Propaganda na całego

Może za często ten stary żart powtarzam, ale ? znacie? znamy! To posłuchajcie „Icek, z tą twoją żoną to całe miasto sypia! Phi, a co to niby za miasto, jakie tam miasto, cztery chałupy na krzyż!”

Publikacja: 18.05.2010 13:28

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Ta starozakonna anegdota wyraża jedną z podręcznikowych zasad propagandy w sytuacjach kryzysowych. Ponieważ sprzymierzony z PO medialny establishment establishmentu po przysypaniu ich kandydata przez sztab Jarosława Kaczyńskiego setkami tysięcy podpisów wpadł w autentyczną panikę, chwyta się schematów starych i sprawdzonych, ale zupełnie pozbawionych finezji. Kto spędził młodość w szarym i ponurym peerelu, ten te schematy bez trudu rozpoznaje. Młodszym wystarczy zapewne chwila zastanowienia.

Tym bardziej, jeśli jednocześnie pozornie zupełnie niezależne od siebie media, politycy i celebryci mówią zupełnie to samo. Tak było po ujawnieniu kompromitującego smoleńskie śledztwo niedbalstwa na miejscu katastrofy. Medialni żołnierze Komorowskiego nie pomyśleli nawet o tym, by spytać ekspertów, jakie znaczenie dla ustalenia przyczyn katastrofy może mieć przeoczony w błocie panel starowania łącznością, ani tym bardziej o przypomnieniu sejmowej fanfaronady pani minister Kopacz, pouczającej opozycję, że „na metr w głąb przekopano całą okolicę, przesiewano ziemię na sitach, zebrano każdy okruch”. Wystąpili natomiast jednogłośnie z potępieniem dla ludzi, którzy skandal ujawnili. W TVN, w Polsat News, w „Polityce” i oczywiście „Gazecie Wyborczej”, w rozmowach radia Zet i świeżo oczyszczonego z „prawicowo-nacjonalistycznego” odchylenia Tok FM pojawiły się gromkie wyrazy potępienia dla tej „obrzydliwości”, jaką jest postępowanie „jakichś patologicznych osobników”, którzy „urządzają sobie wycieczki na miejsce tragedii, żeby wygrzebywać z błota pamiątki”, no i oczywiście dla tabloidów, które żerują na sensacji, choć przecież wiedzą, że wkrótce pojadą do Smoleńska „polscy archeolodzy”.

Ktoś gdzieś podobno ? w Internecie? Pod sklepem? W jakimś wierszu? ? miał powiedzieć o „krwawiących szczątkach” i oto już słyszymy gromki rechot: jakie krwawiące, gdzie po miesiącu krew, co za absurdy, co za nonsens! Pani Kopacz, która z racji totalnego skompromitowania wyżej cytowaną wypowiedzią jak mało kto predestynowana jest do niezabierania więcej w tej sprawie głosu, urządza sobie na antenie telewizji, według Andrzeja Wajdy sprzymierzonej, podśmiechujki: „Polska krew jest taka jak każda inna. Krzepnie”. Jak nieprzypadkowo cytowany na wstępie Icek: co to tam za miasto, ha, ha, cztery chałupy na krzyż, chór klakierów podchwytuje i rechocze do bólu gardeł, i już – problem puszczalskiej żony nie istnieje, problemem jest tylko, jak tę dziurę można nazywać miastem.

Zachęcam do uwagi.

Pamiętam, jak krańcowo oburzeni publicyści „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności” w 1982 roku po trzeciomajowej zadymie jednogłośnie oskarżali „rozwydrzonych wyrostków” o profanowanie flag narodowych (bo manifestanci zdejmowali flagi ze ścian i stojaków i szli z nimi, a bodaj zdarzyło się, że ktoś przyłoił zomicie drążkiem). Identycznie zachowują się dziś propagandyści salonu, w kółko powtarzając na niczym nie opartą opinię o „graniu żałobą i jej wykorzystywaniu”. Im bardziej trudno znaleźć jakikolwiek konkretny przejaw tego rzekomego „grania”, tym usilniej dbają oni o powtórzenie tej frazy po wielokroć, i dodanie, że jest to „oczywiste”. Poseł PO, spytany w TVP Info w rozmowie na żywo o konkretny przykład „grania” oznajmił, że był w tej sprawie sondaż i 65 proc. Polaków uważa, że PiS „gra”, więc to dowód, że „gra”.

