Jerzy Surdykowski: Bawcie się dobrze, ale beze mnie, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy PiS-owskich

Od początku lat 2000. nabrzmiewał ruch dziennikarzy uważających się za „niezależnych” tylko dlatego, że służyli innej partii niż ta, która sprawowała władzę. W nowym SDP nie pamiętano czasów, kiedy za niezależność płaciło się utratą pracy albo i więzieniem.

Publikacja: 22.10.2024 04:39

SDP

SDP

Foto: Adobe Stock

Trudno znaleźć grupę zawodową o tak marnej reputacji. Ale i oni mieli swe wielkie chwile; akurat 44 lata temu, gdy jesienią 1980 r. zostały podpisane porozumienia sierpniowe, ale cenzura prewencyjna srożyła się jak dawniej. Zaczęły więc powstawać grupy zbuntowanych, pisano protesty, szukano poparcia w Solidarności. Jestem chyba jedyną z żyjących jeszcze osób, które brały udział w tamtym poruszeniu i stały na jego czele. Efektem naszego działania był Nadzwyczajny Zjazd Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który w ostatnich dniach października 1980 r. potępił cenzurę, opowiedział się za realizacją porozumień sierpniowych, wybrał zupełnie nowe władze SDP i zmienił statut. Prezesem został już nieżyjący Stefan Bratkowski, a ja – razem z także zmarłym już Maciejem Iłowieckim – wiceprezesami.

Zapomnianych 1500 dziennikarzy, których pozbawiano pracy i usuwano z zawodu

W ciągu „festiwalu wolności” budynek SDP przy ulicy Foksal był miejscem pasjonujących spotkań, na które przychodziła „cała Warszawa”. Potem jednak przyszedł nieodwołalny 13 grudnia 1981 r., a SDP zostało zawieszone, a potem zdelegalizowane, zaraz po Solidarności. Czekało nas nieprzewidziane statutem ośmiolecie działalności konspiracyjnej aż do 1989 r. Było niebezpiecznie, ale przygniatająca większość członków wybranych władz wzięła na siebie to ryzyko. A było komu pomagać: ponad 1500 dziennikarzy zostało pozbawionych pracy albo całkowicie (tak jak ja) usuniętych z zawodu. O większości tych ludzi dobrego i odważnego serca już dawno zapomniano.

Życie poszło swoją drogą. Od początku lat 2000. nabrzmiewał ruch dziennikarzy uważających się za „niezależnych” tylko dlatego, że służyli innej partii niż ta, która sprawowała władzę. Nie pamiętali czasów, kiedy za niezależność płaciło się utratą pracy albo i więzieniem. Po 2011 r., kiedy na kolejnym zjeździe wybrano nowego prezesa, można rozszyfrowywać skrót jako „Stowarzyszenie Dziennikarzy PiS-owskich”.

Czytaj więcej

PiS i media. Ręczne sterowanie, donosy i nadgorliwość

Uśmiechnięta prezes SDP Jolanta Hajdasz protestuje przeciw „bezprawnym zmianom w publicznym radiu i telewizji”

Co dalej, gdy władza PiS wreszcie upadła? Nie moja sprawa; z datą 17 lipca 2011 r. na ręce prezesa Krzysztofa Skowrońskiego złożyłem prośbę o skreślenie mnie z listy członków. Inni zrobili to wcześniej i mieli rację. Na stronie internetowej uśmiecha się prezes (do niedawna wice) Jolanta Hajdasz, protestując przeciw „bezprawnym zmianom w publicznym radiu i telewizji”. A ja wciąż figuruję na tej liście.

Miałem przyjaciela, który w 1983 r. oddał legitymację PZPR, ale po czterech latach okazało się, że wciąż jest członkiem; sekretarz płacił składki z własnej kieszeni, żeby nie psuć statystyki. Bawcie się dobrze, ale beze mnie!

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Orbán udziela azylu Romanowskiemu: potężny cios w PiS i jedność Unii Europejskiej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polska mistrzem Polski: przegrywa ze sobą i nie umie opowiedzieć o pomocy niesionej Ukrainie
Opinie polityczno - społeczne
Marek Budzisz: Europejskie wojska w Ukrainie – jak to zrobić, by nie zaszkodzić Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Putin wszedł w buty Dziadka Mroza
opinie
Jim Cloos: Tusk jest wielkim graczem w Europie
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10