To, co odróżnia Igę Świątek od innych tenisistek, to siła mentalna. Nie zawsze tak było – pamiętamy mecze sprzed paru lat, gdy między gemami Iga pochlipywała, nie kontrolując emocji. Jednak dzięki pracy własnej i z psychologiem, Darią Abramowicz, najlepsza tenisistka świata jest teraz wzorem wiary w siebie, koncentracji na zadaniu i zdolności przezwyciężania trudności tak długo, jak toczy się walka. Do ostatniej piłki czuje się zwyciężczynią, a jeśli nawet przegra, rozumie, że to część procesu i że choć przegrała mecz, nauczyła się czegoś, co za chwilę pomoże dalej zwyciężać.
Dlaczego w wyborach nie chodzi o zwycięstwo lepszego programu rozwoju Polski, lecz o zniszczenie przeciwnika
Nie, nie zamierzam udawać felietonisty sportowego. Po prostu myślę o Idze Świątek w kontekście naszych przywódców z ostatniego ćwierćwiecza. Większość z nich to zakompleksione zakapiory, które nie koncentrują się na poprawie własnej gry tylko na zniszczeniu przeciwnika, najlepiej jeszcze przed rozegraniem partii, by wynik był z góry wiadomy. Zamiast brać wzór z Igi Światek wzorują się na łyżwiarce Tonyi Harding, która wkurzona, że ciągle jest druga, nasłała wraz z mężem zbirów na zdolniejszą koleżankę, Nancy Kerrigan, żeby złamali jej kolano. Nie na wiele się to zdało, bo z igrzysk olimpijskich wróciła z dopiero ósmym miejscem. Ale dzięki pobiciu Kerrigan została mistrzynią Stanów Zjednoczonych.
Czytaj więcej
Dobrze, że to nie PiS wynalazł pralkę, sznurowadła albo tabliczkę mnożenia. Jeśli tylko do programu wpisałby kulistość Ziemi, obowiązkiem każdego porządnego demokraty byłoby głosić, że jest płaska jak stół.
Polska nie Stany, konkurencja u nas mniejsza, ale zaciekłość taka sama lub jeszcze gorsza. W wyborach nie chodzi o zwycięstwo lepszego programu rozwoju Polski, lecz o zniszczenie przeciwnika. Zaś po zwycięstwie na krajowym podwórku – cel jest osiągnięty i zaczyna się spoczywanie na laurach. To oczywiście żart: zaczyna się rekrutacja nowych zbirów, którzy pognębią przeciwnika tak, aby przed wyborami wynik był z góry znany. Polityczna olimpiada nikogo nie obchodzi. Wyjazdy zagraniczne służą splendorowi w kraju, a kontakty międzynarodowe zaszkodzeniu przeciwnikom. Czas między wyborami to nie jest czas na szykowanie nowego programu, poduczenie się, lepsze skontaktowanie z wyborcami, lecz czas na wkładanie kija w szprychy zwycięzcom.
PiS przeszkadza PO, PO PiS-owi. A gdzie interes Polski?
Były premier Mateusz Morawiecki, pieszczotliwie zwany Pinokio, namawia premier Włoch, Giorgię Meloni, by nie przyjmowała ambasadora od nowego rządu. Nie czuje się zawstydzony jawnym działaniem na szkodę kraju, gdyż nie bez racji uważa, że politycy PO, korzystając ze swych kontaktów europejskich, zablokowali wypłatę pieniędzy z KPO przed wyborami, żeby utrudnić PiS-owi przedwyborcze szastanie pieniędzmi. Potwierdza tę teorię fakt, że po zwycięstwie Donalda Tuska pieniądze wypłacono na gębę, bez przeprowadzenia uprzednio wymaganych zmian. Wystarczyła wiara, że nowy rząd chce wprowadzić zmiany, tylko chwilowo nie może, bo ustawy blokuje prezydent z wrażego obozu.