Oczywiście, to tylko dowód, że stara propagandowa sztuczka działa. Fachowo nazywa się „intoksykacją” – wrzucić w obieg publiczny „fakt prasowy”, jak to nazwał Bronisław Geremek, i powtarzać tak często, tak głośno, żeby coś, co nie miało miejsca, traktowane było, jakby miało. Modelowym sukcesem, który trafi do podręczników, są wspominane tu już okropności IV Rzeczpospolitej, które ponoć dla wszystkich są oczywiste, tylko nikt sobie nie potrafi przypomnieć żadnego konkretnego horrendum, który by rzeczywiście wytworzony wokół rządów PiS paroksyzm strachu usprawiedliwiał.

Czy ktoś rzeczywiście mówił o „krwawiących szczątkach”? Czy naprawdę gdzieś rozdawano zdjęcia prezydenckiej pary w zamian za podpis? Pominąwszy błahość tych zdarzeń, absolutnie nijak mających się do agresji wysokich rangą przedstawicieli kampanii PO i ich uchybień wobec rzeczywistości, nie wiadomo wcale, czy to nie zwykła, kolejna GW-prawda. Modelowym przykładem kłamstwa w służbie Komorowskiego staje się upowszechniona wśród obrazowanszcziny „miejska legenda” o księdzu, potem nawet biskupie, który miał w kazaniu wyrazić żal, że samolot nie spadł gdy leciał z premierem, w dniu 7 kwietnia. Oszczerstwo to powtórzone zostało w kilku felietonach i komentarzach prasowych, w niezliczonej liczbie wpisów internetowych, a w końcu rzucone zostało publicznie przez Andrzeja Wajdę, który przypisał haniebne słowa „biskupowi przemyskiemu”, a potem, w rozmowie z dziennikarzami, uściślił, że miał na myśli biskupa kieleckiego Kazimierza Ryczana.

Wajda pobłądził z nadgorliwości ? skuteczność oszczerczej „szeptanki” na tym polega, żeby każdy słyszał, że gdzieś dzwonią, ale nikt nie wiedział, o co konkretnie chodzi. Gdyby poprzestał na wersji „pewien ksiądz” nie byłoby okazji kłamstwa przygwoździć. A tak można. Owoż: żaden biskup ani ksiądz, ani z Kielc, ani z Przemyśla, ani nigdzie w ogóle niczego takiego nie powiedział. Kłamstwo powstało z przekręcenia słów księdza prałata Zbigniewa Suchego, który 11 kwietnia słowami, że mogło się zdarzyć inaczej, mógł trzy dni wcześniej spaść samolot z premierem, powiedział coś dokładnie przeciwnego, niż mu to przypisano: że tragedia nie ma charakteru partyjnego, że mogła dotknąć innych, że, ogólnie, nasze życie jest kruche i stale zagrożone. Kto chce, może sprawdzić.

Jeszcze jedną z zasad propagandy, prymitywnych, ale zawsze skutecznych niczym gra w „dobrego i złego policjanta” jest ustawianie fałszywych symetrii. I znów mamy tu do czynienia z sytuacją, gdy te same, niemal jednobrzmiące frazy pojawiają się jednocześnie w niezależnych od siebie wypowiedziach ludzi, którzy nie przyznaliby się zapewne do wspólnej inspiracji. Ktoś powie, że to może instynkt, wyrobiony wieloletnim doświadczeniem w nagonkach. Być może. Ale każdy strażak powie, że gdy pożar zaczął się jednocześnie w kilku miejscach, to hipoteza o celowym podpaleniu jest tą najbardziej prawdopodobną.

