Politycy w kostiumach trolli

Wraz z wydaniem „Shepherds Crown" kończy się seria książek o Świecie Dysku. Twórczość Terry'ego Pratchetta nie przestanie jednak fascynować – i popychać do zastanowienia się nad płaskością naszego świata.

Aktualizacja: 24.10.2015 07:32 Publikacja: 23.10.2015 02:00

Politycy w kostiumach trolli

Foto: Corbis

Gdyby Terry Pratchett dożył obecnej fali uchodźczej do Europy, pewnie napisałby o niej powieść. Kazałby tysiącom wilkołaków, wampirów i goblinów uciekać przed wojną w Überwaldzie do zamożnego Ankh-Morpork. Być może do akcji wkroczyłby szef Straży Nocnej Samuel Vimes, tropiąc „gatunkistowski" spisek miejscowych arystokratów? Wiadomo by było, po której stronie stoi autor, choć jednocześnie nie przepuściłby okazji, by wbić szpilę Kampanii Równego Wzrostu (organizacji walczącej o równouprawnienie krasnoludów, w którą zaangażowani są wyłącznie ludzie).

Choć pewnie bardziej by nas zaskoczył, jak zresztą robił to nieraz. Tak jak wtedy, gdy 12 marca zmarł w wieku zaledwie 66 lat. Pod koniec sierpnia wyszła po angielsku ostatnia jego książka osadzona w realiach Świata Dysku, „Shepherds Crown" („Korona pasterza" – na polskojęzyczną wersję będziemy musieli poczekać do przyszłego roku), a córka Pratchetta oznajmiła, że choć pisał jeszcze kilka innych, nie zostaną one wydane.

Piekielny lunapark

Wznosząc jęk zawodu, warto pamiętać, że brytyjski pisarz, cierpiący przez ostatnich kilka lat swego życia na alzheimera, zrobił więcej niż niejeden literat, wydając 41 części jednej z najpopularniejszych serii fantasy na świecie, przetłumaczonych na 40 języków i sprzedanych w ponad 87 mln egzemplarzy. W przeciwieństwie do wielu innych fantastycznych sag szerokim łukiem omijają one sztampę i zabierają czytelnika w niesamowitą podróż, pełną intelektualnych atrakcji. W końcu pierwszy tom Świata Dysku powstał jako sprzeciw wobec wtórności fantastyki lat 70. i 80. XX wieku. Jak pisze w świeżo wydanej po polsku książce „Terry Pratchett. Życie i praca z magią w tle" Craig Cabell, „twierdził, że [temu gatunkowi] brakuje (...) wyobraźni – tej, która powinna go napędzać – i że tylko przeżuwa wypróbowane scenariusze".

Cabell w swojej literackiej biografii Pratchetta opisuje, jak stał się on jednym z najpoczytniejszych autorów na świecie. Zanim zabrał się do pisania, był zapalonym czytelnikiem pożerającym wszelkie książki, od Jane Austen po mitologię. Swój los przypieczętował, czytając „Władcę Pierścieni" Tolkiena – wtedy zainteresował się fantastyką. W wieku zaledwie 15 lat debiutował na łamach popularnego wówczas, a nieistniejącego już pisma „Science Fantasy" opowiadaniem „The Hades Business", w którym już można było zauważyć poczucie humoru, z którego będzie później znany. Szatan, który ma problemy z pozyskiwaniem nowych mieszkańców piekła, robi z niego wesołe miasteczko, by ściągnąć tam klientów. Odnosi ono taki sukces, że zmęczony diabeł ucieka przed rozgardiaszem do... Nieba.

Ze słowem pisanym Pratchett związał się do końca życia. Nie kończąc szkoły, zatrudnił się w lokalnej gazecie – jako dziennikarz pracował przez kilkanaście lat. Nie porzucił jednak marzenia o pisaniu: jeszcze w latach 70. opublikował swoje pierwsze powieści – skierowany do dzieci „Dywan", a także dwa utwory science fiction, które jednak nie odniosły sukcesu.

Przyniosła go dopiero właśnie seria Świat Dysku, którą zapoczątkował wydany w 1983 roku „Kolor magii" – pisana po godzinach, w czasie gdy był jednym z rzeczników prasowych Centralnego Zarządu Producentów Energii. To parodia fantasy opowiadająca chaotyczne przygody czarodzieja Rincewinda podróżującego z turystą Dwukwiatem po płaskim świecie płynącym przez kosmos na barkach czterech słoni, które stoją z kolei na skorupie wielkiego żółwia A'Tuina. Główny bohater nie zna żadnego zaklęcia; po drodze protagoniści odnajdują m.in. wyjątkowo gadatliwy magiczny miecz, by pod koniec wylecieć poza krawędź świata podczas próby sprawdzenia płci A'Tuina. Od tego momentu poczucie humoru jest elementem rozpoznawczym prozy Pratchetta. Jest angielskie, czyli bardzo subtelne – nawet gdy autor „Piątego elefanta" wprowadza do akcji zbrodnię w fabryce prezerwatyw, robi to z prawdziwym wdziękiem.

