Wydaje się, że mówimy tym samym językiem i wyglądamy tak podobnie. Że jesteśmy takimi samymi Polakami. Ale nic z tego. Badania dowodzą bowiem, że żyjemy tak naprawdę w dwóch Polskach: zachodniej i wschodniej. Okazuje się, że przez nasz kraj biegnie granica wyznaczająca wzory i standardy naszego myślenia.
A kreśli ją wcale nie grubość portfela czy poziom wykształcenia, ale historia. Linia podziału przebiega bowiem wzdłuż granicy dzielącej blisko 100 lat temu zabór pruski od dwóch pozostałych. Przy czym zwłaszcza mieszkańcy Ziem Odzyskanych wyróżniają się socjologicznie na tle kraju. Inna jest ich mentalność, życiowa stabilność i poziom demoralizacji. Także stosunek do pracy i sąsiada. Rzadsza jest wiara w Boga, dziejową sprawiedliwość czy bezkresną miłość. A podział głosów widoczny na znanych mapkach po obu turach ostatnich wyborów prezydenckich okazuje się tylko wierzchołkiem góry lodowej.
I tak entuzjaści zachodu zacytują poważne badania mówiące, że populacja polskich dzików przemieszcza się lasami ze wschodu ku ziemiom zachodnim i północnym (bo nawet dzik wie, że lepszej jakości tam żer...). „Niepomna widać, że na tych terenach przestępczość jest w Polsce największa, to i o zbłąkaną kulę w dziczy statystycznie łatwiej" – ripostują miłośnicy wschodu – i tak dalej...
Trauma i demoralizacja
Ziemie przyłączone po wojnie: Dolny Śląsk, Górny Śląsk, ziemia lubuska, Pomorze Zachodnie, Warmia i Mazury z Gdańskiem, bardzo silnie wyróżniają się na tle kraju częstością wszelkich nietradycyjnych zachowań, co badania wykazują niezmiennie od 50 lat – mówi dr hab. Piotr Szukalski, demograf z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Z badań, które przytacza, wynika, że najwięcej jest tu zarówno par kohabitujących, jak i dzieci urodzonych w tych nieformalnych związkach. A jeśli już zawierane jest małżeństwo, to i tak rzadziej niż gdzie indziej w Polsce jest ono wyznaniowe – znacznie częściej to śluby cywilne. Wśród warmińskich i mazurskich nastolatek zdarza się też najwięcej ciąż.
Ba, patrząc na statystyki, w ogóle wydaje się, że miłosne związki słabo służą mieszkańcom naszego rodzimego „Dzikiego Zachodu" (jak sami o sobie piszą online), bo liczba rozwodów jest tam najwyższa w kraju, przy czym najwięcej par rozstaje się w powiatach na zachodniej granicy i w obrębie województwa warmińsko-mazurskiego. W skali kraju największa jest tam też liczba dzieci pozostających w opiece zastępczej, co wiąże się z dużą liczbą rozwodów. A jeśli do nietradycyjnych zachowań zaliczymy ów najwyższy w Polsce wskaźnik przestępczości – mamy obraz najbardziej wywrotowej części kraju. Dlaczego?