Zmyślone albo wyolbrzymione przejawy „agresji” PiS mają równoważyć oczywistą agresję PO. To kłamstwo. Nie ma żadnej takiej symetrii. Władysław Bartoszewski, przypisujący sobie immunitet „bezpartyjnego staruszka” jest ministrem w kancelarii premiera RP. Stefan Niesiołowski ? wicemarszałkiem Sejmu z ramienia PO, Kazimierz Kutz ? senatorem PO, Sławomir Nowak ? szefem sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, sztabu, który konkretne osoby wybrał do zaprezentowania się podczas uroczystej prezentacji komitetu honorowego i dlatego za to, co one powiedziały, odpowiada. Usilny klangor działaczy PO i ich dziennikarskich szalikowców, że niby PiS pierwszy zaczął, PiS pierwszy nie uszanował żałoby, bo poeta napisał w wierszu o łajdakach albo złodziejach, bo starsza pani pod pałacem syczała na Monikę Olejnik, bo w telewizji wyemitowano dokument pokazujący bez komentarza i „smrodku dydaktycznego” Polaków przeżywających historyczny moment, bo anonimowi internauci dywagują na forach o celowym strąceniu prezydenckiego samolotu ? jest niczym więcej, jak groteskową, rozpaczliwą próbą stworzenia za wszelką cenę pozorów równowagi, dla podtrzymania w wierności tych najgłębiej zindoktrynowanych, zupełnie wyzutych z resztek własnego rozsądku.

Jeśli do czegoś kogoś namawiam, to wcale nie do takiego czy innego głosowania ? sam w końcu pewnie zagłosuję ze świadomością, że wybieram mniejsze zło. Namawiam tylko do myślenia. Do otwartych oczu, krytycznego traktowania tego, co nam babilońska maszyna do zarządzania emocjami tłumów sączy w uszy, do podejrzliwości, zwłaszcza wobec tych, których załganie i wieloletnie, piętrowe manipulacje obnażyła jaskrawo w tragicznym momencie narodowa żałoba. Moim zdaniem, przy odrobinie krytycyzmu po prostu nie sposób nie zauważyć, że niektóre, szczególnie oddane władzy media wyraźnie kierują się podręcznikowymi zasadami propagandy.

Ta starozakonna anegdota wyraża jedną z podręcznikowych zasad propagandy w sytuacjach kryzysowych. Ponieważ sprzymierzony z PO medialny establishment establishmentu po przysypaniu ich kandydata przez sztab Jarosława Kaczyńskiego setkami tysięcy podpisów wpadł w autentyczną panikę, chwyta się schematów starych i sprawdzonych, ale zupełnie pozbawionych finezji. Kto spędził młodość w szarym i ponurym peerelu, ten te schematy bez trudu rozpoznaje. Młodszym wystarczy zapewne chwila zastanowienia.

Tym bardziej, jeśli jednocześnie pozornie zupełnie niezależne od siebie media, politycy i celebryci mówią zupełnie to samo. Tak było po ujawnieniu kompromitującego smoleńskie śledztwo niedbalstwa na miejscu katastrofy. Medialni żołnierze Komorowskiego nie pomyśleli nawet o tym, by spytać ekspertów, jakie znaczenie dla ustalenia przyczyn katastrofy może mieć przeoczony w błocie panel starowania łącznością, ani tym bardziej o przypomnieniu sejmowej fanfaronady pani minister Kopacz, pouczającej opozycję, że „na metr w głąb przekopano całą okolicę, przesiewano ziemię na sitach, zebrano każdy okruch”. Wystąpili natomiast jednogłośnie z potępieniem dla ludzi, którzy skandal ujawnili. W TVN, w Polsat News, w „Polityce” i oczywiście „Gazecie Wyborczej”, w rozmowach radia Zet i świeżo oczyszczonego z „prawicowo-nacjonalistycznego” odchylenia Tok FM pojawiły się gromkie wyrazy potępienia dla tej „obrzydliwości”, jaką jest postępowanie „jakichś patologicznych osobników”, którzy „urządzają sobie wycieczki na miejsce tragedii, żeby wygrzebywać z błota pamiątki”, no i oczywiście dla tabloidów, które żerują na sensacji, choć przecież wiedzą, że wkrótce pojadą do Smoleńska „polscy archeolodzy”.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego rząd chce utajnić ekshumacje w Ukrainie?
felietony
Estera Flieger: Posłowie Konfederacji nie znają polskiej historii