Ta starozakonna anegdota wyraża jedną z podręcznikowych zasad propagandy w sytuacjach kryzysowych. Ponieważ sprzymierzony z PO medialny establishment establishmentu po przysypaniu ich kandydata przez sztab Jarosława Kaczyńskiego setkami tysięcy podpisów wpadł w autentyczną panikę, chwyta się schematów starych i sprawdzonych, ale zupełnie pozbawionych finezji. Kto spędził młodość w szarym i ponurym peerelu, ten te schematy bez trudu rozpoznaje. Młodszym wystarczy zapewne chwila zastanowienia.
Tym bardziej, jeśli jednocześnie pozornie zupełnie niezależne od siebie media, politycy i celebryci mówią zupełnie to samo. Tak było po ujawnieniu kompromitującego smoleńskie śledztwo niedbalstwa na miejscu katastrofy. Medialni żołnierze Komorowskiego nie pomyśleli nawet o tym, by spytać ekspertów, jakie znaczenie dla ustalenia przyczyn katastrofy może mieć przeoczony w błocie panel starowania łącznością, ani tym bardziej o przypomnieniu sejmowej fanfaronady pani minister Kopacz, pouczającej opozycję, że „na metr w głąb przekopano całą okolicę, przesiewano ziemię na sitach, zebrano każdy okruch”. Wystąpili natomiast jednogłośnie z potępieniem dla ludzi, którzy skandal ujawnili. W TVN, w Polsat News, w „Polityce” i oczywiście „Gazecie Wyborczej”, w rozmowach radia Zet i świeżo oczyszczonego z „prawicowo-nacjonalistycznego” odchylenia Tok FM pojawiły się gromkie wyrazy potępienia dla tej „obrzydliwości”, jaką jest postępowanie „jakichś patologicznych osobników”, którzy „urządzają sobie wycieczki na miejsce tragedii, żeby wygrzebywać z błota pamiątki”, no i oczywiście dla tabloidów, które żerują na sensacji, choć przecież wiedzą, że wkrótce pojadą do Smoleńska „polscy archeolodzy”.
Ktoś gdzieś podobno ? w Internecie? Pod sklepem? W jakimś wierszu? ? miał powiedzieć o „krwawiących szczątkach” i oto już słyszymy gromki rechot: jakie krwawiące, gdzie po miesiącu krew, co za absurdy, co za nonsens! Pani Kopacz, która z racji totalnego skompromitowania wyżej cytowaną wypowiedzią jak mało kto predestynowana jest do niezabierania więcej w tej sprawie głosu, urządza sobie na antenie telewizji, według Andrzeja Wajdy sprzymierzonej, podśmiechujki: „Polska krew jest taka jak każda inna. Krzepnie”. Jak nieprzypadkowo cytowany na wstępie Icek: co to tam za miasto, ha, ha, cztery chałupy na krzyż, chór klakierów podchwytuje i rechocze do bólu gardeł, i już – problem puszczalskiej żony nie istnieje, problemem jest tylko, jak tę dziurę można nazywać miastem.
Zachęcam do uwagi.
Pamiętam, jak krańcowo oburzeni publicyści „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności” w 1982 roku po trzeciomajowej zadymie jednogłośnie oskarżali „rozwydrzonych wyrostków” o profanowanie flag narodowych (bo manifestanci zdejmowali flagi ze ścian i stojaków i szli z nimi, a bodaj zdarzyło się, że ktoś przyłoił zomicie drążkiem). Identycznie zachowują się dziś propagandyści salonu, w kółko powtarzając na niczym nie opartą opinię o „graniu żałobą i jej wykorzystywaniu”. Im bardziej trudno znaleźć jakikolwiek konkretny przejaw tego rzekomego „grania”, tym usilniej dbają oni o powtórzenie tej frazy po wielokroć, i dodanie, że jest to „oczywiste”. Poseł PO, spytany w TVP Info w rozmowie na żywo o konkretny przykład „grania” oznajmił, że był w tej sprawie sondaż i 65 proc. Polaków uważa, że PiS „gra”, więc to dowód, że „gra”.