Paweł Łepkowski: Donald Trump z Kamalą Harris na mocny remis w niegrzecznej debacie

To była szczególnie dramatyczna konfrontacja polityczna, pokazująca prawdziwe oblicze Donalda Trumpa i Kamali Harris. Obydwoje pokazali temperament, dobre przygotowanie merytoryczne i zdolności do szybkiej riposty.

Publikacja: 11.09.2024 10:16

Paweł Łepkowski: Donald Trump z Kamalą Harris na mocny remis w niegrzecznej debacie

Foto: SAUL LOEB / AFP

Wyrokowanie, kto wygrał pierwszą debatę telewizyjną kandydatów w wyborach na prezydenta USA, nie ma większego znaczenia. Zresztą każda ocena jest w tym wypadku subiektywna i związana z sympatiami recenzenta. Gdybym jednak miał się pokusić o tego typu uznaniową, własną ocenę, to mój werdykt brzmi: bardzo mocny remis.

Abstrahując od oceny merytorycznej wypowiedzi, obydwoje kandydaci pokazali pazur i determinację do stanowczego przedstawienia swoich poglądów. Czy tego właśnie oczekują wyborcy? Najwyraźniej epoka ugrzecznionych dyskusji odchodzi do lamusa.

Debata Donald Trump – Kamala Harris. Twarda weryfikacja osobowości kandydatów

Wiceprezydent Kamala Harris miała początkowo wyraźny kłopot z opanowaniem widocznego zdenerwowania. Jej głos słabł i drżał. Ktoś najwyraźniej zapomniał podać jej wody, bo kandydatce wyraźnie zasychało w gardle. Ten szczegół powodował, że pierwsze słowa, które miały być twardym uderzeniem w przeciwnika, okazały się bardzo słabym ciosem, na który Donald Trump był doskonale przygotowany.

Należy jednak podkreślić, że to Harris zaczęła bezpośrednie ataki na przeciwnika, przez co sprowokowała go do silnego personalnego kontrataku, który z trudem znosiła. Trump ze spokojem i kamienną twarzą wysłuchiwał wypowiedzi Kamali Harris, po czym błyskotliwie je torpedował. W pewnym momencie przeszedł zręcznie od obrony do ataku, niejednokrotnie zapędzając konkurentkę w róg ringu. Kiedy jednak wydawało się, że republikanin zaczyna dominować w dyskusji, demokratka ruszyła do odparowywania mocnych ciosów. To wyraźnie zirytowało i wytrąciło z równowagi Donalda Trumpa. Efekt był bardzo korzystny dla Harris. Rozzłoszczony Trump zaczął popełniać liczne merytoryczne błędy.

Czytaj więcej

Korespondencja z USA po debacie prezydenckiej: Kamala Harris prowokowała Donalda Trumpa i pokazała przewagę

Kamala Harris za wszelką cenę chciała zaprezentować się jako przedstawicielka klasy średniej wychowana w umiarkowanie zamożnej rodzinie. W dość naiwny i ckliwy sposób próbowała przekonać widzów, że jest jedną z nich, a konkurent jest człowiekiem żyjącym w oderwanej rzeczywistości świata ludzi najbogatszych. Wspominała, że już w dzieciństwie poznała trudy życia klasy średniej, podczas gdy Trump odziedziczył miliony dolarów i nigdy nie zaznał prozy życia. Odpowiedź Trumpa była krótka i celna. Uciął temat, przypominając, że po ojcu odziedziczył zaledwie ułamek wspomnianej kwoty, o której mówi jego przeciwniczka, a mądrymi inwestycjami pomnożył te pieniądze, zamieniając miliony w miliardy.

W odpowiedzi na zarzuty o życie w oderwaniu od rzeczywistości Trump nazwał swoją przeciwniczkę marksistką, zarzucając jej, że skrajnie lewicowe poglądy przejęła po ojcu. Ostrzegał przy tym, że Ameryka pod rządami Kamali Harris zamieni się w drugą Wenezuelę.

Obydwoje kandydaci nie uniknęli poważnych błędów merytorycznych i skłonności do grubej przesady

Podczas dramatycznej wymiany zdań na temat aborcji, Kamala Harris uderzała w ton stroskanej kobiety, która jest przerażona tym, że są miejsca w USA, gdzie kobietom odmawia się rzekomo aborcji, przez co umierają w swoich samochodach na parkingach przed szpitalami. Z kolei Donald Trump twierdził, że demokraci popierają aborcję „po urodzeniu”, czyli – jak to nazwał - „egzekucję” dzieci. Zapewne chodziło mu o aborcję w czasie porodu (ang. partial-birth abortion). Jednak ta szczególnie bezduszna metoda uśmiercania zdrowych, rodzących się dzieci, szczęśliwie została zakazana już w 1995 roku.

