Paweł Łepkowski: Prezydencka debata telewizyjna w USA: mission impossible Kamali Harris?

Dzisiaj przed Kamalą Harris stoi najtrudniejsze zadanie w jej politycznej karierze. Musi pokazać Amerykanom oblicze przywódcy i udowodnić, że zasługuje na ich zaufanie. A to zadanie karkołomne w starciu z nieobliczalnym Donaldem Trumpem.

Publikacja: 10.09.2024 16:04

Kamala Harris, Donald Trump

Kamala Harris, Donald Trump

Foto: AFP

Wszyscy znają Donalda Trumpa. Wiedzą, czego mogą się po nim spodziewać. To otwarta, ale bardzo silna karta, którą przebić może jedynie niespodziewanie wyciągnięty as z rękawa. Czy Kamala Harris jest takim politycznym asem? Ani wystąpienie na konwencji w Chicago, ani cała dotychczasowa kampania wyborcza na to nie wskazują. Od czasu, kiedy zastąpiła Joe Bidena jako kandydata demokratów na prezydenta, minęły już dwa miesiące, a nadal w żaden sposób nie zabłysnęła. Jej kampania polega na powtarzaniu tych samych utartych sloganów i ataków personalnych na Trumpa. Jej autorski program wyborczy w zasadzie sprowadza się do odrealnionych budżetowo obietnic poważnych ulg podatkowych dla rodzin oraz mglistych obietnic w sprawie aborcji i uregulowania statusu nielegalnych imigrantów. Nic więcej! Z punktu widzenia polityki zagranicznej może nas niepokoić jej wymowne milczenie oraz zapowiedzi wydatków socjalnych, które bez wątpienia zredukują wydatki zbrojeniowe i pomoc dla Ukrainy.

Od czasu, kiedy Kamala Harris zastąpiła Joe Bidena jako kandydata demokratów na prezydenta USA, minęły już dwa miesiące, a w żaden sposób nie zabłysnęła. Jej kampania polega na powtarzaniu tych samych utartych sloganów i ataków personalnych na Trumpa. 

Te flagowe propozycje ulg podatkowych Harris nie są jednak żadną bieżącą potrzebą. Nie były nawet postulowane przez jakiekolwiek środowiska polityczne czy społeczne. Są typową, bardzo zresztą nieprzemyślaną z ekonomicznego punktu widzenia, inflacjogenną i zadłużającą państwo kiełbasą wyborczą. Szanse na spełnienie tych obietnic są zatem po prostu znikome.

Jeżeli to ma być argument koronny Kamali Harris w czasie starcia z Donaldem Trumpem, to kandydatka demokratów już poległa.

Kamala Harris powinna się odciąć od administracji Joe Bidena

Najnowszy sondaż telewizji ABC wskazuje, że zdecydowana większość Amerykanów oczekuje od następnego prezydenta USA radykalnej zmiany całokształtu dotychczasowej polityki Joe Bidena. 51 proc. ankietowanych uważa, że Trump dokona takiej zmiany, a zaledwie 25 proc. daje pod tym względem szansę obecnej wiceprezydent USA. Kamala Harris jako Biden-bis nie przechyli na swoją korzyść szali wyborczej.

Tym bardziej, że ma niewielkie doświadczenie w debatach wyborczych jeden na jeden. Analitycy wypominają jej ubogie słownictwo, nieumiejętność posługiwania się celnymi ripostami, powtarzanie wyuczonych sloganów oraz – co najważniejsze – problemy z kontrolą własnych emocji.

Nieustanny – wręcz neurotyczny, jak twierdzą niektórzy - śmiech kandydatki, który stał się obiektem złośliwych komentarzy republikanów i zachwytów Baracka Obamy, może wskazywać na rozchwiane emocje. Kamala Harris mówi nosowo, jej głos drży i często się łamie, kiedy kandydatka się zdenerwuje. Na jej twarzy zbyt często dostrzegalne jest poruszenie lub ekscytacja. Republikańskie media świadomie zestawiają zdjęcia ponurej Harris ze szklistymi oczami obok zdjęć, na których kandydatka się śmieje. W komentarzach pojawia się pytanie: „czy ona potrafi cokolwiek innego?”. W pewnym stopniu kandydatka demokratów sama ułatwia pracę wrogim jej publicystom, ponieważ konsekwentnie unika jakichkolwiek rozmów z dziennikarzami. Jej trasa wyborcza oraz spotkania z wyborcami są tak zorganizowane, żeby reporterzy nie mogli zadawać jej pytań. Czasami zdarza się, że któryś z nich wykrzyczy do niej jakieś pytanie, na które ona niemal zawsze odpowiada śmiechem i pokazaniem kciuka. Takie zachowanie budzi oczywiście podejrzenia. Czy kandydatka ma problemy z elokwencją? Czy demokraci ukrywają coś związanego z jej osobowością? A może Kamala Harris wzoruje się na postaci ogrodnika Chance’a z powieści „Wystarczy być” Jerzego Kosińskiego?

 W pewnym stopniu kandydatka demokratów sama ułatwia pracę wrogim jej publicystom, ponieważ konsekwentnie unika jakichkolwiek rozmów z dziennikarzami. Jej trasa wyborcza oraz spotkania z wyborcami są tak zorganizowane, żeby reporterzy nie mogli zadać jej pytania. 