Już sam pomysł humorystycznego podejścia do znanych klisz uczyniłby Pratchetta tym, kim dla gatunku science fiction jest Douglas Adams, autor cyklu „Autostopem przez galaktykę". Gdyby jednak twórca „Korony pasterza" na tym się zatrzymał, konwencja mogłaby się rychło wyczerpać i być może napisałby jedynie „trylogię w pięciu częściach". Pratchett już w trzecim tomie, „Równoumagicznieniu", opowiada historię wiejskiej dziewczyny, która odkrywa w sobie umiejętności magiczne i postanawia je rozwijać na Niewidocznym Uniwersytecie. Problem w tym, że wstępować do tej szkoły mogą jedynie mężczyźni, w związku z czym Esk postanawia uciec się do podstępu. To nie tylko szpila wbita mainstreamowej fantasy, w której z reguły zawód czarodzieja zarezerwowany jest wyłącznie dla mężczyzn (kobiety mogą być co najwyżej czarownicami, a to co innego), ale także wyraz poparcia dla równouprawnienia płci.

Truizmem byłoby stwierdzenie, że Świat Dysku jest odbiciem naszej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Widać to czy to w naśladujących różne państwa krainach („francuski" Quirm czy „chińskie" Imperium Agatejskie), czy też w częstym odwoływaniu się do znanych motywów z kultury wysokiej i nie tylko (choćby do Szekspira w „Trzech wiedźmach" czy rocka w „Muzyce duszy"). To wszystko jest dla Pratchetta tłem dyskusji ze współczesnymi w naszym okrągłym świecie. Zbiorowym głównym bohaterem całej serii jest Ankh-Morpork: „największa metropolia multiwersum". Choć jeszcze w „Ruchomych obrazkach" czytamy, że „wszystkie drogi prowadzą z Ankh-Morpork, ale czasami ludzie podążają nimi w niewłaściwym kierunku", już niebawem chcą w nim mieszkać i rozwijać się różne istoty niezależnie od religii, płci czy gatunku. Ankh-Morpork daje pracę, pieniądze, uznanie: autor szczególną uwagę poświęca krasnoludom będącym typowym przykładem imigrantów zarobkowych.

Zawładniemy tobą hurtowo

Opiewany przez niego postęp nie bierze się jednak sam z siebie. Jego źródłem nie są bogowie czy magia, lecz człowiek, jego twórcza inwencja. Za wieloma projektami modernizacyjnymi stoi technokratyczny władca, patrycjusz Havelock Vetinari, będący literackim wcieleniem makiawelizmu. To zwolennik zasady „jeden człowiek – jeden głos", przy czym to on jest tym człowiekiem. To on stoi za „ucywilizowaniem" piłki nożnej w „Niewidocznych Akademikach" czy budową kolei, która w „Para w ruch" łączy Ankh-Morpork z Überwaldem – parodią wschodniej Europy, ze szczególnym uwzględnieniem okolic Siedmiogrodu. I to jego oświecona polityka zapewnia zgodę i bezpieczeństwo, tak potrzebne, by mógł panować pokój, a relacje handlowe mogły się rozwijać. Pratchett wiódł z wojną ciężki bój: czy to w „Bogowie, Honor, Ankh-Morpork", czy w „Potwornym regimencie", nie pozostawiał suchej nitki na tych, którzy widzieli w niej słuszne narzędzie rozwiązywania konfliktów. Nad szczęk oręża pisarz przedkłada brzęczącą monetę. To właśnie podejście opiewają morporkianie w swoim hymnie „Zawładniemy tobą hurtowo", śpiewając: „bojowa chwała wieńczy cudzą skroń, gotówka naszą stanowi broń".

Pratchett był więc zdecydowanym piewcą liberalnej demokracji, w której tolerancyjni i pacyfistycznie nastawieni do świata obywatele żyją sobie spokojnie pod opiekuńczym okiem elit rządzących. Dobrym przykładem na to jest „Para w ruch", ostatnia powieść Pratchetta wydana za jego życia. Świat Dysku wkracza w nową erę, wiek pary i elektryczności – nieuniknionego nie udaje się powstrzymać także fundamentalistycznym krasnoludom-gragom sięgającym nawet po terroryzm. Do lamusa odesłane zostają nieprzydatna magia i będąca jedynie zbiorem przesądów religia.

Tylko czy taki świat mógłby przetrwać? Czy rzeczywiście pokładający nadzieję w brzęku monety Morporkianie mogą przeciwstawić się przekonanym o swojej wyższości gragom? Lektura kolejnych powieści Pratchetta to jedyne w swoim rodzaju przeżycie – intelektualna uczta, podróż po intrygującym świecie, okazja do śmiechu, nawet do rozpuku, ale i do sporu, zarówno z własnymi dogmatami, jak i wizją rzeczywistości autora. I to ma swoją wartość, nawet jeśli dochodzimy do wniosku, że żółw nie płynie w upragnionym kierunku. Okazuje się bowiem, że nasz świat nie jest taki płaski, jakim go widzą doktrynerzy.

Autor jest politologiem, dziennikarzem „Gościa Niedzielnego"

Gdyby Terry Pratchett dożył obecnej fali uchodźczej do Europy, pewnie napisałby o niej powieść. Kazałby tysiącom wilkołaków, wampirów i goblinów uciekać przed wojną w Überwaldzie do zamożnego Ankh-Morpork. Być może do akcji wkroczyłby szef Straży Nocnej Samuel Vimes, tropiąc „gatunkistowski" spisek miejscowych arystokratów? Wiadomo by było, po której stronie stoi autor, choć jednocześnie nie przepuściłby okazji, by wbić szpilę Kampanii Równego Wzrostu (organizacji walczącej o równouprawnienie krasnoludów, w którą zaangażowani są wyłącznie ludzie).

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka