kryterium nie jest dla Medyceuszy życzliwe. Ale dwa pierwsze były w cenie u florenckiego ludu – stąd brak powodzenia spisków oraz knowań nieszczęśliwych wygnańców. Lud cenił sobie stabilność i pomyślność rządów wielkich bankierów. Z punktu widzenia zaś samych panujących, to władza w mieście nie była dla nich kwestią ambicji, lecz życiową koniecznością. Bez politycznych wpływów nie mogli liczyć na trwałość interesów. Oligarchia wielkich kupców skupionych w „tłustych" cechach, potrzebowała stabilności, jakiej nie dawała demokratyczna walka wszystkich ze wszystkimi. Miłośnicy swobód i demokracji zwykle nie doceniają siły, jaka tkwi we wspólnym interesie możnych i maluczkich: jest to pragnienie społecznego spokoju.

Kto nie wie, że niepodległość nie jest tylko kwestią ambicji politycznej, lecz że za samodzielnością idzie zamożność – ten nie rozumie ekonomicznego sensu wolności. Błędem jest przekonanie, że samostanowienie jest tylko sprawą wspólnotowej godności wydumaną przez marzycieli. Wolność równa się bogactwo. Brak suwerenności oznacza życie peryferii wykorzystywanych przez centrum.

Józef Maria Ruszar, doktor nauk humanistycznych, wykładowca Akademii Ignatianum w Krakowie, redaktor serii Biblioteka Pana Cogito, poświęconej twórczości Zbigniewa Herberta i innych poetów XX wieku. W PRL był działaczem opozycyjnym, jednym z założycieli Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie, redaktorem „Tygodnika Solidarność"

Turysta zwiedzający Toskanię podziwia krajobrazy, smakuje wina i dzieła sławnych artystów, a przede wszystkim spaceruje oczarowany cudownymi miastami i miasteczkami. Dla architektów ważne są przemiany stylu, sposobów wznoszenia budowli i inne profesjonalne zagadnienia, ale dla człowieka, który zwiedza europejskie kraje, by zrozumieć siebie i dzieje swojej cywilizacji – miasto jest zespołem znaków, które trzeba odkryć i umieć odczytać.

W kamieniu toskańskich miast zapisano bowiem dzieje niepodległości i wolności, a częściej ich braku. Lekcja historii prowadzona przez muratorów jest jasna i zrozumiała, a styl epoki nie kłamie i świadczy o momentach świetności lub o nędzy upadku. Charakter historycznego centrum toskańskich miast z wielką precyzją wskazuje datę utraty niepodległości.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem