Zwolennicy nałożenia na producentów i importerów tabletów oraz smartphonów obowiązku uiszczania opłat argumentują, że jest to niezbędne dla ochrony interesów wskazanych podmiotów. Twórcy, artyści wykonawcy oraz producenci – jak zapewne zakładają zwolennicy nałożenia opłat na smartphony i tablety – ponoszą straty w związku z kopiowaniem w ramach użytku prywatnego na tych urządzeniach.
Kwoty, które można uzyskać w związku z nałożeniem na producentów i importerów opłat, o których mowa w art. 20 PrAut, są rzeczywiście znaczące. Chodzi tu bowiem o około 300 milionów złotych, co w porównaniu z kwotą kilkunastu milionów rocznie, którą organizacje zbiorowego zarządu dysponują obecnie, musi robić wrażenie. Trudno nie zadać sobie w takiej sytuacji pytania o zasadność proponowanych rozwiązań. Pojawia się tu w szczególności pytanie, czy zwielokrotnianie w ramach użytku prywatnego, do którego mogą służyć wskazane urządzenia rzeczywiście powoduje tak znaczne straty dla twórców, wykonawców oraz producentów i wydawców?
Obecny system niejako z definicji generuje konflikty pomiędzy zainteresowanymi grupami podmiotów. Tak dzieje się we wszystkich państwach Unii Europejskiej, nie tylko w Polsce, gdzie wprowadzono tzw. copyright levies. Spory dotyczą zarówno kategorii urządzeń, od sprzedaży których mają być pobierane opłaty, a także wysokości tych opłat oraz sposobu ich obliczania. Spory te pokazują, że należałoby raczej zastanowić się nad tym, czy dominujący obecnie model jest właściwym sposobem na zapewnienie twórcom, artystom wykonawcom oraz producentom właściwej rekompensaty za zwielokrotnianie w ramach użytku prywatnego. Przykłady Hiszpanii i Norwegii pokazują, że możliwe są inne formy zagwarantowania uprawnionym rekompensaty. Zanim jednak przedstawione zostanie alternatywne rozwiązanie wobec obecnie funkcjonującego, warto przyjrzeć się słabościom modelu dominującego obecnie.
Model opłat reprograficznych przyjęty w art. 20 PrAut, został stworzony w Niemczech w latach 50-tych i 60-tych XX wieku. Był ono odpowiedzią na pojawienie się magnetofonów i magnetowidów, czyli urządzeń umożliwiających zwielokrotnianie przedmiotów chronionych w prawie autorskim. Uświadomiono sobie wtedy, że kontrolowanie korzystania z dóbr chronionych w prawie autorskim przez osoby fizyczne, jest w zasadzie niemożliwe, a ponadto wiąże się ze znaczną ingerencją w sferę prywatności. Stwierdzono również wtedy, że możliwość sporządzania kopii zagraża interesom uprawnionych i może pozbawiać ich części wynagrodzenia, które mogliby uzyskać z tytułu udostępniania egzemplarzy.
System opłat od urządzeń kopiujących i nośników miał pogodzić różne interesy. Po pierwsze, zezwalał na kopiowanie w sferze prywatnej. Wyłączał tym samym niebezpieczeństwo nadmiernej ingerencji w sferę prywatności użytkownika przez uprawnionych. Po drugie, zabezpieczał interesy uprawnionych w ten sposób, że mieli oni uzyskiwać wynagrodzenie za korzystanie w ramach użytku prywatnego za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania z opłat pobieranych od producentów i importerów urządzeń kopiujących i nośników z tytułu sprzedaży tych urządzeń. Tak stworzony system pośrednio obciążał zatem faktycznie korzystające w ramach użytku prywatnego, gdyż opłata mogła być przerzucona na nabywcę sprzętu. Po trzecie wreszcie, o czym często zapomina się w dyskusjach o opłatach od nośników i urządzeń kopiujących, system ten pozwalał również działać producentom i importerom wspomnianych urządzeń, bez obaw że ich działalność zostanie uznana za pośrednie naruszenie praw autorskich.