Wszystko wskazuje na to, że jej obóz polityczny przyjął takie właśnie założenie: wystarczy, że ona po prostu jest i lepiej niech się nie odzywa, żeby czar nie prysł za pomocą kilku źle dobranych słów. Ale w czasie debaty telewizyjnej nie ma przecież czasu na milczenie.

Trump czuje się w pojedynkach jeden na jednego jak ryba w wodzie.

Trump to „fighter”, który nie bierze jeńców. Jakże łatwo może wytrącić z równowagi osobę, która i bez tego ma problemy z jej utrzymaniem. Nie oznacza to, że mówi mądrze. Do znudzenia powtarza własne nudne banały i komunały, w sposób, który irytuje miliony ludzi. Ale robi to w miarę swobodnie, nie boi się posługiwać atakiem personalnym i umiejętnie wyczuwa emocje słuchaczy.

Harris brakuje na niego amunicji. Tym bardziej, że flagowy i w zasadzie jedyny poważny postulat wyborczy Kamali Harris, jakim są podatkowe ulgi prorodzinne, spotkał się już z ogromną krytyką niemal wszystkich ekspertów ekonomicznych. Trump nie musi zatem szukać argumentów. Okres jego rządów był pod tym względem znacznie lepszy niż fatalne dla przedsiębiorców ostatnie cztery lata pod rządami Joe Bidena.

Zaproponowane przez Harris 10-krotne rozszerzenie ulg podatkowych dla nowych małych firm, w tym ulga podatkowa do 50 000 dolarów, jest przy obecnym poziomie zadłużenia narodowego po prostu obietnicą nierealną. Poza tym, dlaczego wiceprezydent nie postulowała tego przez ostatnie 3,5 roku u boku Bidena, kiedy rozpędzona przez demokratów inflacja i drożyzna pożerała oszczędności Amerykanów. Harris pozostają zatem jedynie dwa tematy, którymi może umiejętnie walczyć z Trumpem: aborcja i imigracja. Przeciwnik może jej jednak wypomnieć, że w obydwu sprawach nie zrobiła nic w czasie swojej wiceprezydentury.

Raport w sprawie Afganistanu może pogrążyć demokratów.

Pozostaje zatem sprawa stosunku Trumpa do demokracji i oskarżeń o rzekome podżeganie do ataku na Kapitol. W tej sprawie w sukurs przyszło republikanom orzeczenie Sadu Najwyższego USA o całkowitym immunitecie dla urzędującego prezydenta.

Zaproponowane przez Harris 10-krotne rozszerzenie ulg podatkowych dla nowych małych firm, w tym ulga podatkowa do 50 000 dolarów, jest przy obecnym poziomie zadłużenia narodowego po prostu obietnicą nierealną.

Poza tym w ostatniej chwili w ręce Trumpa trafia prawdziwy dynamit w postaci raportu autorstwa kongresmenów republikańskich na temat wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu. Autorzy tego sprawozdania oskarżają administrację Joe Bidena, podpierając się twardymi dowodami w postaci dokumentów wojskowych i informacji wywiadowczych, że decyzja o wycofaniu wojsk amerykańskich z Afganistanu została podjęta przez prezydenta Bidena ad hoc, z karygodnym złamaniem wszelkich protokołów i zasad bezpieczeństwa tak skomplikowanej operacji logistycznej. Z tego powodu doszło w Afganistanie do katastrofy humanitarnej po bezkrwawym oddaniu tego państwa w ręce talibów. I choć rząd Bidena odrzuca ten raport nazywając go „partyjną propagandą” to jednak w ocenie licznych ekspertów zawiera on dobrze udokumentowane i poważnie obciążające demokratów informacje. Jeżeli ten materiał zostanie przez Trumpa odpowiednio wykorzystany w czasie debaty telewizyjnej, Harris znajdzie się w bardzo trudnym położeniu.

Wszyscy znają Donalda Trumpa. Wiedzą, czego mogą się po nim spodziewać. To otwarta, ale bardzo silna karta, którą przebić może jedynie niespodziewanie wyciągnięty as z rękawa. Czy Kamala Harris jest takim politycznym asem? Ani wystąpienie na konwencji w Chicago, ani cała dotychczasowa kampania wyborcza na to nie wskazują. Od czasu, kiedy zastąpiła Joe Bidena jako kandydata demokratów na prezydenta, minęły już dwa miesiące, a nadal w żaden sposób nie zabłysnęła. Jej kampania polega na powtarzaniu tych samych utartych sloganów i ataków personalnych na Trumpa. Jej autorski program wyborczy w zasadzie sprowadza się do odrealnionych budżetowo obietnic poważnych ulg podatkowych dla rodzin oraz mglistych obietnic w sprawie aborcji i uregulowania statusu nielegalnych imigrantów. Nic więcej! Z punktu widzenia polityki zagranicznej może nas niepokoić jej wymowne milczenie oraz zapowiedzi wydatków socjalnych, które bez wątpienia zredukują wydatki zbrojeniowe i pomoc dla Ukrainy.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ameryka na mieliźnie? Oto kwintesencja cywilizacji celebryckiej
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Powódź 2024. Kiedy polityka musi ustąpić miejsca solidarności i współpracy
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nord Stream wiecznie żywy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: W MKiDN kontynuacja polityki Piotra Glińskiego – wymienić wszystkich dyrektorów
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: PiS przykrywa sprawę Czarneckiego protestem i straszy wewnętrzną wojną