Czytaj więcej

Z kogo śmieje się Kamala Harris

Kamala Harris chciała tematem aborcji zadać silny cios konkurentowi, jednak wyraźnie wytrąciło jej oręż z ręki oświadczenie Trumpa, że o legalności aborcji muszą zdecydować poszczególne stany w głosowaniach referendalnych, a on sam bezwzględnie popiera powszechny dostęp do aborcji w przypadku zagrożenia życia matki lub ciąży będącej wynikiem gwałtu.

Debata w USA: Czy imigranci jedzą koty i psy?

Wydawało się, że debatę zdominuje najpoważniejszy obszar dzielący kandydatów: polityka imigracyjna, bezpieczeństwo granicy południowej i problem kilkunastu milionów nielegalnych imigrantów żyjących w USA. Niestety Trump zamienił w pewnym momencie tę dyskusję w farsę, twierdząc, że mieszkający w Springfield w stanie Ohio imigranci, którzy przybyli do kraju za rządów prezydenta Joe Bidena, jedzą zwierzęta domowe, w tym głównie koty i psy.

Trudno było nie zgodzić się z Kamalą Harris, która przyjęła to oświadczenie jedynie wybuchem śmiechu. Trump grubo przesadził także, oświadczając, że do ogromnej akcji deportacyjnej nielegalnych imigrantów zamierza rekrutować lokalną policję. Ta wypowiedź powinna zaniepokoić wyborców. Jak bowiem sobie kandydat wyobraża taką operację? Czy amerykańskie domy będą przeszukiwały specjalne komanda poszukujące nieudokumentowanych rezydentów? Czy to nie przypomina czegoś z historii?

Debata Kamali Harris i Donalda Trumpa: Subiektywna ocena wieloletniego amerykańskiego podatnika

Pod względem merytorycznym obietnice programowe Kamali Harris nie wzbudzają mojego entuzjazmu. Zapowiedzi poważnych ulg podatkowych dla jednej grupy obywateli amerykańskich oznaczają podwyżki danin dla innych. Plan Harris jest niebezpieczny dla gospodarki i wartości najważniejszej waluty świata – dolara amerykańskiego. Harris nie ma żadnego pomysłu na problemy związane z nielegalną imigracją i niepokojąco pomija jasne deklaracje dotyczące polityki zagranicznej. Ale w czasie debaty telewizyjnej pokazała zupełnie inny wizerunek niż dotychczas. Być może błędem jej sztabu wyborczego było jej izolowanie. Jest bowiem dobrym mówcą, który umiejętnie posługuje się ciekawie dobranymi argumentami. Bez wątpienia Kamala Harris ma nieznany dotąd potencjał charyzmatycznego lidera, choć wciąż nie potrafi tego do końca wyeksponować.

W odpowiedzi na zarzuty o życie w oderwaniu od rzeczywistości Trump nazwał swoją przeciwniczkę marksistką, zarzucając jej, że skrajnie lewicowe poglądy przejęła po ojcu

Z kolei Donald Trump mimo ogromnych skłonności do konfabulacji, które notabene zdarzały się także jego przeciwniczce, jest w doskonałej kondycji umysłowej. Jego riposty były błyskawiczne i bardzo dotkliwe dla konkurentki. Znaczna część propozycji pokrywa się z moimi wolnorynkowymi poglądami i oczekiwaniami. Niepokoi jednak odwoływanie się do autorytetu Viktora Orbána czy zapowiedź wielkiej, niehumanitarnej akcji skierowanej przeciw nielegalnym imigrantom. Tego typu komunikaty wyrażone w bardzo stanowczym tonie mogą wzbudzać niepokój nawet zwolenników prawej strony amerykańskiej sceny politycznej.

Wyrokowanie, kto wygrał pierwszą debatę telewizyjną kandydatów w wyborach na prezydenta USA, nie ma większego znaczenia. Zresztą każda ocena jest w tym wypadku subiektywna i związana z sympatiami recenzenta. Gdybym jednak miał się pokusić o tego typu uznaniową, własną ocenę, to mój werdykt brzmi: bardzo mocny remis.

Abstrahując od oceny merytorycznej wypowiedzi, obydwoje kandydaci pokazali pazur i determinację do stanowczego przedstawienia swoich poglądów. Czy tego właśnie oczekują wyborcy? Najwyraźniej epoka ugrzecznionych dyskusji odchodzi do lamusa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ameryka na mieliźnie? Oto kwintesencja cywilizacji celebryckiej
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Powódź 2024. Kiedy polityka musi ustąpić miejsca solidarności i współpracy
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nord Stream wiecznie żywy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: W MKiDN kontynuacja polityki Piotra Glińskiego – wymienić wszystkich dyrektorów
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: PiS przykrywa sprawę Czarneckiego protestem i straszy wewnętrzną wojną