Po pierwsze, Kaczyński jest Hitlerem, bo „jak naziści organizuje marsze z pochodniami". W takim razie Hitlerów mamy całkiem sporo. Byli nimi uczestnicy manifestacji patriotycznych przed powstaniem styczniowym i w czasie rewolucji 1905 roku, uczestnicy czarnych marszów w latach 90., ludzie sprzeciwiający się łamaniu praw człowieka w Czeczenii, a także uczestnicy demonstracji patriotycznych z drugiej połowy lat 70. współorganizowanych przez – uwaga! – Bronisława Komorowskiego.
Po drugie, jak dowodzi Stefan Bratkowski w liście do kolegów, hasło „Polsko, obudź się" to kopia hitlerowskiego „Deutschland, erwache!". A więc „budzenie" narodu jest domeną nazistów. Tylko co zrobić z budzącym Izrael Beniaminem Netanjahu i amerykańskimi wyborami do Kongresu, w których hasło „Wake up, America" jest jednym z najpopularniejszych sloganów?
– Było już (to hasło) używane tyle razy, przez tylu, od tak dawna, w tylu znaczeniach, że dziś nie ma już żadnego znaczenia – narzekał po ostatnich wyborach Michael Kruse, komentator z Florydy. Swoją drogą, przyjrzyjmy się najsłynniejszemu amerykańskiemu sloganowi politycznemu. Przecież hasło Kennedy'ego: „Nie pytaj, co Ameryka zrobiła dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla Ameryki", to – przy odrobinie zapału interpretacyjnego – czysta totalitarna indoktrynacja, pełne podporządkowanie jednostki państwu kosztem szczęścia indywidualnego. A co z Dalajlamą albo Janem Pawłem II, którzy mówili o „przebudzeniu"? Można by się tak bawić w nieskończoność.
No i w końcu nieśmiertelny Carl Schmitt, czyli wzmacnianie wspólnoty poprzez świadomość posiadania przez nią wrogów, co ma być zdaniem niektórych szczególną pisowską specjalnością (zapożyczoną wprost od Hitlera, a jakże). – Paliwo antypisowskie jest już na wyczerpaniu. PO potrzebuje nowego otwarcia – to Grzegorz Schetyna w rozmowie z dziennikarką Anną Wojciechowską pół roku temu. Owszem, stronnictwa żywią się budowaniem wrogości do przeciwników politycznych, wszystkie, jak świat światem.
Ten Hitler to oczywiście ekstremum, bo brutalniej już się nie da. Tusk jako Stalin to przedstawienie uliczne, zresztą ulica nigdy się nie patyczkowała („Buzek, ty zmoro, zginiesz jak Aldo Moro", „Giertych do wora, wór do jeziora"), ale ciekawsze są konstrukcje logiczne tworzone przez prawicę. Oto Jarosław Kaczyński dowodzi, że obrażanie pamięci zmarłych to „w istocie zapowiedź używania siły, strzelania".
Niewątpliwie tolerowanie czy nawet polityczne wykorzystywanie przez Donalda Tuska Janusza Palikota psychopatycznie nękającego rodziny zmarłych w katastrofie smoleńskiej było bardzo ponurą lekcją politycznego cynizmu. Ale jak z tego wyrokować, że następnym etapem będą kule? W ten sposób też można udowodnić wszystko. I się udowadnia. Po Smoleńsku emocje z obu stron są tak silne, że jakiekolwiek realistyczne związki przyczynowo-skutkowe się nie liczą.